Ujawnienie

689 44 37
                                    

Ułamki sekund trwało nim Geralt zeskoczył z konia i szybko ściągnął i mnie z mojego wierzchowca. Nie rozumiałam dlaczego. Konno bylibyśmy przecież szybsi... ale łatwość z jaką można byłoby w nas trafić... Mój mózg działał na wolnych obrotach. Przykucnęłam na ziemi, osłaniana przez mężczyznę. Rumaki poruszyły się niespokojnie i zarżały. Ciszę rozdarł przeraźliwy huk i krzyk ludzi nieopodal. Zwróciłam głowę w tamtę stronę i zobaczyłam wielką wyrwę w ziemi niebezpiecznie blisko nas. Żołnierz, który nas zatrzymał, rzucił się na nas z wysoko uniesionym toporkiem. Geralt odepchnął mnie tak, bym upadła pod mur, gdzie teoretycznie byłam bezpieczniejsza i dobył miecza. Wszystko docierało do mnie z opóźnieniem. Słyszałam szczęk metalu o metal, rżenie koni, wrzask Jaskra i wrzawę w tłumie. Miałam wrażenie, że moje mrugnięcie trwa kilka minut. Poczułam szarpnięcie za ramię i miły baryton wypełnił moje uszy. Nie rozumiałam jednak, co mówi, skupiałam się jedynie na dźwięku. Wzięłam głęboki oddech. W moje nozdrza uderzył ostry zapach krwi. Rozejrzałam się. Wiedźmin kucał przy mnie i trzymał za ramię. Jaskier leżał po mojej drugiej stronie przy murze.

- Ross! Rossalie!

Szarpnięcie.

- Ross! Ocknij się! - Otrzeźwiły mnie niczym siarczysty policzek.

Spojrzałam na Geralta. Był ubroczony krwią zabitego strażnika. Jego białe włosy miały gdzieniegdzie czerwone pasemka, a twarz była niczym chlapnięta farbą. Kocie oczy o zwężonych teraz źrenicach, świdrowały mnie spojrzeniem.

- Jaskier! - krzyknęłam wystraszona, bo bard leżał całkiem bez ruchu.

- Nic mu nie jest. Spadł z konia i podczołgał się pod mur.

Rozejrzałam się raz jeszcze. Konie uciekły wystraszone, a nieopodal leżało jeszcze trzech strażników. W ziemi znajdowało się kilka wyrw, a kamienne murki przy drodze były roztrzaskane. Nasza przeciwniczka rzucała silne czary.

- Gdzie...? - zaczęłam, ale przerwał mi kolejny huk, tym razem nad głową. Posypały się na nas kawałki muru. Krzyknęłam i osłoniłam głową rękoma. Czarodziejka się nie poddawała. Zastanawiałam się jednak, czemu używa tak niszczycielskich zaklęć. Mogła nas złapać w inny sposób. Po co niszczyła miasto. Wskazywało to na to, że o nic nie dbała, więc na pewno nie była jedną z czarodziejek z Loży czy Aretuzy. Kim więc była? Skąd się wzięła i kto ją szkolił?

- Musimy stąd znikać! - krzyknął wiedźmin, co skupiło moje myśli. - I to jak najszybciej. Jaskier! Jaskier wstawaj!

Bard spojrzał w naszą stronę, osłaniając się rękoma. I pokręcił energicznie głową na nie.

- Pieprzony... - zaczął Geralt. - Chodź tu! - Machnął na niego ręką, a ja razem z nim.

- Jaskier! - zawołałam go, ale zagłuszył mnie kolejny huk, po którym wszystko dookoła nas spowiła gęsta chmura pyłu.

- Jaskier, cholera! Niech Cię szlag! - warknął mężczyzna. - Idę po niego. Nie ruszaj się stąd.

Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Geralt wstał pochylony i szybkim krokiem ruszył do wystraszonego barda. Znowu huk. Z muru posypały się kolejne odłamki i pył, który przysłonił mi mężczyzn. Skuliłam się i wcisnęłam w róg. Kolejna kula energii trafiła niebezpiecznie blisko mnie. Wrzasnęłam, zasłaniając uszy dłońmi. I to był błąd. Mój krzyk pomógł mnie namierzyć. W ostatniej chwili zdążyłam uskoczyć. Zaklęcie uderzyło w ziemię u moich stóp, wyrzucając mnie w powietrze. Poszybowałam na mur parę stóp nad ziemią. Upadając, usłyszałam trzask kości. Krzyk. I ból. Przeraźliwy ból. Przekręciłam się na bok, przyciskając ręce do klatki piersiowej i biorąc nogi pod brodę.

Wiedźmin - nowa przeszłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz