Co jak co, ale park w Kaliszu nie był najgorszy. Spory z dużą ilością zieleni, drzew, różnych dziwnych pomników przyrody no i rzeką przy drugiej stronie wyjścia przy teatrze. Właściwie to tam właśnie poszliśmy bo to tam było najwięcej kaczek.
Usiedliśmy sobie na schodach prowadzących w dół na pomost, a tam obserwowaliśmy stado kaczek, które płynęło w małych grupach bądź samotnie. Jedna z nich nawet do nas podpłynęła. Wtedy wstałam i podeszłam na kraniec drewnianej platformy. Nie myślałam zupełnie o tym, że kaczka się spłoszy. Wystraszyłam się tą nagłą reakcją i... Straciłam równowagę.
Już miałam zamykać oczy i przygotowywać się do upadku w tą ściekową wodę, lecz zamiast tego poczułam jak silne dłonie łapią mnie w pasie i wciągają z powrotem na pomost. Odrzuciło mnie wtedy wprost w jego ramiona.
- Wolałbym żebyś leciała na mnie, a nie na kaczki. -Uśmiechnął się lekko.
* * *
Chlebowe dziecko, które mój bohater podczas akcji ratunkowej zostało na schodach, zniknęło. Nie było go dosłownie nigdzie. Szukaliśmy go przez dobrą chwilę ale nie udało nam się go znaleźć.... Usiedliśmy na ławce kilkanaście metrów dalej, pod młodym dębem. Przez chwilę było cicho i spokojnie, lecz za nami rozległ się męski głos.
- Dzień dobry, moglibyście poratować szlugiem albo złotóweczką?
Odwróciliśmy się wtedy oboje do tyłu. Gość wyglądał na zaskoczonego.
- Krzysztof? Ty nie miałeś być na tym marszu?
CZYTASZ
Parada naszych serc... || Krzysztof Bosak × Reader
أدب الهواةJako osoba namówiona przez swoich bliskich znajomych, do wzięcia udziału w marszu różności, w towarzystwie tęczowej flagi wybierasz się tam, już na starcie gubiąc w tłumie. Sprawy nie ułatwia dodatkowy element - wójt Żelazkowa. Okrutnie strąca twoje...