ROZDZIAŁ XIII ~ Nowe i stare marzenia

508 54 24
                                    

- Śliczna...

Mia tylko raz bała się o to, czy poradzi sobie w roli matki. Był to moment, kiedy po raz pierwszy wzięła nowo narodzoną Vivienne na ręce.

- Czy dam radę ją ochronić? Czy zobaczę jak rośnie, dorasta? Zakłada własną rodzinę w świecie wolnym od tej rzezi..? - zastanawiała się, czując jak lodowate łzy niepewności zaczęły płynąć po jej policzkach śladami poprzednich kropel szczęścia.

Spojrzała na Levi'a. Widząc blady uśmiech i łzy w jego oczach momentalnie odrzuciła te ponure myśli. Przecież miała jego u swego boku. Była bezpieczna. I ona i maleństwo, które cichutko kwiliło w jej ramionach.

- Będzie dobrze... - powiedziała sobie, czując, że powoli ogarnia ją zmęczenie.

***

Vivienne okazała się właściwie bezproblemowym dzieckiem. Niemal bezobsługowym. Jej świeżo upieczona mama nie spodziewała się, że istnieją tak grzeczne dzieci, które najchętniej by tylko spały. Jedynie porównywalny do jej spania był apetyt; Vivi, co prawda bardzo rzadko, budziła się w nocy, dobitnie domagając się posiłku.

Mia naturalnie się budziła, słysząc kwilenie córki, jednak wyjmowanie małej z łóżeczka, stojącego tuż koło krawędzi łóżka, było zadaniem Levi'a, ponieważ zazwyczaj o tej porze już nie spał. Czarnowłosy brał więc córeczkę na ręce i zanosił Mii, która miała parę chwil na to, by nieco się rozbudzić.

Młoda Ackerman szybko sama przed sobą przyznała, że radziła sobie zaskakująco dobrze. Pewnego dnia w głowie przewinęły jej się flashbacki z jej pierwszych lat w domu dziecka, gdy pomagała opiekunkom przy maluszkach, których matki porzuciły je na progu sierocińca. W wieku zaledwie ośmiu lat umiała nakarmić dziecko, umyć je czy przewinąć. Strzępy wspomnień dodały jej sporo pewności i w końcu przestała przyłapywać się także na niepewności, gdy brała córeczkę na ręce.

Czas mijał spokojnie, równie spokojnie jak ciepły głos Mii, gdy nuciła cichutko Walc wiedeński, usypiając córeczkę wieczorem.

***

Przez pierwsze tygodnie Mia praktycznie nie opuszczała sypialni. Kiedy wyszła na zewnątrz po tak długim czasie pomarańczowe słońce powoli chowało się za horyzontem oraz ponad dachami kwatery.

Vivienne lekko zakwiliła w jej ramionach, czując za policzkach rześki wiatr i promienie zachodzącego słońca. Jej twarzyczka wykrzywiła się w lekkim grymasie, zacisnęła też swoje malutkie rączki w piąstki.

Levi, który akurat wychodził wtedy ze stołówki aż przystanął na moment, przypomniszy sobie chwilę, gdy zobaczył Mię po raz pierwszy; boso, w koszuli nocnej, ale z ich wspólnym szczęściem na rękach.

***

Naturalnie, dziecko było sporą niespodzianką. A z biegiem czasu, jak się okazało, również atrakcją. Kiedy młoda mama zaczęła wychodzić z maleństwem na dwór, zawsze kilku kadetów podczas przerw podchodziło, aby chociaż przez chwilę popatrzeć na Vivienne. Ku uciesze Mii, najczęściej podchodzili członkowie jej oddziału.

- Śliczna... - padły czyjeś słowa.

Gdy kobieta spojrzała w górę, dostrzegła twarz Gilbert'a, który patrzył się na maleńką rozczulonym wzrokiem. Larsen przysiadł się obok Mii, nie spuszczając wzroku z Vivienne.

Szatynka uśmiechnęła się do niego.

- Szkoda, że nie nie mógłbym urodzić mu dziecka... - w karmelowych oczach bruneta zalśniły łzy.

Po odejściu Nick'a nigdy się nie pozbierał.


X X X X X X X X

Żeby nie było niedomówień:
Dlaczego Mia pamięta swoje dawne
życie a większości anime już nie?
(Tak, pamięta trochę, skąd Levi'a znać musi!)
Bo tak mi się kurde ludzie podoba.
JA jestem tutaj autorką fanfa, JA
wymyślam fabułę, to JA jestem tu
wszechmocna i nic mi nie zrobicie 🤪

❝Our little heaven.❞ | 𝗦𝗡𝗞 (✓)   [POZOSTAWIONE Z SENTYMENTU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz