Problemy Jaskra

594 31 21
                                    

Zaczęliśmy zbierać się rankiem, po śniadaniu przygotowanym przez gospodynię Jaskra. Bard uparł się, by jechać z nami. Nie dał się przekonać. Stwierdził, że ma coś do załatwienia w Wyzimie, co było oczywiście wymówką. Doskonale wiedziałam, że teraz nie odpuści, bo czepiał się jak rzep psiego ogona. Ale lubiłam go. Geralt nie był zbyt zachwycony, że zadeklarował tak wielką chęć pojechania z nami, ale nie miał nic do gadania. Nie raz już razem podróżowali.

Jednak, jak to Jaskier, nie było z nim łatwo. Pierwszy problem pojawił się przy siodłaniu koni. Okazało się bowiem, że brunet swojego nie ma, co znacznie utrudniłoby nam podróż. Zwłaszcza, że zależało nam na czasie i woleliśmy nie rzucać się w oczy. Nie posiadał też oczywiście wystarczającej sumy pieniędzy, by wierzchowca nabyć. Kolejny powód radości Geralta. Nie pozostawało mu jednak nic innego, jak sprezentować przyjacielowi rumaka. Co okazało się niełatwym zadaniem, bo bard, jak na artystę przystało, chciał konia o nietypowym umaszczeniu. Chodził między zwierzętami dobre 20 minut, wybierając i głośno komentując, doprowadzając tym wiedźmina do białej gorączki. Stał, opierając się o belkę podtrzymującą zadaszenie, trzymając się za nos i kręcąc głową. Ja za to miałam ubaw po pachy. Sama nie wiedziałam z kogo bardziej. To był piękny duet!

- O! Ten! Ten jest idealny! - krzyknął nagle Jaskier, wychylając się zza zadu konia. - Znalazłem! - Wyszczerzył się.

- Wreszcie - odetchnął Geralt, przewracając oczami. - Ile za niego? - zwrócił się do kupca.

- Za tamtego? On nie jest na sprzedaż.

- Jak to nie jest na sprzedaż?! - krzyknęli jednocześnie mężczyźni, Jaskier załamany, a wiedźmin mocno zdenerwowany.

- Jest dla mnie zbyt cenny - odparł niewzruszony sprzedawca.

- I mówi nam to Pan teraz?! - warknął Geralt.

- Przepraszam - wtrąciłam się, chcąc załagodzić sytuację. - Nie może Pan zrobić wyjątku? Dla nas? Wie Pan kto to jest? - Udałam oburzoną. - To jest wielki bard Jaskier! A to sam Geralt z Rivii! Czy naprawdę odmówi im Pan sprzedaży konia? Którego mistrz Jaskier wybierał tyle czasu. Myślę, że nie za dobrze odbiłoby się to na Panu... - Uniosłam brwi, patrząc mu w oczy.

- Ja... ja nie miałem pojęcia...

- Oczywiście, że nie miałeś pojęcia, bo inaczej taka sytuacja w ogóle nie miałaby miejsca - kontynuowałam, widząc, że handlarz mięknie.

- Bardzo przepraszam. Takie osobistości bardzo miło mi gościć. - Skinął głową. - Jak najbardziej, jeśli mistrz Jaskier wybrał tego konia, należy on do niego.

- Ile? - zapytał krótko Geralt.

- Ależ proszę go wziąć w ramach rekompensaty za moje zachowanie.

- Ile? - powtórzył wiedźmin. - Chcemy zapłacić. Okazałeś nam już dobrą wolę, decydując się sprzedać swojego ulubieńca. Niech cena zatem będzie adekwatna do wartości.

- W takim razie... Będzie trzy tysiące osiemset orenów.

Wiedźmin westchnął i posłał Jaskrowi spojrzenie, wyrażające więcej niż tysiąc słów. Zacisnęłam usta w wąską linię. To była kupa pieniędzy. Nie miałam pojęcia, czy Geralt ma taką sumę. On jednak wyciągnął sakiewkę w milczeniu i odliczył pieniądze.

- Robić z wami interesy to czysta przyjemność - odparł kupiec. Odłożył zapłatę i wyprowadził konia. Teraz dopiero można go było ujrzeć. I był wart swojej ceny. Nigdy nie widziałam tak umaszczonego konia. Wyglądał jak karodereszowaty (czarny łeb i pęciny, ogon i grzywa czarne, reszta szara), jednak miał plamki, zupełnie jak siwy w hreczkę (cały biały z mnóstwem drobnych brązowych plamek, biały ogon i grzywa) i biały ogon. - To klacz. Dbaj o nią mistrzu Jaskrze - powiedział mężczyzna, wręczając Jaskowi uprzęż.

Wiedźmin - nowa przeszłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz