11. Boże, czy tak wygląda koniec?

15 3 0
                                    

- Nic ci nie zrobimy, jeśli będziesz posłuszna. - odzywa się jeden z nich. - Nie krzycz, a damy ci spokój.

Potem wszystko dzieje się szybko. Największy z nich zatyka mi usta jedną dłonią, a drugą zaczyna mnie ciągnąć w stronę dużego samochodu z przyciemnianymi oknami.

Boże, czy nikt nawet nie zauważy jak skończę?

- Powiem prosto z mostu. Masz nam załatwić karty bankowe swoich bogatych rodziców.

Otwieram od razu usta z zaskoczenia. Niby jest dla mnie jakaś szansa, ale jaka?
Nie mogą nam zabrać wszystkich oszczędności. Nie mam pojęcia kim są. Muszę myśleć racjonalnie!

- Kim jesteście? - zamierzam iść na zwłokę.

- Nikim ważnym dla tego popapranego świata. - odpowiada z pogardą ktoś z tyłu. - Potrzebujemy kasy, którą ty nam teraz zapewnisz.

- Nie mam pieniędzy, a moi rodzice wcale nie są bogaci. Musieliście mnie z kimś pomylić.

- Z nikim cię nie pomyliliśmy gówniaro!

Jestem w tej chwili przestraszona bardziej niż on jest zdenerwowany. Przyciska mnie do samochodu i podnosi na mnie rękę. Moje oczy robią się tak wielkie, jak nigdy. Czy on jest w stanie mnie uderzyć?

Błagam, żeby nie bolało tak, jak w filmach.

- Nie będę się z tobą użerał, mała. Pojedziemy teraz do twojego domu i przedstawisz mnie swoim rodzicom.

- Nie! Nie poznasz moich rodziców. Na pewno oczekujesz więcej niż możemy ci dać. - zawładnęła mną desperacja. Będę bronić swojej rodziny. Może oni chcą mnie tylko nastraszyć, a jak zobaczą, że nie mam im za wiele do zaoferowania, to dadzą spokój.

- Wiem ile możecie nam dać, bardzo dużo. Chcesz, żeby twoja kochana rodzinka ucierpiała, bo nie możesz nam pomóc? - pyta drwiąco.

- Nie rób nam krzywdy, proszę.

- Wsiadaj! - warknął i zaczął wpychać mnie na tylne siedzenie samochodu. Pozostali zaczęli wsiadać do przodu.

- Nie! Zostaw mnie! Pomocy!

Boże, czy tak wygląda koniec?

Muszę walczyć. Zaczynam krzyczeć ile sił, ale jeszcze bardziej go tym złoszczę. Policzkuje mnie.
To cholernie bolesne.
Skupiam się na piekącym policzku, nie spodziewając się do czego jeszcze się posunie. Nie nadążam za jego ruchami.
Na wpół usiadł na fotelu auta i zaczął mnie do siebie przyciągać. Ściągnął mi z całej siły kurtkę. Poczułam chłód, zaczęłam się trząść, odczuwając ciarki. Czułam na każdym skrawku swojego ciała jego przerażający oddech.

- Samuel! - zwraca na siebie uwagę, któryś chłopak z przodu. - Co robimy?

Samuel, Samuel, Samuel...
On ma na imię Samuel...
Czy to przypadek?

- Ta ja tu jestem od zadawania pytań! Dziewczyna nie chce współpracować, to sam się nią zajmę!

Piszczę i wyrywam się, jak tylko mogę. Niestety, za wiele nie mogę. Jego siła jest nieporównywalna do mojej. Dotyka mnie wszędzie swoimi obleśnymi rękami, podwija sukienkę. Po chwili zaczyna ją chyba szarpać.

Nie myślę już logicznie. Nie myślę już o niczym. Obraz zaczyna mi się rozmazywać. Nie mam siły walczyć. Jedynie walczę z oddechem. Tak trudno mi oddychać...

Boże, błagam zabierz moją duszę do nieba.

- Ty cholerny gnoju! - słyszę za sobą krzyk Leona, który równocześnie odpycha ode mnie napalonego chłopaka. Zaczyna okładać go mocno pięściami. Reszta, nie wiadomo kiedy, znika z mojego pola widzenia.
Wreszcie łapię oddech.
Nie umrę.
Jestem uratowana.
Mogę spokojnie zamknąć oczy...

Muzyka czy miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz