Prologue: Could you help me?

667 38 4
                                    

     „Świat się wali, ludzie go odbudowują. Założę się, że w historii ludzkości nie było momentu, kiedy życie po prostu…płynęło spokojnie. Zawsze jest jakiś kryzys.” — Mike Carey, Pandora

     Patrzyła na niego z góry tymi nieprzyzwoicie, cholernie, urzekającymi tęczówkami w kolorze whisky, które zaintrygowały go od pierwszego dnia, kiedy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

     Patrzyła na niego z góry tymi nieprzyzwoicie, cholernie, urzekającymi tęczówkami w kolorze whisky, które zaintrygowały go od pierwszego dnia, kiedy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Na ustach dziewczyny błąkał się wesoły uśmiech, gdy brwi wygięła w nieco wyzywającym geście. Ręce splotła na biuście, stając w delikatnym rozkroku, co dodało jej iskierki zadziorności do wyglądu oraz postawy. Czarne kosmyki muskały zaczerwienione od chłodu policzki, z których lewy miał słodki dołeczek. Mżawka opatulała ją drobinkami deszczu, jego z resztą też. Miał ochotę śmiać się długo, głośno i szczerze, jednocześnie przyklaskując swojej towarzyszce lub dotykając jej twarzy swoim dłońmi. Niestety nie mógł tego uczynić, gdyż długimi palcami kurczowo trzymał się mokrego, betonowego dachu hotelowego, próbując zachować równowagę, by nie runąć do tyłu. Ratował się tym, że pod stopami miał wąski gzyms, jednak nie na tyle szeroki, aby był w stanie odepchnąć się od niego, z powrotem wdrapując na „stały grunt”. Ona wcale nie pomagała mu swoim rozbawieniem.

     — Mogłabyś mi pomóc? — spytał, uśmiechając się szeroko, co w jego sytuacji raczej nie było wskazane.

     Dziewczyna potrząsnęła głową i zrobiła jeden krok do przodu, po czym przykucnęła przy nim, opierając łokcie na kolanach. Przypatrywała mu się kilkanaście długich sekund, zanim westchnęła ciężko, leniwie prostując swoją sylwetkę. Przeniosła ciężar na prawą nogę, opierając ręce na biodrach.

     — Po cholerę tam wlazłeś? — zadała pytanie, nie szczędząc sobie przytyku w głosie.

     — Chciałem ci udowodnić, że się nie boję — odparł, nie zrywając intensywnego kontaktu wzrokowego.

     — I patrz, dokąd doprowadziła cię twoja głupia brawura. — Machnęła dłonią w jego stronę.

     — Błagam, pomóż mi. Niepotrzebnie tu właziłem, teraz to wiem. Pomóż mi, proszę.

     — Co za to dostanę? — zapytała, podchodząc do niego jeszcze bliżej. — Nie zrobię tego za darmo.

     — Cholera, najpierw mi pomóż, a potem ci coś zaoferuję. Teraz nie mam do tego głowy, duża.

     Przekręciła oczami na słowo, jakim określił ją chłopak. Nie jej wina, że była wyższa od większości standardowych dziewczyn. Miał szczęście, że dookoła dachu rozciągnięte były metalowe bariery, które uniemożliwiały spadnięcie. Dzięki temu mogła zaprzeć się stopami o fragmenty ogrodzenia po obu stronach wybrakowania, by wciągnąć nieszczęśnika z powrotem na dach. Usiadła na zimnej powierzchni, oparła stopy o metalowe pręty i przysunęła się, gnąc nogi w kolanach. Pokręciła głową z jawnym rozbawieniem, wyciągając przed siebie dłonie. Natychmiast je ujął, dziękując w duchu wszystkim istotom, że czarnowłosa postanowiła mu pomóc. Poczuł jeszcze, jak jej ręce zmieniły lokalizację, a ona oplotła palcami jego przegub, jemu każąc zrobić to samo. Gdy miała pewność, co do stabilności chwytu, mocniej zaparła nogi i zaczęła go ciągnąć. Nie pozostawał bierny, tylko pomagał na tyle, na ile był w stanie. Koniec końców wciągnęła go z powrotem. Wylądował pomiędzy jej rozchylonymi udami swoim ciałem z głową na brzuchu dziewczyny, dysząc z wysiłku. Opadła na plecy, śmiejąc się pod nosem na jego debilizm oraz upartość.

     — Dzięki — wysapał, unosząc się trochę. — Nie wiem, po jaką cholerę tam właziłem, ale wiszę ci przysługę, duża.

     — Już wiem, jak ją spłacisz, duży — wymamrotała, unosząc się na przedramionach, by spojrzeć na młodego mężczyznę między nogami.

     Na policzkach miał czerwone plamy świadczące o wysiłku oraz panującym chłodzie na zewnątrz. Włosy rozwiały mu się podczas dziwacznych wygibasów, opadając na przystojną twarz. Usta lekko rozchylił, łapiąc powietrze do płuc. Ciepło jego ciała promieniowało na nią, co strasznie kontrastowało z zimnem odczuwalnym na pośladkach, plecach i łokciach. Jednak on nie kwapił się do tego, aby wstać.

     — Jak? — spytał, patrząc w piękne, złotawe oczy.

     — Pozwolisz mi dziś u siebie spać — oznajmiła bez cienia zawahania.

     — Zgoda — odparł praktycznie od razu.

     — No i fajnie.

     Uśmiechnął się do niej promiennie, a potem znowu opadł twarzą na jej brzuch, co dziewczyna skwitowała wesołym śmiechem. Znalazła małe światełko w tunelu, które pozwoliło jej myśleć, że nie powinno być wcale tak źle, jak z początku zakładała. 

Hejka! Wróciłam i to szybciej, niż planowałam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hejka!
Wróciłam i to szybciej, niż planowałam. Ta historia majaczyła w mojej głowie od parunastu tygodni, ale dopiero teraz znalazła ujście w słowach.

Wiem, że to znowu fan-fiction, chociaż mógłby nim nie być, jednak od początku tak chciałam. I znowu jest sławny. (tak, wiem, oryginalność)

W każdym razie „Lockdown” to krótkie opowiadanie (ledwie 16 rozdziałów) opowiadające o dwutygodniowej kwarantannie w Vancouver. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, a już powiem, iż nie będzie czymś „ciężkim” czy zawiłym. Ot, prosta historyka.

I będę miała czas, aby ją pisać, bo nie dostałam się na studia i na gwałt szukam alternatywny. Życzcie mi powiedzenia.

Dobra, koniec gadki-szmatki.

Do następnego!

LOCKDOWN || S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz