XIX

144 12 2
                                    

Alicja stanęła przed drzwiami i wyciągnęła rękę w stronę dzwonka. Już prawie musnęła go palcem wskazującym, kiedy nagle się zawahała. Jeszcze przed chwilą była pewna swojej decyzji, ale gdy przyszło co do czego, to znów zaczęła panikować. Czy była gotowa zrobić to, co zamierzała? Chciała się w końcu przełamać i zrobić ten istotny krok naprzód, który powinien jej pomóc w końcu wszystko sobie poukładać. Wciąż jednak tkwiła w niej obawa, że to tylko pogorszy sprawę. Sama już nie wiedziała, co powinna zrobić. Tak bardzo pragnęła chociaż spróbować uwolnić się od przeszłości, ale ta nadal trzymała ją w swoich szponach i nie chciała puścić. A to zawahanie było doskonałym tego dowodem.

Nim zdążyła zdecydować, czy wcisnąć dzwonek, czy uciekać gdzie pieprz rośnie, drzwi otworzyły się gwałtownie. Rafał był tak zaaferowany zapinaniem kasku, że prawie jej nie zauważył.

– O, cześć – przywitał się zaskoczony, ale posyłał jej jak zwykle ciepły uśmiech. – Coś się stało?

Skarcił się w duchu za to pytanie. Dlaczego za każdym razem, kiedy to Ala pierwsza zagajała rozmowę lub stawała na jego progu, uznawał, że musiało się zdarzyć coś złego? Chyba po prostu wciąż nie przywykł do tego, że blondynka mogłaby się zwrócić do niego, bo po prostu tego chciała, a nie dlatego, że czegoś potrzebowała. Co prawda ostatnio spędzali razem sporo czasu i Alicja zdecydowanie zaczęła go traktować jak dobrego znajomego, ale wciąż wydawała mu się takim typem człowieka, który woli samotność i nie szuka towarzystwa, jeśli nie jest to konieczne. Może jednak źle ją pod tym względem ocenił.

– Hej, nie nic się nie stało – odparła, odwzajemniając uśmiech. – Po prostu miałam zamiar wybrać się na przejażdżkę i przyszłam zapytać, czy nie masz ochoty dotrzymać mi towarzystwa – wyjaśniła, wskazując na oparty o poręcz ganku rower.

– Chyba czytasz mi w myślach – odpowiedział Kalczyński ze śmiechem. – Właśnie też wybierałem się na rower – dodał, pukając w założony na głowę kask.

Alicja uznała, że to musiał być znak. Spodziewała się, że Rafał odmówi wspólnej wycieczki i wtedy ona nie będzie miała wyrzutów sumienia, że stchórzyła – po prostu nie miałaby okazji, aby mu się zwierzyć. Teraz jednak, kiedy okazało się, że miał takie same plany na to popołudnie jak ona, nie miała już pretekstu, aby się od tego wymigać. Nikt jej oczywiście do niczego nie zmuszał, ale Ala nie lubiła łamać danych sobie postanowień. I tego też postara się dotrzymać. O ile znów w ostatnim momencie nie opuści jej odwaga.

– W takim razie proponuję przetestowanie nowej trasy – zaoferowała. – To znaczy nowej dla ciebie – doprecyzowała. – Dla mnie to będzie jedna z ulubionych – dodała z lekkim drżeniem głosu.

– Świetnie – skwitował Rafał. – Skoczę tylko po rower do garażu.

Kilka minut później opuścili posesję Kalczyńskiego, wsiedli na rowery i ruszyli w stronę lasu, którą wskazała Ala.

To było wyjątkowo słoneczne i upalne popołudnie, więc taki kierunek wycieczki wydawał się jak najbardziej trafny – drzewa mogły im dać kojący cień i odrobinę chłodu. Rafał nie skupiał się jednak zbytnio na otoczeniu. Większość jego uwagi pochłonęła jadąca obok Alicja.

Z entuzjazmem opowiadała o Lunie, która już na dobre zadomowiła się w nowym otoczeniu i z każdym dniem zaczynała coraz bardziej psocić. Banaszkiewicz uznawała to za naprawdę urocze i w ogóle nie gniewała się na szczeniaka. Cieszyła się, że jej dom wreszcie odzyskał chociaż trochę dawnej energii. Przez ostatnie tygodnie czuła się w nim jak w pozbawionym ciepła i życia sterylnym więzieniu, które sama sobie stworzyła. Pojawienie się suczki wiele zmieniło. Może nie było już tak czysto jak dotychczas, bo utrzymanie perfekcyjnego porządku przy małym psie jest niemal niemożliwe, ale to Ali zupełnie nie przeszkadzało. Luna dawała jej radość i poczucie bliskości, a to liczyło się przede wszystkim.

Listy z przyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz