Ósmego dnia, a raczej popołudnia, którego niedane im było przespać, zbudziło ich natarczywe walenie w drzwi. Shawn z ogromnym bólem serca zwlekał się z łóżka, by wpuścić gościa do środka, kimkolwiek on był, chociaż on doskonale zdawał sobie sprawę, że był to Andy, który rano nie szczędził sobie docinek w ich stronę. Gdy wrócili do hotelu, poszli na śniadanie o wyznaczonej porze, aby nie wzbudzać sensacji wśród gości. Później zgodnie stwierdzili, że całonocne eskapady po mieście wypompowały z nich resztki energii, więc przespanie się kilka godzin będzie idealnym rozwiązaniem. Położyli się spać na jednym łóżku, bo Alex nad ranem jeszcze nie miał rozwiązanego problemu z ogrzewaniem i było zimno, a dodatkowo niska temperatura na zewnątrz oraz silny wiatr jeszcze bardziej wychładzały hotel. Gdziekolwiek by nie poszli, ludzie ubrani byli w grube swetry, ciepłe bluzy, a co poniektórzy nawet w wiosenne kurtki zapięte pod samą szyję. W budynku zrobiła się prawdziwa Syberia.
Chłopak podszedł do drzwi i otworzył je, leniwie opierając się ramieniem o futrynę. Tak, jak się spodziewał, w progu stał trzydziestodwuletni mężczyzna z okularami na nosie, dwoma kubkami parującej kawy w rękach oraz szerokim uśmiechu na ustach.
— Dobre popołudnie, Shawn — przywitał się wesoło.
— Andy. — Brunet skinął głową w geście przywitania. — Co się tu sprowadza?
— Byłeś na śniadaniu, ale na obiedzie cię nie widziałem — powiedział, przeciskając się ramieniem obok niego. — Nie widziałem cię w ogóle w hotelu, więc pomyślałem, że siedzisz u siebie. Wymyśliłem, że albo śpisz z nudów, albo odsypiasz zarwaną noc, albo śpisz z powodu kaca — wyjaśnił, stawiając kubki na stoliku między dwoma fotelami. — Pomyślałem sobie, że będę dobrym przyjacielem, więc przyniosłem nam kawkę, a z pomocą przyszła mi przemiła kobieta imieniem Cynthia. — Usiadł na fotelu, patrząc na Shawna, który nadal stał w otwartych drzwiach. — Siadaj, chłopie, i pij, bo ci ostygnie. Kawa idealna na zmęczenie, brak energii i męczącego cię kaca.
— Nie mam kaca — wymamrotał ciężko, zamykając drzwi.
— Na pewno — zakpił Andrew. — Wyglądasz, jakbyś miał.
— Może dlatego, że zarwaliśmy noc — odparła Nea, która ułożyła się na łóżku twarzą do obu mężczyzn, nadal będąc zawiniętą w kołdrę. — Dzień dobry.
— Powiadasz, że zarwaliście noc? — mruknął sugestywnie, patrząc na swojego podopiecznego znad oprawek okularów.
— Nie w taki sposób, Andy — burknął ostro Shawn, siadając na fotelu naprzeciwko menadżera. — Po prostu odespaliśmy wczoraj naszą małą popijawę, a później nie mogliśmy zasnąć. W efekcie zarwaliśmy noc, rozmawiając o naszym życiu. — Długimi palcami objął ciepły kubek, unosząc go na wysokość swojej klatki piersiowej.
— Czyżby? — spytał wymownie.
— To prawda — poparła Shawna Nevaeh, gramoląc się z łóżka. — Siedzieliśmy przy tej żałosnej świeczce, która nijak nas nie potrafiła ogrzać i rozmawialiśmy o moim życiu. — Przeciągnęła się, głośno ziewając. — Opowiadałam Shawnowi o mojej pracy w klubie nocnym i tańczeniu na rurze.
Andrew zachłysnął się kawą, a siedzący naprzeciwko niego brunet parsknął śmiechem. Dziewczyna nic sobie z tego nie robiła, ale mały uśmiech zamajaczył na jej ustach, gdy zbliżała się do nich, szczelniej owijając swoje ciało swetrem brązowookiego.
— Co? — spytał głupio Gertler.
— W weekendy tańczę na rurze w klubie nocnym — powtórzyła powoli, patrząc na mężczyznę z rozbawieniem w oczach. — I zanim zaczniesz się śmiać czy nie dowierzać, to mówię najszczerszą prawdę. W tygodniu pracuję jako barmanka, a czasem w weekendy tańczę na rurze.
CZYTASZ
LOCKDOWN || S.M
FanfictionLos sobie z nich zakpił, kiedy postanowił zamknąć ich w jednym z hoteli w Vancouver na długich czternaście dni. Świat któryś raz z rzędu staje na głowie, a oni w tym wariactwie zaczynają tracić poczucie czasu, dni tygodnia. Nuda wdziera się do ich s...