Następnego dnia Louis był inny. Bardziej pogodny, nie był taki zdenerwowany jak ostatnio. Cieszy mnie to, chociaż coś mi tu nie gra. To jest zbyt dziwne, według mnie. Nie spałem od piątej i zdążyłem namalować kilka obrazów. Skończyły mi się płótna, więc kolejnego nie będzie. Nie znoszę gdy wali farbą, zawsze muszę wietrzyć pokój a wtedy jest zimno. Wolę, gdy jest mi ciepło.
— Króliczku, chodź na śniadanie! — Usłyszałem głos szatyna. Ciekawe co dzisiaj nam przyrządził.
Zszedłem na dół z uśmiechem. Czuję się w tym domu dobrze. Otoczenie ma duży wpływ na moje samopoczucie. Ostatnio to zauważyłem.
— Oo omlety! Jestem głodny więc zjem wszystko — powiedziałem chwytając za widelec.
— Pojedziemy dzisiaj na zakupy, potem jakiś szybki obiad i reszta dnia dla nas. —Puścił mi oczko.
— Na zakupy? Jakie zakupy? Gdzie znowu?
— Zobaczysz, nie zadawaj tyle pytań. Nie lubię tego. — Wywrócił oczami upijając swoją kawę.
— Dobrze, dobrze.. Kierowniku.
Zamknąłem się skupiając na posiłku, wolałem nie ryzykować i nie drażnić przewrażliwionego szatyna. Muszę się przyzwyczaić.
— Jak zjesz to leć się ogarnąć i jedziemy. Nie traćmy czasu, okej?
— Okej, nie wiem czemu ci tak na tym zależy — westchnąłem.
Louis nie odpowiedział. Udał się na górę by się przebrać. Ja w tym czasie zdążyłem zjeść swoją porcję i jak mi polecił mój sponsor, poszedłem się "ogarnąć".
Zwykły t-shirt i jeansy wystarczą. Nie będę się stroił. Poza tym od Tomlinsona dostanę komplementy nawet jak będę w worku na śmieci. Tak już jest.
Gdy już byliśmy w samochodzie obowiązkowo włączyłem radio. Zacząłem nucić cicho jedną z piosenek.
— Ej, w sumie czym się zajmujesz? — Spojrzałem na niego.
— Zarabiałem na koncertowaniu. Kiedyś dużo śpiewałem i grałem. Jestem już mniej znany, ale znajomych w tej branży nadal mam. Mogę cię kiedyś poznać z kilkoma gwiazdami scen muzycznych. — Zaciągnął się papierosem. — Rzuciłem to. Teraz założyłem firmę i zajmuję się bzdurami.
— Dlaczego to rzuciłeś? Zagrasz mi coś kiedyś? Proooooszę.
— Rzuciłem, bo... Nie. Nie chcę o tym mówić. To przeszłość. I tyle. Zagrać mogę, nadal mam sprzęt w piwnicy. Od czasu do czasu zdarzy mi się coś napisać, zagrać. Sam dla siebie — westchnął.
— Yaaay, dziękuję. Nie mogę się doczekać prywatnego koncertu.
Z ciekawości chwyciłem telefon i wyszukałem hasło Louis Tomlinson w Google. Znalazłem kilka artykułów i starych klipów. Jednak nie było nic o odejściu czy zakończeniu kariery. Nic. Ani jednej strony na ten temat. To bardzo dziwne.
— Jesteśmy, chodź. — Uśmiechnął się wychodząc z samochodu. Grzecznie poszedłem za nim.
Nie poznałem sklepu do którego weszliśmy, ale pozytywnie się zaskoczyłem.
— Wooo, to sklep plastyczny!? Dziękuję! — Mocno go przytuliłem.
— Wybieraj co chcesz. Meble w twojej pracowni już są. Szafki, fotele i krzesła. Dodatkowo sztalugi i płótna. Brakuje farb i innych takich rzeczy, ale chciałem żebyś sam to wybrał. — Pogładził mnie po plecach.
Poczułem jak tracę nad sobą kontrolę. Zacząłem wrzucać dosłownie wszystko do koszyka. Nie mogę się doczekać aż usiądę we własnej pracowni i zacznę tworzyć. Życie jak z bajki. Dosłownie.
— Chyba wykupiłem pół sklepu — zaśmiałem się pomagając Louisowi w noszeniu toreb.
— Należy ci się. Nie dziękuj. A teraz wybieraj skąd bierzemy obiad.
— Hmm.. A może dzisiaj spaghetti? Znam dobrą knajpę. — Zaproponowałem.
Szatyn się zgodził bez słowa. Mniam. Uwielbiam makaron, zawsze poprawia mi humor. W sumie jak każde jedzenie. Byłem zbyt ciekawski, w czasie oczekiwania na jedzenie bombardowałem Louisa pytaniami.
— A nie myślałeś kiedyś nad założeniem rodziny? — zapytałem.
— Sam nie wiem. Zdarzało mi się, ale nie byłbym dobrym ojcem. Przynajmniej ja tak myślę.
— Dlaczego tak uważasz? — Zasmuciłem się. — Ja bardzo chciałbym zaadoptować dziecko. Dałbym mu wszystko, szczególnie dużo miłości i wsparcia. Kocham dzieci.
— To mało ważne. Tak uważam, i tyle.
Widziałem jak na jego twarz wkrada się mały uśmiech gdy wspomniałem o adopcji. On gra takiego twardego. To miękka cipa.
— Smacznego. — Oblizał usta spoglądając na mnie. Po chwili wrócił wzrokiem do talerza.
— Trochę jak Zakochany Kundel.. — zauważyłem. — Chcesz klopsika mój piesku? — zapytałem uśmiechając się. Fajne uczucie wywołać u Louisa śmiech. I ten piękny uśmiech. Cudowny. — Louuuu, obejrzymy dzisiaj Zakochanego Kundla?
— Sam nie wiem.. — Rozmyślił się.
— Pięknie proszę. — Zrobiłem smutną minę. — Tatusiu..
Uśmiechnąłem się w duchu widząc jak działa na niego to słowo. On serio jest jakiś nie wyżyty, masakra. Cóż. Ma braki facet.
— Uhm, no dobrze. Obejrzymy, dla mojego słoneczka wszystko.
Hurrraaaa! Jak zwykle mi się udało. Jestem niesamowity czy niesamowity?
Po zjedzeniu pysznego posiłku wróciliśmy do domu. Louis wynajął jakichś facetów by ogarnęli moją pracownię. Wow. Co za leń śmierdzący. W tym czasie zdążyłem się rozłożyć na kanapie obok szatyna. Wtuliłem się w jego bok i spojrzałem na ekran telewizora. Właśnie zaczynał się Zakochany Kundel.
— Masz dziwne fetysze, wiesz? — sapnąłem.
— Dlaczego tak sądzisz słońce? — Zerknął na mnie.
— Same mówienie na ciebie tatuś jest dla mnie chore. — prychnąłem mocniej się w niego wtulając.
— Jeszcze ci się spodoba. Będziesz tak krzyczał. — Poruszył brwiami.
— Czekaj, co?
— Nic, nic, skarbie. — Uciszył mnie krótkim pocałunkiem.
Chyba zaczynam coś do niego czuć. Ehh, to źle. Nie mogę się przywiązać. Wiem jak to się kończy..
~~~
Taki krótki rozdział. Akcja dopiero się rozkręci. Sorka za błędy ofc.
CZYTASZ
Innocence | larry ✔️
Fiksi RemajaSiedemnastoletni Harry mieszka w biednej rodzinie. Ledwo wiążą koniec z końcem. Nie jest lubiany przez rówieśników. Jego rodzina bardzo potrzebuję pieniędzy. Pewnego dnia wpada na pomysł żeby założyć konto na portalu randkowym. Takim sposobem znajdu...