sekrety

904 45 36
                                    

Byłem z siebie zadowolony. Moja mama zasługuje na normalne i zdrowe życie. W bezpiecznych warunkach, które jej zapewniłem. Cieszę się, że jest szczęśliwa i może zacząć od nowa. Kocham ją, a jej łzy udowodniły mi to, że ona też.

Dzisiaj wraca Louis. I nadal brak znaku życia. Nie wiem co się dzieje i zaczynam się martwić. Co jeśli naprawdę coś mu się stało? Czuję narastający stres. Moje oczy zaszły łzami. Ogarnij się Harry.

Pora na śniadanko.. Może dzisiaj musli z owocami i czekoladą? O tak.. Wszystko z czekoladą jest pyszne. Przepyszne.

— Halo? Nie, nie.. Nadal się nie odezwał — westchnąłem krojąc jedną ręką owoce.

— Mówiłem Ci, rzuć tego durnia! ZAYN CI TO SAMO MÓWIŁ!

— A właśnie.. Zostawmy mojego Louisa. Co u Zayna. Chyba mnie coś ominęło? Prawda? — Uśmiechnąłem się do telefonu.

— Uhm.. Spotkaliśmy się drugi raz w barze.. Spodobał mi się, fajnie się z nim gadało.. I no..

— I co? — prychnąłem siadając. Zamieszałem w misce biorąc Nialla na głośnik.

— No i Uhm, ssałem jego kutasa — sapnął na jednym wdechu. Z ust wyleciało mi musli. No nie!

— Ty jesteś niepoważny? A to do mnie masz kurwa problem, że zacząłem znajomość od sponsoringu! Ty mała irlandzka dziwko.

— Spierdalaj, przynajmniej mi za to nie płaci. A nawet coś z tego będzie.. Poza tym, podobało mu się.

— Fuj, więcej szczegółów mi daj..

— No dobra, myślałem, że mi trafi w o-

— NIALL! — zawołałem krzywiąc się. — Nie mówiłem serio! Jesteś stary mocno pojebany..

— I tak mnie kochasz loczku — zaśmiał się. Pokręciłem głową wracając do mojego śniadania.

— Pogadamy później, muszę wykonać jeszcze jeden telefon.

— No dobra, pa.

Rozłączyłem się i odłożyłem telefon na bok, muszę zjeść ze spokojem śniadanie. Chyba nic już mnie nie zaskoczy tego poranka. Niall ssał chuja Malika. Czemu mnie to nie dziwi? Wiem, że jest skłonny do takich rzeczy, ale żeby aż tak? Na drugim spotkaniu. W sumie.. Sam nie jestem lepszy. Ugh. Po zjedzeniu umyłem po sobie naczynia i dałem kiciusiowi jeść. Biedactwo, wygląda marnie. Może jest stary, nie wiem. Louis nic mi o nim nie mówił. Bo po co miał opowiadać o kocie, no nie?

— Co u ciebie mój towarzyszu? — zapytałem drapiąc go za uchem. — Złapałeś dzisiaj jakąś mysz? A.. W tym domu chyba nie ma myszy.

Gdy ogarnąłem swoją twarz i sypialnie odetchnąłem z ulgą kładąc się na kanapie. Wyciągnąłem telefon. Chwilę bawiłem się urządzeniem w dłoniach zanim wybrałem numer Zayna. Znalazłem go w telefonie Tomlinsona. Pomyślałem, że jeszcze mi się przyda.

— Uhm, hej.. Tutaj Harry, Harry Styles — przedstawiłem się. Jestem zdenerwowany.

— Tak.. Nie pytam skąd masz mój numer — odpowiedział. Czułem obojętność z jego strony. — Czego chcesz?

— Chcę się czegoś dowiedzieć.. No wiesz, mówiłeś, że mam uważać na Louisa i w ogóle.. Chciałbyś mi o tym opowiedzieć? — Zagryzłem dolną wargę. Żołądek zrobił mi fikołka.

— Uhm, nie wiem czy powinienem o tym z tobą rozmawiać — szepnął. — Powiem Ci tylko tyle, to co zawsze.. Louis to nie jest mężczyzna dla ciebie. Zrozum to. On jest.. Nie, nie mogę. I tak za dużo ryzykuję.

— No dobra, dzięki.

— Wybacz młody, nie pomogę Ci. — Zamknąłem oczy próbując się zrelaksować. — Porozmawiaj z Tommo, jak wróci.

— Tommo? — Zmarszczyłem brwi.

— Z Louisem.

— Aa, no dobra, dzięki.

— Trzymaj się. — Odłożyłem telefon na bok i zawinąłem się w kocyk. Dopiero dziewiąta. Lou wraca o trzynastej, o ile nie zmienił planów. Oczywiście jak zwykle nie jestem na bieżąco. Kurde, dlaczego on mi to robi? Dobrze wie, że się martwię i będę się martwił.

Nie mogę zasnąć. Postanowiłem, że wypiję sobie lampkę wina żeby nie żyć już w tym stresie. Muszę wrzucić na luz jak to się mówi. Ooo czekoladki! Mniam! No i teraz jeszcze włączyć Pamiętnik. Dzień udany, przynajmniej początek dnia.

I właśnie takim sposobem opychania się czekoladą, oglądaniem ckliwych romansów zleciały mi kolejne godziny. Byłem już pełny. Ostatecznie nie piłem dużo, jedna lampka wina. No może dwie. Odstawiłem wszystko na miejsce i wyłączyłem telewizor.

Uśmiechnąłem się szeroko słysząc otwierane drzwi, w końcu wrócił! Mimo złości i zmartwień chciałem go w końcu mocno przytulić. Jednak to co zobaczyłem, zaskoczyło mnie. Negatywnie. Moje oczy się zaszkliły. Zrobiłem krok w tył.

— Dlaczego mi to znowu robisz!? — Zapłakałem. Pojawił się strach. — Mów do mnie do cholery!

— Bo mogę! Zazdrościsz mi? Beze mnie jesteś nikim! Rozumiesz kurwa? — wykrzyczał. Skrzywiłem się na zapach wódki i papierosów. Śmierdział, był obszczany a z jego teczki wysypało się mnóstwo papierów. Ruszył w moją stronę jednak po drodze się wyjebał. Chciałem pomóc mu wstać.

— Dam sobie radę! — Podniósł głowę  trzymając się kurczowo ściany. — Chodź tu kurwa mać! — Chwycił moją koszulkę przyciągając mnie do siebie. Zanim zdążyłem się wydrzeć związał nieporadnie moje nadgarstki a do ust włożył mi kuchenną szmatę. Cholernie się bałem. — Teraz dostaniesz karę za nieposłuszeństwo suko. — Splunął na podłogę przyciskając mnie do ściany, nie wiedziałem co się dzieje. Chciałem się wyrwać ale nie miałem już siły. Mimo alkoholu Louis był agresywny i na tyle silny by mnie przytrzymać.

Łzy spłynęły po mojej twarzy jak wodospad gdy zdarł ze mnie spodnie wraz z bielizną. Zapłakałem czując jak jego penis rozrywa mnie od środka.

— Z-zostaw mnie! — krzyknąłem. Jednak moje słowa brzmiały jak bełkot. — To boli! Puść mnie!

Nic. Wbijał się we mnie mocnymi pchnięciami. Zacisnąłem powieki płacząc jeszcze głośniej. Zacząłem się krztusić własnymi łzami.

— Szmata, tylko do tego się nadajesz, lubisz tak, co? Jak ktoś cię ostro wypieprzy? — Poczułem jego oddech na moim karku. Mam odruch wymiotny gdy czuje tą wódę. — Zaraz dojdę. Mała dziwka..

— Ni-nie jestem twoją d-ziwką — wysyczałem czując jak sperma mężczyzny miesza się z moją krwią. Wyszedł ze mnie, ogarnął się i walnął na podłogę. Niech śpi, mam go w dupie.

Gdy udało mi się rozplątać sznur, umyłem się cały czas płacząc. Czuję się obrzydliwie. Spojrzałem na siebie w lustrze, nie mam słów.

Postanowiłem przeszukać teczkę szatyna. Znalazłem pęk kluczy wśród sterty papierów. Zastanowiłem się chwilę do czego mu tyle kluczy? Każdy był podpisany numerem. Jeden nie. Miał czerwoną zawieszkę. Poszedłem do drzwi, które zwykle stały zamknięte. Szybko włożyłem czerwony klucz. I bum. Drzwi otwarte. Zacząłem szukać czegokolwiek co pozwoli mi dowiedzieć się o Louisie czegoś więcej. Pełno zdjęć, albumów, teczek, b-broni. O co tutaj chodzi? Jedna z teczek miała numer.

Teczka 1024

1024?  Nie rozumiem. No dobra. Pora zajrzeć co ma w środku..

O kurwa. Wypadła mi na podłogę. A za nią ja, klęknąłem na kolanach znów zaczynając płakać. Mam dość stresu i Tomlinsona. Nie tak to sobie wyobrażałem...

Innocence | larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz