Rozdział 41. Zawsze byli razem

1.2K 83 112
                                    

Harry szedł w stronę jeziora, czując się triumfalnie. Był tak pewien, że Ginny zerwie z Deanem i może będzie miał szansę. Może dzisiaj jego szczęście się zmieni. Może... Jego serce upadło na ziemię, a szczęka zacisnęła się, gdy zobaczył, jak Dean ją całuje. Całuje ją. Całuje Ginny. Czuł się, jakby pluła na niego wiara. Wziął głęboki oddech, gdy Dean wyszedł i podszedł do Ginny.

- Co to właściwie było? - zapytał, zaskakując ją.

- Harry! Ja-jak długo tam byłeś? - powiedziała, a gorąco wypełniło jej twarz. A to sprawiło, że Harry był jeszcze bardziej zły.

- Wystarczająco długo - powiedział sucho, próbując ukryć ból w swoim głosie.

- Cóż, tak. Przeprosił i...

- Przeprosił?! Wybaczyłaś mu, bo do cholery przeprosił?! To wszystko?! - wykrzyknął. Harry znał Ginny, nie przyjęłaby go z powrotem po tym, nie za milion lat. Coś było nie tak.

- Nie rozumiesz, Harry. On... powiedział, że... kocha mnie - szepnęła.

- Ginny, co, na Merlina, jest z tobą nie tak? - powiedział to, bo chciał, żeby wróciła. - To znaczy... myślałem, że jesteś lepsza od tego! - gdy tylko skończył, Ginny, oczywiście, spoliczkowała go.

- Nie mogę uwierzyć, Harry! Co się z Tobą dzieje?! - wrzasnęła.

- J-ja - Harry próbował się usprawiedliwić, wiedząc, że schrzanił sprawę. Ale wiedział, że Ginny była zbyt dumna, by tak łatwo wybaczyć Deanowi.

- Nie, Harry! Czy to takie niewiarygodne, że ktoś mnie kocha? - powiedziała Ginny, wyraźnie go prowokując.

- Wiesz, że nie miałem tego na myśli. Dlaczego w ogóle chcesz z tego powodu walczyć? - zapytał Harry, teraz prowokując ją, by powiedziała mu prawdę. Ale chciał krzyczeć, powiedzieć jej prawdę i przestać cierpieć. To rozsądne, że cię kocha. Ale on nigdy nie pokocha cię tak jak ja! Nie widzisz tego?!

- Nie chcę walczyć. Myślałam, że zrozumiesz - powiedziała, próbując się tego pozbyć.

- Cóż, nie rozumiem. Po prostu powiedz mi, co się dzieje? - powiedział, mając nadzieję, że z nim porozmawia, jak zawsze. Ale Ginny po prostu milczała, a Harry poczuł, jak nóż w jego żołądku wbija się głębiej. Już mu nie ufała? Czy nie wystarczyło mu powiedzieć? Nawet jeśli wszystko sobie mówili?

- Świetnie - powiedział i odszedł, ignorując jej protesty i zranioną twarz.

Harry szedł dalej i szedł. Zmuszając łzy do pozostania w jego oczach, jak zawsze. Szedł dalej korytarzami i zauważył Deana. Uwolnił się i złapał Deana za kołnierz koszuli, uderzając go o ścianę.

- Słuchaj, za bardzo się o nią troszczę, więc jeśli kiedykolwiek odważysz się ją skrzywdzić lub ponownie ją obrazić, pożałujesz, że kiedykolwiek się urodziłeś - Harry puścił go i szedł dalej, niepewny tego, co zrobił. Ale był czegoś pewien. Ginny zasługiwała na coś lepszego. Ginny coś ukrywała. I dowie się, co to było.

Harry i Ginny nie rozmawiali ze sobą przez jakieś 3 tygodnie. Szczerze mówiąc, Harry nawet nie wiedział, czy to 3 tygodnie, czy całe życie, bo tak się czuł. Tak bardzo za nią tęsknił. Tęsknił za swoją najlepszą przyjaciółką. To było głupie, ich walka była głupia, ponieważ prawie nigdy nie walczyli, zwykle się kłócili, ale nie walczyli. I tak, kiedy walczysz z przyjaciółką o coś takiego, zazwyczaj godzisz się z nią, ponieważ chcesz, abyście byli szczęśliwi, ale w tym przypadku był mały problem... że Harry był w niej zakochany. Problem polegał na tym, że jej potrzebował, problem w tym, że wcale nie był szczęśliwy, musiał ją przytulić, usłyszeć jej śmiech i rozśmieszyć, poczuć zapach jej włosów, przestać cierpieć bez niej.

Za każdym razem, gdy jeden z nich wchodził do pokoju, a drugi tam był, automatycznie odwracali się w drugą stronę. I wszyscy to zauważyli. Hermiona zapytała, co się stało, a po wysłuchaniu powiedziała coś w stylu: „Rozumiem, że się lubicie, oboje jesteście niesamowicie uparci, żeby o tym mówić", ale nie był tego pewien. Gdyby Ginny zaczęła coś czuć, prawdopodobnie nigdy się nie dowie. Stracił ją. Stracił swoją drugą połowę.

Ginny wyglądała przez okno, po cichu podziwiając słońce skrywające się za górami. Myślała o nim. Dlaczego po prostu z nim nie porozmawia? Dlaczego musiała go ciagle tracić, czuła się tak winna, że znowu go straciła. Już dawno temu zawarta ze sobą cichą umowę, jeśli nie może kochać Harrego tak, jak chciała, jeśli nie mogłaby mu powiedzieć, jak się czuje, zrobiłaby wszystko, by zachować ich przyjaźń. Ponieważ wiedziała, wiedziała, a mimo to spieprzyła sprawę. Wiedziała, że to, że Harry nie rani, to boli i to piekielnie. Ale nie bycie nawet blisko Harrego zabijało ją. To było dziwne... nie rozmawiając z nim, przez kilka dni szła w kierunku pokoju wspólnego, ale wtedy sobie uświadamiała. Harry nie siedział na kanapie, czekając na nią, żeby mogli pójść i zagrać w quidditcha, nie był tam, żeby się do niej uśmiechać, iść z nią na śniadanie, rozśmieszać ją, przytulać, kiedy spała, rozmawiać o koszmarach. Po prostu go tam nie było.

Westchnęła i wyciągnęła głowę przez okno. Zobaczyła błysk czarnych, kruczoczarnych włosów i spojrzała w ziemię. Harry szedł, wydawał się całkowicie pogrążony w myślach, jego zielone szmaragdowe oczy były półprzymknięte, gdy usiadł na ich zwykłym miejscu, aby zobaczyć zachód słońca. Zawsze, gdy Ginny lub Harry byli wściekli, smutni lub mieli koszmar, siadali na konkretnej skale, na której Harry znalazł ją tam pod koniec jego czwartego roku przed trzecim zadaniem. Od tamtej pory zawsze siedzieli tam, on ją obejmował, a Ginny kładła głowę na jego ramieniu. Czasami płakali, czasem się śmiali. Ale zawsze byli razem. A teraz to był tylko Harry. W jakiś sposób Ginny czuła, jak jego smutek gromadzi się razem z nią, gdy patrzył ze smutkiem na pustą przestrzeń obok niego. Jej przestrzeń.

Ginny zakryła usta dłonią, łzy pojawiły się w jej oczach. Myślał o niej i wiedziała o tym. Potrzebował jej tak samo, jak ona go. Oddychać, uśmiechać się, czuć się bezpiecznie, czuć się komfortowo, być szczęśliwym... być w domu.

Wstała i przycisnęła się plecami do ściany, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez. Kochała go, kochała go każdym swoim włóknem i nie miała go kochać, nie miała się zakochać w swoim najlepszym przyjacielu, w powierniku. W końcu uwolniła trzy łzy, krztusząc się własnym szlochem. Po cichu wysłała mu wiadomość, wiadomość, której nigdy nie usłyszy, że nigdy się nie dowie, że istniała. Prosta myśl.

Wysyłam Ci moją miłość, ponieważ moja miłość jest jedyną rzeczą, która mnie trzyma, pomaga mi przez to przejść, która mnie leczy.

Parę dni później, Ginny zastanawiała się jak się z nim pogodzić, ale będąc dumnym, upartym Weasleyem, nie była skłonna przepraszać.

To on powinien ją przeprosić, a dla niej to było dość oczywiste, ale wiedziała, że w ten sposób nigdy nie zakończy ich walki. Dlaczego miałaby przepraszać? Po prostu przesadził bez powodu. ON musiał przeprosić, wyjaśnić swoje zachowanie... prawda? Ale w głębi duszy wiedziała, że była powodem, dla którego walczyli. Ona była powodem, bo Harry myślał, że już mu nie ufa. Ale gdyby tylko wiedział. Gdyby wiedział, że naprawdę zaufała mu z całej swojej siły.

Było dla niej pewnym faktem, że Weasleyowie ciężko upadali. Przylgnęli do swojej pary jak guma przyklejona do swojego buta, irytująca, tak, głupa, oczywiście, niezręczna totalnie, ale ze wszystkiego, co mieli to prawdziwa, czysta miłość. A przynajmniej ona przepadła w ten sposób.

Notatka autora: Wspominałam kiedyś o cierpieniu u bólu serca w tej historii? Tak, właśnie o tym mówiłam. Mam nadzieję, że nie popsułam wam humoru tym rozdziałem. Następny rozdział będzie jutro.
Kocham was❤️

true friends ━ hinny ✓ ( w trakcie korekty!!!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz