Obudziła się grubo przed wschodem słońca. Nie wstając, odwróciła głowę w stronę zegarka. Jęknęła przeciągle, wtulając twarz w twardą poduszkę, gdy zobaczyła godzinę czwartą piętnaście rano. Wiedziała, że nie zaśnie, więc uniosła się na przedramionach, zrzuciła nogi ze swojego „łóżka”, a następnie przechyliła głowę raz w lewo, raz w prawo, aby rozprostować sztywną szyję. Popatrzyła przez okno na miasto, które powoli wstawało – lub nigdy do końca nie zasypiało – i z lekkim uśmiechem zauważyła, że widziała niebo niezasunięte ciężkimi, deszczowymi chmurami. To dało jej nadzieję na ładny dzień. Chociaż, gdy tak o tym pomyślała, wolałaby, żeby lało, bo przynajmniej ludziom nie byłoby żal, że zostali zamknięci w hotelu. Ona była w kropce. Kochała, kiedy świeciło słońce, czule muskające jej śniadą cerę. Przyzwyczaiła się do cholernych upałów, więc kanadyjska pogoda nie przypadła do gustu panny Taylor.
Ziewnęła, szeroko otwierając buzię, automatycznie unosząc rękę, by przeczesać skołtunione po nocy włosy. Skrzywiła się, prawie zgrzytając zębami, kiedy dotknęła opuszkami palców ich faktury. Kosmyki były poplątane, tłuste i wywinięte we wszystkich kierunkach świata. Skóra głowy zaczęła ją swędzieć, a ona po prostu nie czuła się komfortowo z brzydkimi, przyklapniętymi włosami. Od zawsze miała problemy z przetłuszczaniem i niemycie głowy przez dwa dni oraz zmoknięcie na deszczu, wcale nie przyczyniły się do poprawy stanu jej fryzury. Zaciskając dłonie w pięści, przeanalizowała na szybko wszystkie za i przeciw, a kilka sekund później zerwała się z miejsca, zrzucając jednocześnie z ramion kurtkę. Odzież za bardzo szeleściła. Po krótkim zastanowieniu rozsznurowała swoje trapery, zostawiła je pod szezlongiem i w koszulce na rękaw trzy czwarte z dość sporym dekoltem, na bosaka, ruszyła ku schodom.
Bezgłośnie zeszła na parter. Zanim się wyszła zza ściany, przywarła do niej całą powierzchnią pleców, a następnie lekko wychyliła, aby sprawdzić, czy Alex już był na nogach. Na jej szczęście nie znajdował się za ladą recepcyjną. Szybkim krokiem czmychnęła w stronę kuchni, gdyż po drodze tam widziała kilka par drzwi i mogła się założyć, że pomieszczenia służyły za składzik gospodarczy. Szła szybko, ale uważnie rozglądała się, szukając na drzwiach plakietki informacyjnej. Uśmiechnęła się do siebie, gdy kilka metrów przed wejściem do kuchni dostrzegła, że wstęp do jednego z pokoi zdobiła blaszka z napisem „pomieszczenie gospodarcze”. Nea bez większego zastanowienia złapała za klamkę i naprała całym ciałem na drewnianą fakturę. Jakież było jej zdziwienie, gdy te ustąpiły. Myślała, że ktoś je zabezpieczył. Najwidoczniej szczęście jej sprzyjało.
Weszła do środka, zamknęła za sobą i dopiero wtedy wymacała na ścianie pstryczek do światła. Gdy oświetliła sobie kanciapę, nie marnując czasu, zaczęła czytać etykiety wszystkich produktów na wysokich regałach zajmujących trzy z czterech ścian. Środki do czyszczenia podłóg, płyny do okien, chemia używana do czyszczenia łazienek, masa papieru toaletowego oraz ręczników papierowych, kilkanaście nakładek wymiennych na mop, czyste pościele, parę sztuk zapasowych poduszek oraz kołder, w kącie stał odkurzacz, a obok niego wiadro. Dopiero na ostatniej półce zauważyła butelki różnych, hotelowych kosmyków. Znalazła kostki mydła i – ku jej uciesze – cztery półki pełne szamponów do włosów. Uśmiechnęła się szczerze, łapiąc w dłonie jedną z butelek. Skoro miała specyfik przeznaczony do pielęgnacji włosów, nie musiała używać do tego mydła. Zastanawiała się jeszcze nad czymś przez chwilę, ale ostatecznie zrezygnowała i szybciutko opuściła pomieszczenie.
W podskokach pobiegła do łazienki przy recepcji, do której wparowała z szerokim uśmiechem na ustach. Zamknęła za sobą drzwi na klucz, ciesząc się jak dziecko z nowiutkiej zabawki. Popatrzyła na butelkę szamponu w swoich dłoniach, a następnie na umywalkę. Nie może być aż tak ciężko, prawda? Cóż, było. Nevaeh nie opanowała umiejętności mycia głowy w zlewie, więc kilka razy przywaliła potylicą w kran. Doszło do tego, że z frustracji rosnącej w jej ciele, zdjęła z siebie koszulkę i się wyprostowała. Nie zamierzała pomoczyć sobie jedynego ubrania, jakie posiadała, a poza tym chciała umyć włosy na stojąco, a na wisząc nad umywalką. Jednak, zanim wpadła na tak genialny plan, piana dostała jej się do oczu paręnaście razy. W efekcie miała przekrwione gałki oczne i wyglądała jak ćpun na odwyku lub dziewczyna ze złamanym sercem, która przepłakała pół nocy. O ile wyszorowanie czarnych pukli nie było aż tak złe, to dokładne spłukanie specyfiku graniczyło z cudem. Spędziła, wisząc na zlewie z biustem na krawędzi blatu, dobrych kilka minut, nim stwierdziła, że udało jej się zmyć wszystko z głowy. Wyprostowała się, szybko sięgając po ręcznik papierowy do rąk, którym wytarła kosmyki oraz kark, bo woda nieprzyjemnie spływała po skórze pleców. Później zarzuciła na siebie koszulkę, aby w spokoju nachylić się i jako tako przesuszyć włosy pod suszarką do rąk. Niezmiernie bolał ją kręgosłup, ale w końcu skończyła. Czuła się bardziej rześko, chociaż nadal nosiła ciuchy sprzed kilku dni.
CZYTASZ
LOCKDOWN || S.M
FanfictionLos sobie z nich zakpił, kiedy postanowił zamknąć ich w jednym z hoteli w Vancouver na długich czternaście dni. Świat któryś raz z rzędu staje na głowie, a oni w tym wariactwie zaczynają tracić poczucie czasu, dni tygodnia. Nuda wdziera się do ich s...