X

150 13 4
                                    

Schronisko dla zwierząt Podaj Łapę wciąż mieściło się w tym samym budynku co kilkanaście lat temu. Nie wyglądało jednak dokładnie tak samo – elewacja została odświeżona i przemalowana ze wściekle pomarańczowego na kojąco zielony kolor, a stary, zardzewiały szyld z nazwą przybytku został zastąpiony nowym, większym i zdecydowanie bardziej przykuwającym uwagę. Nieco podupadająca niegdyś organizacja najwyraźniej zyskała nową świetność.

Alicja wpatrywała się w zawieszoną nad drzwiami wejściowymi wielką brązową, psią łapę oplecioną żółtym napisem, zastanawiając się, czy na pewno chce wejść do środka. Wychodząc z domu i udając się na miejsce, była przekonana, że to świetny pomysł. Odkąd kilka dni temu dostała list z przyszłości, według którego adoptowała jakiegoś psiaka, czuła, że powinna to zrobić. Może nie od raz przygarniać jednego z podopiecznych schroniska, ale przynajmniej zajrzeć tam i zgłosić swoją kandydaturę na wolontariuszkę, którą już przecież kiedyś była. I to uwielbiała. Gdyby nie brak czasu związany z wchodzeniem w dorosłość, być może do tej pory byłaby stałą bywalczynią tego miejsca. Kiedy teraz o tym myślała, czuła żal, że nie starała się o to, aby przynajmniej raz w tygodniu wygospodarować godzinę dla biednych, porzuconych czworonogów. Wciąż jednak mogła to zmienić i była od tego dosłownie o krok. Nie wiedzieć jednak czemu, nagle opuściła ją odwaga.

Może chodziło o to, że do tej pory każdym nowym podjętym przedsięwzięciem dzieliła się z Mateuszem. Wiedziała, że nie mógłby tu z nią przyjść ze względu na swoją alergię, ale na pewno by jej kibicował i pomógł tak wszystko zorganizować, aby miała czas udzielać się w schronisku. Wspierałby ją w każdej podjętej decyzji. W obecnej sytuacji nie mogła jednak liczyć na jego wsparcie. Nikomu też nie powiedziała o tym, że ma zamiar wybrać się do Podaj Łapę i zaoferować swoją pomoc. Była z tym zupełnie sama. I chociaż nie było to nic wielkiego, czuła się tym odrobinę przytłoczona.

Niespodziewanie otworzyły się drzwi wejściowe i na zewnątrz wyszedł chudy, pryszczaty nastolatek, prowadząc na smyczach dwa kundelki i jednego rottweilera. Psy chyba dawno nie były na spacerze, bo ruszyły sprintem przed siebie, o mało co nie wyrywając chłopakowi ze stawów kościstego ramienia.

– Hej, spokojnie! – zawołał chudzielec, przyspieszając nieco kroku. – Może nie zauważyliście, ale daleko mi do Usaina Bolta! – dodał ze śmiechem, drapiąc jednego ze zwierzaków za uchem.

Ala bezwiednie uśmiechnęła się pod nosem. Ta jedna scenka przypomniała jej, dlaczego tak bardzo lubiła odwiedzać to miejsce. Wbrew pozorom te wizyty dawały obustronne korzyści. Poświęcając swój czas i zainteresowanie tym psiakom, sama zyskiwała coś równie cennego – chwile beztroski i radości, które odczuwała podczas zabawy z nimi. Stanowiły one dla niej odskocznię od problemów i namiastkę pocieszenia w trudnych momentach związanych z chorobą matki. Czy teraz, kiedy znów musiała zmierzyć się z cierpieniem, też mogła na to liczyć? Aby się o tym przekonać, musiała przekroczyć próg schroniska i dać sobie szansę na kilka chwil wytchnienia.

Wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę wejścia. Starając się nie myśleć za wiele, pociągnęła dość ciężkie, przeszklone drzwi i weszła do środka. Wewnętrzny wystrój też uległ lekkiemu odświeżeniu – pomieszczenie wyglądało o wiele przytulniej niż dziesięć lat temu. Ściany pomalowano na przyjemny, kremowy kolor, a pod jedną z nich ustawiono niewielki stolik i kilka krzeseł, które zapewne miały stanowić kącik przeznaczony do wypełniania dokumentów niezbędnych przy adopcji. Nad stołem natomiast wisiała sporych rozmiarów tablica korkowa, do której przypięto dziesiątki zdjęć przedstawiających przygarnięte czworonogi z ich nowymi właścicielami. To pokazywało, że każdy ze zwierzaków, które tu trafiały, naprawdę miał szansę na znalezienie swojego domu.

Listy z przyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz