ROZDZIAŁ XIV ~ Dorian

441 45 43
                                    

Małe dziewczynki zazwyczaj mówią: "Chcę mieć siostrzyczkę.". Vivienne jednak pewnego dnia powiedziała:

- Chcę mieć braciszka.

Zapewne było to spowodowane kłótnią z Petją, córką Miche oraz Ichiki, ponieważ podczas szarpaniny ucierpiał pluszowy królik małej Ackermanki. Nie zmieniało to faktu, że jej słowa okazały się w późniejszym czasie (praktycznie) przepowiednią.

O ile czas, który Vivi spędziła w brzuchu, Mia nie wspominała jakoś masakrycznie, tak druga ciąża okazała się katorgą. Gehenna i inna synonimy "udręki" nie byłyby równocześnie w stanie opisać tego, co młoda pani Ackerman musiała przejść przez siedem miesięcy.

No właśnie. Siedem.

Poród, tak jak to wyliczyła Hanji (jak również zrobiła w przypadku Vivienne i Petji), mógł wystąpić pod koniec sierpnia bądź początek września. Przejście całej ciąży? No, otóż nie tym razem...

***

26 lipca 835 roku.

Pierwszym problemem, zaraz po tym jak Mia fatalnie się poczuła - a pozostali zgodnie uznali, że lepiej będzie przewieść ją do miasta - była sama podróż do dystryktu Shinganshiny. Czas, jakiego rutynowo potrzebowali Zwiadowcy, by dojechać pod mury wynosił niecałe dwa dni, więc w nocy, na postoju, Levi czuwał przy żonie jak na szpilkach. O ile Ackerman nie urodziła w drodze i chyba dzięki trzem boginiom nie było problemów ze znalezieniem dla niej łóżka, to czekanie na jakiekolwiek wieści do późnej nocy było istną drogą przez mękę. Szczególnie dla dwóch osób.

- Tato...? - Vivi złapała swoją małą rączką za dłoń ojca - Gdzie mama?

Córeczka skierowała na niego zaspane oczy. Starała się nie zasnąć, tuląc do siebie pluszowego królika z na nowo przyszytą główką. Levi zamiast odpowiedzieć, wziął małą na kolana i pocałował w czoło.

- Będzie dobrze, obiecuję - powiedział, choć sam nie do końca wierzył w siłę własnych słów. Starał się wyeliminować z głowy pojedyncze obrazy ze snu, który nawiedził go dwa lata wstecz.

***

Z czasem Ackerman zaczął chodzić po korytarzu w tę i z powrotem, chcąc rozchodzić nagromadzony stres. Vivienne nadal nie spała, mimo, że zamiast oczu miała już malutkie szparki.

- Vivuś, na pewno nie chcesz spać? - zapytała ją Hanji, siadając obok dziewczynki, na co ta tylko wolno pokręciła główką, która niemal natychmiast oparła o ramię kobiety.

Nagle pewne drzwi się otworzyły i na korytarz wyszedł mężczyzna w białym fartuchu.

- Pan Levi? - zapytał, rozglądając się po zebranych.

Czarnowłosy przerwał swoje dotychczasowe zajęcie i podszedł bliżej.

- To ja, co z nią?

- Stan pana żony i dziecka nie jest najlepszy.

Powiedział to zdanie spokojnie. Zbyt spokojnie. Praktycznie bezemocjonalnie.

- Jak to? - czarnowłosy dopiero po chwili zdołał wykrztusić z siebie jakieś słowa.

- Są państwo z wojska, prawda? Kwatera nie jest odpowiednim miejscem dla ciężarnej.

- Przepraszam, że się wtracę... - wpadła mu w słowo Zoë - ...ale tą kruszynkę Miśka urodziła właśnie w siedzibie - dodała, wskazując na nieprzytomną Vivienne - I zdrowe dziecko jak ryba!

- Najwidoczniej organizm nie był już tak sprawny jak w poprzedniej ciąży. Lokum na odludziu nie spełnia wymogów sanitarnych.

- Gościu, nasz karzeł tam sprząta! Bez obrazy, ale w naszej stajni jest czyściej niż tu!

❝Our little heaven.❞ | 𝗦𝗡𝗞 (✓)   [POZOSTAWIONE Z SENTYMENTU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz