X Dziwy w każdej szafie

205 20 4
                                    

Stosy kartek, magicznie poupychane we wszelkie zakamarki. Skrytki, szuflady, szafki i szafeczki. Ukryte drzwi, zaklęte drzwi, drzwi objęte hasłem. Drzwi, które nie odpowiadają na nic innego poza subtelną pieszczotą. Klamka żądająca ponchu, kołatka prosząca o cytrynowe dropsy. Klepsydry, różdżki, kilka mieczy i sztyletów, co najmniej tuzin bliżej niezidentyfikowanych jaj, kopa starożytnych monet, worki wypełnione amuletami, medalami, artefaktami. Szafka w której „coś" bzyczało, taka z której wylewała się woda, szuflada pełna hmmm farfocli?

Hermiona stała pośrodku tego wszystkiego, zastanawiając się, czy najpierw przeglądać księgi, których dyrektorzy nazbierali całe mnóstwo, głaskać klamkę, przerzucać kartki i zwoje, karmić kołatkę, czy może zabrać się za uszczelnianie wciąż cieknącej nieco szafki...

Remus wyszedł do Hogsmeade, obiecał, że wróci przed południem i pomoże jej z tym bałaganem. Dochodziła już jedenasta i Hermiona zaczynała z wolna, ale niechybnie, wpadać w panikę. Gdy mężczyzna żegnał się z nią rano, nic nie zapowiadało rozmiarów katastrofy, jaka ja tu czekała. Minerwa wpuściła ją i poszła na swoje pierwsze tego dnia lekcje, zapowiadając, że zajrzy do niej w porze lunchu. Spod dywanu słychać było szczekanie, zza zasłony ciche, choć wyraźne piski, a portrety, którymi zawieszone były ściany gabinetu, szeptały między sobą dekoncentrując ja dokumentnie. Dawni dyrektorzy wlepiali w nią swoje olejne ślepia, komentowali jej poczynania, figurę lub intelekt. Przez ostatnie cztery godziny została nazwana: panną Grennenport, panną Girger, panią Gilbertową, panią Ganges a także zwrócono się do niej per „dziewczynko". Ignorowała ich wszystkich. Oczywiście portret Albusa Dumbledore'a spał i jako jedyny nigdy się nie budził: Minerwa Mówiła, że nikt nie zaobserwował nigdy dyrektora w innym stanie. Obwiniała za to oczywiście malarza twierdząc, że od początku wiedziała, że to partacz ale Albus uparł się na niego, jak osioł i nic nie dało się poradzić. Hermiona podejrzewała, że dyrektor celowo doprowadził swoja podobiznę do takiego właśnie stanu: jego specyficzny sposób bycia i myślenia zapewne nakazywał mu, by tak jak za życia, tak i po śmierci pozostawiać wokół siebie mnóstwo niedopowiedzeń i zagadek. Gdy teraz, z perspektywy czasu patrzyła na te jego dziwna skłonność, zdawała sobie sprawę, jak niemądrym bywały poczynania zmarłego pryncypała: gdyby na ten przykład toczyła się jakaś wojna, gdyby musieli się zmierzyć z czarnoksiężnikiem pokroju Grindenwalda, czy wtedy tez stosowałby te swoje sztuczki? Na szczęście nie dane im było się o tym przekonać.

Drgnęła na dźwięk łagodnego głosu Lupina, który wypowiadał właśnie hasło. Drzwi otworzyły się i wilkołak stanął jak wryty, zdumiony kipiszem, jaki Hermiona zrobiła w gabinecie.

‒ Przeszedł tędy huragan, czy to tylko ty? ‒ zapytał z uśmiechem.

Hermiona rzuciła mu najpierw ostrzegawcze spojrzenie, gdyż zupełnie nie była w nastroju na żarty ze swojej opłakanej sytuacji, ale szybko jej twarz rozjaśnił uśmiech gdy Lupin wyciągnął z kieszeni zawiniątko, które pachniało zupełnie jak...

‒ Maślane bułeczki i sok pomarańczowy! ‒ wykrzyknęła. ‒ Remusie, ratujesz mi życie.

‒ Tak myślałem, że nie jadłaś śniadania ‒ pocałował ją delikatnie w czoło.

Podczas, gdy Hermiona jadła, Lupin pozbył się płaszcza, podwinął rękawy brązowego swetra i przykucnął nad stertą dziwnych, srebrnych przedmiotów.

‒ Wiesz, co to jest? ‒ zapytała pomiędzy jednym kęsem, a drugim.

Remus pokręcił głową.

‒ Myślałem raczej, że ty i powiesz, Hermiono.

Zaśmiała się.

‒ Nadzieja matką głupich, profesorze Lupin.

Czarodziej uśmiechnął się, jednak nie był to jeden z jego bladych, nieśmiałych, skrywanych pod wąsem grymasów. Przypominał jeden z uśmiechów, którymi obdarzył ją minionej nocy: szelmowski, pewny siebie, od którego robiło jej się gorąco. Podejrzewała, że tak właśnie uśmiechał się lata temu, gdy wraz z Jamesem, Syriuszem i Peterem tworzyli paczkę przyjaciół...

Sędzia cz. 1 ZAKOŃCZONE - RemioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz