Harry nie był pewien, jaki dokładnie był cel sortowania prezentów ślubnych. Jego jedynym przypuszczeniem było zrobić miejsce na więcej, ponieważ tworzyła się coraz większa góra, a ślub Billa i Fleur był dopiero za kilka dni. Starając się opuścić pokój w bardziej zorganizowanym stanie niż pierwotnie, Harry i Ron wykonali swoje zadanie tak szybko, jak to możliwe i wyszli, zanim pani Weasley mogła ich przypiąć innym. Ron poszedł na poszukiwanie Hermiony, ale Harry błagał, by wyjść na zewnątrz, mając nadzieję na kilka niezakłóconych minut sam. Gorączkowe, zatłoczone uczucie Nory zaczynało go dosięgać i naprawdę potrzebował przerwy. Delacours mieli przybyć rano, co tylko pogorszy sytuację.
- Wymykasz się, prawda?
Harry podskoczył i odwrócił się w progu kuchennych drzwi. Przygotowując się do przeprosin pani Weasley, znalazł nie Molly, ale Ginny wychodzącej z salonu z kuszącym uśmiechem na twarzy. - Jasna cholera - Harry odetchnął z ulgą. - Ginny! Dlaczego znowu to robisz! Brzmisz zupełnie jak twoja mama. Wiesz, że tego nienawidzę.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie. - Ale ja to uwielbiam.
Harry zmrużył oczy. Przyszło mu do głowy coś spontanicznego. - Chodź ze mną.
Brązowe oczy Ginny zmrużyły się z humorem, nie do końca pewna, czy żartuje.
- Chodź - sięgając po jej dłoń, Harry pociągnął ją w stronę drzwi. - Szybko, zanim ktokolwiek zauważy, że wychodzimy.
Wahając się tylko na chwilę, Ginny spojrzała przez ramię, upewniając się, że nikt nie patrzy, i poszła za Harrym do ogrodu.
Słońce świeciło wysoko na niebie, gorąco na ich plecach, gdy biegli ramię w ramię przez podwórko, zanim schowali się w ochronnym cieniu kępy drzew kilka stóp od domu. Schodząc z niskiego brzegu, wskoczyli do wąwozu o kamienistym dnie, cieknącym stałym strumieniem, który skręcał lekko w lewo w kierunku pobliskiej wioski Ottery St. Catchpole. Pomagając Ginny przez wąski strumień, Harry przeszedł na drugą stronę. Nie puszczając jej dłoni, zwolnił kroku z westchnieniem zadowolenia. W tańczącym cieniu miotanych wiatrem gałęzi drzew, jakby mieli wrażenie, że wkroczyli do własnego, prywatnego świata.
- Możemy tu oddychać - Ginny poczuła prawie taką samą ulgę jak on. - Powinniśmy po prostu tu zostać i nigdy nie wracać.
- Moglibyśmy uciec - bawił się Harry w jej grze. - Po prostu idźmy dalej, aż zabraknie nam miejsc do spacerów.
- A potem możemy przenieść się do nowego miejsca i zacząć znowu chodzić.
- Nie możesz się jeszcze aportować - zauważył Harry, szturchając ją żartobliwie w bok.
- Mógłbyś mnie zabrać ze sobą - Ginny podeszła bliżej z uśmiechem.
- Gdziekolwiek - Harry zatrzymał się, odwracając się i owijając jej ramiona wokół jego talii i opierając ręce na jej karku. To wszystko i tak było tylko udawaniem, żeby mógł przez chwilę przeżyć swoją fantazję i przytulić ją, jakby naprawdę była jego. - Moglibyśmy pojechać do Ameryki Południowej.
- Zawsze chciałam zobaczyć Brazylię.
- Moglibyśmy mieszkać w dżungli.
- I nosić duże kapelusze.
Harry uśmiechnął się, tracąc nieco tok myślenia. - Tak i duże kapelusze.

CZYTASZ
true friends ━ hinny ✓ ( w trakcie korekty!!!)
Fanfiction━━ nie potrafili być tylko przyjaciółmi. Czasami ciężko pozostać najlepszymi przyjaciółmi, gdy uczucia z czasem zaczynają przeradzać się w coś głębszego niż zwykłe zauroczenie. Ranili siebie nawzajem, nie zdając sobie sprawy z uczuć drugiego, łama...