Nim się zorientował, spadł pierwszy śnieg. Nie było to dla niego nic zaskakującego – zimy w Konoha zwykle przychodziły wcześniej niż gdziekolwiek indziej, przez co i wcześniej odpuszczały. Wspomnienia ostatnich ciepłych dni w listopadzie ustąpiły miejsca radości z nieustających bitew na śnieżki i wrzucaniu się nawzajem we wszechobecne zaspy, w których można było brodzić po kolana. Miasto nie wyrabiało się z odśnieżaniem, jednak dzieciakom takim jak on wcale to nie przeszkadzało.
Sasuke lubił zimę, nawet jeżeli nie miał swojej ulubionej pory roku. Wolał jednak marznąć, niż się pocić.
Lekcje w szkole również nieco się zmieniły. Koniec trymestru był tuż tuż, zostało zaledwie kilka tygodni. Jeżeli zrealizowano program danego przedmiotu, nauczyciele zazwyczaj pozwalali uczniom uczyć się do egzaminów. Większość mądrych nastolatków, w tym on sam, starała się to wykorzystać do maksimum. Oczywiście, zdarzały się wyjątki: jego koledzy woleli w tym czasie skupić się na żartach lub spaniu, a i nauczyciele nie zawsze stosowali się do tej reguły.
Tego dnia jedną z ich ostatnich lekcji był wf. Trudno było jednoznacznie stwierdzić czy program został zrealizowany, czy nie, lecz nikt nie ośmielił się jak dotąd zapytać o to wiecznie tryskającego energią Guy'a. Jeszcze kazałby im biegać po nieodśnieżonym boisku, oczywiście w ramach programu.
- Dzisiaj mam dla was dwie propozycje – zaanonsował śpiewająco, gdy cała klasa zebrała się w niezdarnie zorganizowanym szeregu pod jego kantorkiem. Might Guy był jednym z dwóch nauczycieli wf, jednak większość znała głównie jego. Sądząc po jego neonowo pomarańczowych getrach i zielonym dresie, nie było w tym nic dziwnego. – Możecie zahartować swoje ciało i duszę, korzystając z uroków przepięknej zimy, która przypomina nam o tym, że niedługo nadejdzie kolejna wiosna, a wraz z nią odrodzi się miłość i młodość, która... - rozprawiał patetycznym tonem, zatapiając się we własnym świecie, zupełnie nie zważając na stojący przed nim, jęczący tłum nastolatków.
- Powaga, jak Kakashi z nim wytrzymuje? – zachodził w głowę Naruto, pochylając się nieco w stronę stojących obok niego kolegów. – On ma coś z głową! Kryzys wieku średniego, czy coś!
- Bieganie jest upierdliwe, a w śniegu brzmi jeszcze gorzej – przyznał Shikamaru, ziewając przeciągle.
- Dopiero co zjadłem, nie mogę teraz biegać – pokręcił głową Chouji, ocierając wierzchem dłoni pozostałości eklerki ze swoich pulchnych policzków.
- Jeżeli boisz się biegać w śniegu – Kiba zwrócił się do Uzumaki'ego – z chęcią udowodnię ci, że jestem od ciebie lepszy i zrobię to, kiedy ty będziesz taplać się w łzach swojego strachu – wyszczerzył się, oślepiając ich blaskiem swoich zadbanych zębów.
- Ja i strach? Odszczekaj to, psie! – Naruto słysząc tak wielką obelgę wycelowaną w jego ego, gotów był się bić.
Nie żeby go ktoś specjalnie powstrzymywał. W ciągu wypełnionej zaciekłą wojną na spojrzenia minuty, zakończonej rzuceniem się chłopaków do gardeł, oczy Shikamaru i Chouji'ego latały niczym wolne elektrony pomiędzy nimi, a zdającym się niczego nie dostrzegać Uchihą. Wszyscy przyzwyczajeni byli do jego interwencji, dbania o to, żeby blondyn nie pchał się w kłopoty większe niż zazwyczaj. Po tym, co wydarzyło się na próbie zachowanie Sasuke diametralnie się zmieniło. Minęło już trochę czasu, ale nie wszyscy nie mogli się przyzwyczaić do jego biernej postawy.
Brunet nie w głowie miał dziecinne potyczki jego kolegów, tym bardziej przewidywalny wf. Myślami uparcie wędrował do czekającego go po lekcji kółka muzycznego. Dla niego była to kolejna okazja do tego, by przesiedzieć bezczynnie kilka godzin. W dalszym ciągu nie mogli się z różowowłosa skupić w panującym tam hałasie.
CZYTASZ
Paradise.
Fanfiction(W trakcie korekty) Sasuke ma tylko siedemnaście lat. Mimo to zdążył już porządnie namieszać w życiu kilku osób. Na przykład Sakury - dziewczyny, w której kocha się jego najlepszy przyjaciel. Nie zdaje sobie jednak sprawy z rozmiaru szkód i tego, że...