I Pocałunki i potwory
Dom był stary, stał pod lasem na wzgórzu, u jego stóp rozpościerały się rozległe wrzosowiska. Nie był ani, mały ani duży. Kiedyś należał do wiejskiej rezydencji lorda, jednak rodzina dawno już zubożała i ruiny dworu straszyły za drzewami zdziczałego parku. Mur ‒ częściowo pozbawiony już tynku ‒ porastał gęsto bluszcz, który o tej porze roku zabarwiał się na ciemnoczerwony kolor. Niebo na zachodzie płonęło wieczorną łuną, gdy Hermiona i Remus aportowali się na kamienistej ścieżce kilkadziesiąt jardów od domu. W oknach odbijał się blask słońca, kilka na parterze jaśniało blaskiem świec. Lupin przyglądał się z lekkim uśmiechem towarzyszce, która chłonęła widok, wyraźnie zachwycona.
‒ Podoba ci się – bardziej stwierdził, niż zapytał wilkołak.
‒ Mhmm ‒ uśmiechnęła się do Lupina. ‒ Może nie będzie aż tak źle.
‒ Na pewno będziesz tu miała sporo przestrzeni – przyznał.
‒ I ładne widoki ‒ dodała. ‒ Myślę, że wystarczy, jak na początek. Potrzebuję czasu, Remusie.
‒ Właśnie dlatego tu jesteśmy ‒ Lupin pogładził ją po ramieniu. ‒ Chodźmy – zarządził. ‒ Czas na porządną, szkocką kolację.
‒ Która nie będzie zawierać owczych podrobów, mam nadzieję? ‒ Hermiona spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
‒ Miałem raczej na myśli owsiankę, ale skoro nalegasz...
Czarownica pogroziła Remusowi palcem i ruszyła przodem do drzwi jego rodzinnego domu.
Na parterze było jasno i ciepło. Rozejrzała się po przytulnym hallu i ruszyła do niewielkiego salonu. Po chwilach spędzonych na chłodnym, wietrznym powietrzu przyjemnie było poczuć na skórze żar bijący z kominka. Hermiona wystawiła dłonie w kierunku płomieni i przymknęła z zadowoleniem powieki.
‒ Powiedziałbym rozgość się ale widzę, że świetnie radzisz sobie bez mojego zaproszenia.
Odwróciła się i napotkała rozbawione spojrzenie wilkołaka. Stał w progu, przyglądając jej się nie bez zadowolenia.
‒ Przepraszam, Remusie, nie miałam zamiaru... ‒ Czuła się głupio.
‒ Żartuję, przecież wiesz. Teraz to również twój dom. Przynajmniej dopóki ci się nie znudzi – mrugnął do niej porozumiewawczo.
Hermiona odwzajemniła uśmiech.
‒ Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna, Remusie.
‒ Nie musisz być, to naprawdę nic takiego. ‒ Zażenowany, podrapał się nad uchem.
Odeszła od kominka i popatrzyła mu w oczy.
‒ A jednak dla mnie w tym momencie znaczy bardzo wiele.
Uśmiechnął się zakłopotany.
‒ Hermiono...
‒ Nic nie mów, Remusie – dostrzegła ostatnio, że od pewnego czasu jest między nimi jakieś napięcie. Było przyjemne. Dawno nie czuła się już w ten sposób. Odkąd trzy lata temu rozstała się z Ronem, nie miała czasu na randki. Teraz czasu miała aż nazbyt wiele i może dlatego zaczęły jej chodzić po głowie takie dyrdymały.
‒ Nic już nie mów – powtórzyła. ‒ Zjedzmy owsiankę, napijmy się Ognistej, a potem opowiesz mi o domu, do którego dzisiaj siłą wtargnęłam.
Oboje zaśmiali się z tego żartu, atmosfera na moment się rozluźniła: znów byli jedynie przyjaciółmi, pomagającymi sobie w nagłej potrzebie.
Kolacja, którą przygotował Remus, minęła im w milczeniu. Kuchnia była przestronna a jednocześnie przytulna dzięki starym drewnianym meblom i ścianom bielonym wapnem. Chociaż Hermiona nie przepadała za owsianką, musiała przyznać, że Lupin osiągnął prawdziwą perfekcję w jej przygotowaniu – w jego wydaniu była nawet zjadliwa. Zerkali na siebie bez słowa znad misek, puszczając do siebie nieco zakłopotane uśmiechy. Ona i on pod jednym dachem, a razem z nimi to niewypowiedziane „coś", które wisiało w powietrzu od pewnego już czasu. Młoda czarownica odnosiła wrażenie, ze wyczuwają to obydwoje, jednak nie miała na razie odwagi by poruszyć temat. Jej życie pokomplikowało się ostatnio do tego stopnia, że musiała tymczasowo zostawić pracę w Hogwarcie, odrzucić ciekawą posadę w Ministerstwie Magii i przenieść się tu, na odludzie, wprost do gawry Remusa Lupina.
CZYTASZ
Sędzia cz. 1 ZAKOŃCZONE - Remione
FanficZAKOŃCZONE, DRUGA CZĘŚĆ W PRZYGOTOWANIU. Alternatywna rzeczywistość. Tom Riddle stara się o urząd Ministra Magii. Harry Potter zachwycony politykiem, popiera jego kandydaturę. Tym czasem w Londynie pojawia się długo poszukiwany zbieg, zabójca Albusa...