zmiany

1.4K 64 126
                                    

Nie umiem poskładać myśli po wczorajszym wydarzeniu. Czułem się trochę niezręcznie, ale Louis był zadowolony, nie był skrępowany czy coś w tym stylu. Nie to co ja. Wykąpałem się jak wstałem, w tym samym czasie szatyn przygotowywał dla nas śniadanie. Normalnie facet ideał. A miałem go za totalnego gbura i oblecha. Niech to zepsuje. Nie chcę się do niego przywiązywać. Jestem zwykłą dziwką, a on moim sponsorem. I tyle.

— Zaraz cię odwiozę, załadujemy twoje rzeczy i przyjedziemy, może pizza na obiad?

— Że co? Jak to załadujemy twoje rzeczy? — Uniosłem brwi ze zdziwienia. Nic nie rozumiem.

— Ah.. Nie mówiłem Ci. Postanowiłem, że się do mnie wprowadzisz. Pewnie mieszkasz w jakimś syfie. Tutaj o ciebie zadbam i będziesz tylko mój.

— A gdzie w tym moja zgoda!? — zawołałem z poirytowaniem.

— Mam ją na papierze i kilkunastu kopiach. Jestem posłuszny i dobrze wykonuje polecenia. Jakieś pytania?

Kurwa. Nie chcę zostawiać mamy ani siostry. Mam dość mieszkania w tym syfie, ale żeby tak od razu się wprowadzać? Pewnie tak mu wygodniej. Będzie ruchał mnie kiedy zechcę. Jestem zły, myślałem, że moje zdanie się dla niego liczy? Jestem głupi i naiwny.

— Jesteś chujem — syknąłem siadając na krześle.

— Nie denerwuj się złotko, podziękujesz mi za to, teraz będziesz miał wszystko, a mamę będziesz odwiedzał.

Uh. W sumie ma trochę racji, tutaj mam lepsze warunki i nie muszę się martwić. Mama będzie miała pieniądze i wszystko się ułoży..

— A jak jej to wytłumaczysz? Rzucam wszystko z dnia na dzień i się wyprowadzam, mądre.

— Powiem prawdę. Znalazłeś sobie chłopaka, który ma bogatą rodzinę i tyle. Stąd masz kasę. I pracujesz. — sapnął.

— Ale mi wytłumaczenie! Same kłamstwa!

— Dobra, jedz to i nie dyskutuj. Jak zjesz, jedziemy — powiedział oschłym tonem. Wtedy się zamknąłem.

Posłusznie zrobiłem to co mi kazał. Razem wsiedliśmy do auta. Bujał w obłokach. Był czymś zmartwiony, albo coś w tym stylu.

— Przepraszam, że byłem surowy, ale rozumiesz na czym stoisz..

— Uhm, tak.. Też przepraszam — westchnąłem. Znowu ma rację, zgadzałem się na taki układ. Cóż.. Teraz nic na to nie poradzę.

— W bagażniku mam walizki i kartony, spakujesz to co według ciebie jest najpotrzebniejsze. Mogę Ci pomóc.

— Nie musisz, nie chce żeby mama cię widziała, jesteś starszy. — Wywróciłem oczami patrząc na drogę.

— Sam tego nie zaniesiesz, pomogę Ci.

— Jak tam sobie chcesz. — Wzruszyłem ramionami. Mam do niego słabość, ale muszę też postawić na swoim i nie być aż tak uległym.

— Dobra, jesteśmy. Zaprowadź mnie do twojego pokoju.

— Dobrze, dobrze kierowniku — powiedziałem idąc w stronę drzwi. Poczułem zapach alkoholu przy samym wejściu. Uh. Chyba nie pogadam z mamą.

Wytłumaczyłem wszystko siostrze i udałem się z Louisem do swojego pokoju. Spakowałem ubrania, farby, książki.

— To ci nie będzie potrzebne. — Kiwnął głową wskazując na książki do szkoły. Co on teraz.

— Ale ja muszę chodzić do szkoły!

— Już nie musisz, znajdę jakąś lepszą, odpowiednią dla twoich zainteresowań — mruknął przyglądając się obrazom. — To twoje?

Innocence | larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz