I

300 16 4
                                    

Irytujący dźwięk dzwonka do drzwi roznosił się po całym domu z coraz większą natarczywością od kilku dobrych minut. Alicja naciągnęła poduszkę na uszy, mając nadzieję, że stłumi ona idiotyczną melodyjkę, którą sama przecież wybrała zaledwie niecały rok temu. Wtedy naprawdę się jej podobała, ale teraz doprowadzała niemal do furii. Ktokolwiek stał za progiem, musiał być kimś obcym, ale mieć pewność, że Ala była w środku. Inaczej już dawno by spasował. Tak, jak robili to wszyscy, którzy chcieli się z nią widzieć w przeciągu ostatniego miesiąca.

Przez pierwszy tydzień po pogrzebie koczowali pod drzwiami jej domu i dobijali się, domagając ich otwarcia. Szybko jednak zrozumieli, że właścicielka nie potrzebuje banalnych słów pocieszenia i zapewniania, że będzie dobrze, ale samotności. Postanowili to uszanować. A przynajmniej w większości, bo Honorata i tak przyjeżdżała co drugi dzień, aby pokrzyczeć sobie trochę przez drzwi i ostatecznie pocałować klamkę. Alicji to jednak nie ruszało. Chciała być sama i na dobre zatopić się w swojej rozpaczy. Bo tylko to jej teraz pozostało.

Zamierzała zignorować wciąż niecichnący dzwonek, ale jej gość był naprawdę uparty. Czy naprawdę tak trudno było zrozumieć, że ona nie chciała z nikim rozmawiać? Ani z przyjaciółką, ani z niedoszłą teściową czy szwagierką, a już na pewno nie z żadnym psychologiem, do czego próbowali skłonić ją bliscy. Nie miała zamiaru z nikim dzielić się swoim bólem, bo to było tylko jej. Nikt nie zrozumie, jak wielką dziurę w sercu wyrwała jej utrata narzeczonego.

Ten ktoś postawił sobie chyba jednak za punkt honoru, że uda mu się skłonić Alę do podniesienia się z kanapy, która stała się jej ulubionym miejscem przez ostatnie kilka tygodni. Ruszała się z niej tylko po to, aby przejść do kuchni lub łazienki. A i to nie za często. Prawie nic nie jadła, co poskutkowało spadkiem i tak już niewielkiej wagi. A kiedy wchodziła do łazienki, unikała patrzenia w lustro, aby nie przerazić się na widok wysuszonej cery, zapuchniętych od płaczu oczu i rozczochranych jasnych włosów, które na co dzień upinała w nieskazitelny, elegancki kok. Teraz jednak nie było sensu się wysilać, skoro i tak nie wyściubiała nosa z domu i nikogo do niego nie przyjmowała. Nie miała się dla kogo stroić, bo ten jedyny mężczyzna, dla którego chciała być piękna, już nigdy na nią nie spojrzy.

Dzwonek zaczynał przyprawiać ją o ból głowy, więc z wściekłością wymalowaną na twarzy, zerwała się z kanapy i ruszyła w stronę przedpokoju. Miała zamiar nie dopuścić gościa do głosu i od razu go przegonić. A jak już to zrobi, to poszuka hotelowych zawieszek z napisem „nie przeszkadzać" i powiesi jedną na klamce. Powinna je gdzieś mieć, bo kilka miesięcy temu hotel, w którym pracowała jako menadżer, zmieniał nieco swój wizerunek na bardziej nowoczesny, a ta zmiana obejmowała także różnego rodzaju gadżety, w tym właśnie zawieszki. I chociaż wiedziała, że taki zabieg był konieczny, ciężko było się jej rozstać z rzeczami, które w pewnym sensie stanowiły historię hotelu i towarzyszyły jej do pierwszego dnia w pracy, którą zaczynała jako recepcjonistka. Dlatego też pozwoliła sobie zabrać zawieszki i jeszcze kilka innych drobiazgów, które będą jej przypominały o początkach zawodowej kariery.

W końcu dopadła drzwi i, nawet nie zerkając przez wizjer, przekręciła zamek, po czym gwałtownie pociągnęła za klamkę. Nie zastanawiała się, kto mógł stać za progiem i nie miała zamiaru zbytnio się na tym skupiać, tylko jak najszybciej odprawić nachalnego gościa z kwitkiem, ale wystarczył jeden rzut oka na stojącą przed nią postać, aby zamarła. 

Wysoka, szczupła sylwetka; piwne oczy; brązowe, miękko ułożone włosy; lekki zarost i szeroki, ciepły uśmiech. Czy to możliwe, żeby to był on?

– Cześć.

Nie, to nie on. To nie ten głos. To nie jej Mateusz.

Alicja wzięła głęboki wdech, aby uspokoić nieco galopujące serce. Podobieństwo tego mężczyzny do jej narzeczonego wcale nie było takie oczywiste, ale wyobraźnia postanowiła spłatać jej figla. Tak bardzo pragnęła jeszcze raz ujrzeć ukochanego, że zapewne dopatrywałby się go w każdym napotkanym szatynie metr osiemdziesiąt przed trzydziestką.

Listy z przyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz