Epilog

382 27 4
                                    

Sakura otworzyła oczy. Powoli i licho - różnica nie była zauważalna, gdyby ktoś się jej przyglądał. Zaatakowana rażącym światłem jarzeniówek zamknęła je znowu, jęcząc. Z początku nie kojarzyła nic, a bodźce dochodziły do niej w ślimaczym tempie.

Była słaba i bolało ją dosłownie wszystko, choć mogła być to kwestia zbyt długiego leżenia w jednej pozycji. Instynktownie chciała poruszyć którąś z kończyn, ale brakowało jej do tego zarówno sił, jak i woli. Potem poczuła czyjąś obecność. Chciała otworzyć oczy, zmienić pozycję, lecz było to poza jej zasięgiem.

Ciemność porwała ją znowu, a Sakura nie oponowała, zadowolona, że nie będzie musiała robić tego wszystkiego, do czego instynktownie pchało ją jej ciało.

Gdy ocknęła się ponownie, sytuacja była podobna. Jakimś cudem udało się jej unieść powieki, choć te kleiły się niemiłosiernie. Tym razem dotarło do niej więcej: szczypała ją skóra od pięt aż po czubek głowy, chciało się jej pić tak, jakby nie robiła tego od wieków, czuła otaczające jej ciało miękkie ciepło. Zmarszczyła nieco brwi, kiedy udało się jej poruszyć stopami. Atakujące ją pikanie rozsadzało jej uszy.

Udało się jej spojrzeć na wprost, w sufit, co jedynie zintensyfikowało jej gehennę. Te jarzeniówki były gotowe wypalić jej oczy, była o tym przekonana. Potem coś zaskrzypiało, a ona kierowana potrzebą ulgi i ciekawością zwróciła uwagę w kierunku, z którego dochodził rumor. Najpierw dostrzegła czarno-niebieską plamę zbliżającą się do niej pospiesznie. Potem rozpoznała sylwetkę jako kobiecą.

- Słyszysz mnie? – kobieta nachyliła nad nią, latając brązowymi oczami między jej twarzą a czymś, co wisiało nad nią. Dziewczyna pokiwała głową słabo, nie rozumiejąc, co się działo wokół niej. – Dobrze. Jesteś w szpitalu – wyjaśniła, prostując plecy. Zniknęła z pola widzenia Sakury na chwilę, ale różowowłosa słyszała szelest rozszarpywanego plastiku, który świadczył o tym, że wciąż była obok niej.

Nie minęła nawet minuta jak kobieta, prawdopodobnie pielęgniarka, zniknęła, zatrzaskując za sobą drzwi. Po wypełnionej cierpieniem chwili Sakura poczuła, jak wracają jej siły witalne. Musiała dostać coś na wzmocnienie. Udało się jej przekręcić głowę: wiszące nad jej łóżkiem worki utwierdzały ją w tym przekonaniu.

Wciąż była zbyt słaba, żeby się podnieść, jednak ogarnęła bardziej przytomnymi oczami salę, w której się znajdowała. Poza jej własnym, były jeszcze cztery łóżka, wszystkie zajęte przez pacjentów przypominających zadbane trupy. Pod sufitem podwieszone były zielonkawe kotarki, wyznaczające granice między łóżkami. Tuż obok zasłoniętego okna były drzwi, a przy nich szyba. Zmarszczyła brwi, widząc rozmawiającą przez telefon pielęgniarkę, która zerkała to na komputer, to wprost na nią. Kobieta pokiwała głową, odłożyła słuchawkę i usiadła na krześle, pocierając skronie z miną cierpiętnicy.

Różowowłosa przeniosła oczy z brunetki na ścianę przed sobą. Dopiero wówczas dostrzegła szersze, przeszklone drzwi, zapewne dla łóżek z pacjentami. Patrzenie na szarą farbę, pokrywającą zarówno salę, jak i korytarz za nimi było jednak niezbyt przyjemne dla jej wciąż ospałego umysłu, więc skupiła się na sobie.

Nie była opatulona kołdrą tak, jak można było się spodziewać. Materiał przykrywający jej ciało nie dawał tyle ciepła, ile by sobie życzyła, ale spełniał swoje zadanie w dalszym ciągu. Nie mniej jednak nie przykrywał jednego aspektu, który przywołał masę zbędnych wspomnień.

Obróciła powoli swoje ręce, a następnie uniosła je lekko, by móc na nie spojrzeć bez zezowania, od którego zaczynała boleć ją głowa. Jej przedramiona były obwiązane bandażem na tyle jasnym, by Sakura mogła stwierdzić, że był świeży.

Paradise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz