16. Own me, I'll let you play the role... I'll be your animal.

421 24 5
                                    

Wpatrywał się w Yume jak idiota, nie mówiąc absolutnie nic. W poprzednim wcieleniu musiał porwać, zgwałcić i zabić przynajmniej tysiąc kobiet – wówczas może uwierzyłby, że zasłużył na to, by los tak bardzo grał mu na nosie.

Czy to był żart? Jeśli tak, to cholernie słaby.

Po co to wszystko? Po co najpierw się w niej zakochiwał, żeby potem dać sobie z nią spokój, następnie zadurzyć się w Sakurze, ażeby i to poszło w pizdu, bo oto przeznaczenie prezentowało mu Yume jak na tacy, ale on jej już nie chciał?

- Yume – podekscytowany głos jej matki wyrwał go z pierwszego szoku. Zacisnął oczy, walcząc z potrzebą krzyku lub ucieczki, jeszcze nie był pewien. Być może obydwu. – Może pokażesz Sasuke ogród zimowy?

Ogród zimowy, cudownie. Jedyne, co chciał, żeby mu pokazała, to drzwi. Poczuł na sobie ponaglające oczy rodziców. Zacisnął zęby, podniósł się i patrząc szatynce prosto w twarz bez cienia entuzjazmu, skinął głową. Spuściła głowę. Odwróciła się, ruszając w głąb holu, z którego przyszła. Dopóki nie zniknął, był pewien, że matka wierciła mu dziurę w plecach.

Idąc za Hiyugashi, zauważył, że nie była ubrana aż tak ceremonialnie jak on. Miała na sobie grube rajstopy i dość ładną, bawełnianą sukienkę, która zlewała się z kremową kolorystyką domu. Jednak nawet obiecujący łuk jej bioder, odznaczający się wyraźnie, gdy szła, nie był w stanie go omamić. To nie była dziewczyna, której chciał.

Dotarli w ciszy pod przepiękne, francuskie drzwi, za którymi zapewne krył się wspomniany ogród. Odwróciła się do niego skrępowana, zagryzając wargę. Znał jeszcze jedną dziewczynę, która miała podobny zwyczaj. I był to ten moment, w którym uświadomił sobie, że oddałby wszystko, żeby to ta druga stała teraz przed nim: nie w ślicznej sukience, a w wyciągniętym swetrze i nie nieśmiała, a pewna siebie w ten magnetyczny sposób, który znała tylko ona.

Chyba naprawdę mu odwaliło na punkcie Sakury. Może przyznanie się przed samym sobą do tego, że pierdolił taki układ mogłaby go wyleczyć ze stale wzrastającej frustracji?

- Chodź – mruknęła Hiyugashi, otwierając drzwi.

Przekroczyli próg, zapatrując się w starannie zaplanowaną przestrzeń. Musiał przyznać, że było tam przyjemnie. Haruno pewnie byłaby zachwycona, o czym od razu by powiedziała tonem, który mógłby odczytać na kilka sposobów. Tymczasem dziewczyna, z którą zmuszony był przebywać podeszła do oddalonej o kilka metrów leżanki i usiadła na jej brzegu, rzucając mu wyczekujące spojrzenie. Podążył jej śladem, nie spuszczając jej z oczu.

- Nie patrz tak na mnie, to nie moja wina – zirytowała się, gdy nie zmienił miny. – Przywieźli mnie do Konohy i oświadczyli, że wychodzę za mąż za Uchihę. Też mi się to nie podoba.

- Dlatego chciałaś się pogodzić? – zapytał ochryple, patrząc na nią beznamiętnie.

- Nie – zaprzeczyła energicznie, wznosząc dłonie. – Nie sądziłam, że to będziesz ty. Rodzice liczyli na twojego brata.

Odetchnął, ale nie miało to nic wspólnego z ulgą. Uczucia, które mu towarzyszyły były oddalone od tego o lata świetlne. Czuł się ociężały, zmęczony i zrezygnowany.

- Słuchaj – westchnęła, zagarniając wypielęgnowane do bólu włosy za uszy. – Obydwoje wiemy, że chodzi o firmy. Twoja ma wchłonąć moją, a nasze rodziny mają na tym sporo zarobić.

- Twoja zarobi, a moja pozbędzie się konkurencji – poprawił ją sucho. Rzuciła mu przelotne spojrzenie.

- Zmierzam do tego, że żadne z nas nie jest zadowolone z tego małżeństwa i wcale nie ma ochoty tego robić – kontynuowała rzeczowym tonem.

Paradise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz