Sklepienie Wielkiej Sali pierwszego dnia zajęć było błękitne, poznaczone wiotkimi, postrzępionymi obłoczkami, podobnie jak prostokąty nieba widoczne przez wysokie gotyckie okna. Harry, Ron i Hermiona zajęli się śniadaniem i rozmawiali cicho.
Kiedy się najedli, pozostali na swoich miejscach, czekając, aż podejdzie do nich profesor McGonagall. W tym roku rozdawanie rozkładów zajęć było trochę bardziej skomplikowane niż zwykle, bo McGonagall musiała najpierw się upewnić, że każdy otrzymał z sumów stopnie wystarczające, by móc kontynuować przedmioty wybrane do owutemów. Hermiona nie miała żadnych kłopotów, bo bardzo szybko się okazało, że może kontynuować zaklęcia, obronę przed czarną magią, transmutację, zielarstwo, numerologię, starożytne runy i eliksiry. Natychmiast pomknęła na pierwszą lekcję run. Z Nevillem trwało to trochę dłużej;
patrzył z wystraszoną miną, jak profesor McGonagall czyta jego podanie, porównując je z jego wynikami z sumów.Następnie zwróciła się do Parvati Patii, która natychmiast zapytała, czy Firenzo, ten przystojny centaur, nadal naucza wróżbiarstwa. Profesor McGonagall poinformowała ją, że wróżbiarstwo będzie nauczać on i profesor Trelawney. Ale szóstą klasę uczy profesor Trelawney.
Pięć minut później Parvati poszła na lekcję wróżbiarstwa z taką miną, jakby szła na ścięcie.
Potem profesor McGonagall przeszła do Harrego, zerkając do swoich notatek. Spokojnie mógł zaliczać zaklęcia, obronę przed czarną magią, zielarstwo i transmutację. Harry był zaskoczony, że mógł kontynuować eliksiry, ponieważ była wymagana ocena W, ale McGonagall poinformowała go, że u profesora Slughorna wystarczy „powyżej oczekiwań".
Po okropnej obronie przed czarną magią ze Snapem razem z Ronem i Hermioną udali się do lochów na popołudniową dwugodzinną lekcję eliksirów. Loch wypełniały opary i dziwne zapachy. Harry, Ron i Hermiona z zaciekawieniem pociągali nosami, przechodząc koło wielkich, bulgocących kociołków.
Profesor Slughorn zaczął lekcje, a jego masywna sylwetka majaczyła w oparach. Harry przerwał mu, mówiąc, że razem z Ronem nie mają wyposażenia na eliksiry, ponieważ nie wiedzieli, że będą mogli zaliczać owutemy. Slughorn dalej z uśmiechem wręczył im dwa bardzo zniszczone egzemplarze Eliksirów dla zaawansowanych oraz dwie zaśniedziałe wagi.
- No więc, moi drodzy - kontynuował, kiedy wrócił na swoje miejsce, wypinając i tak już imponującą pierś, aż guziki jego kamizelki zatrzeszczały niebezpiecznie - przygotowałem wam kilka eliksirów, żebyście mogli rzucić na nie okiem, tak z ciekawości, no wiecie. Pod koniec semestru powinniście już sami uwarzyć tego rodzaju magiczne eliksiry. Nawet jeśli nikt z was czegoś takiego jeszcze nie warzył, to powinniście już o nich słyszeć. Czy ktoś może mi powiedzieć, co to jest? - zapytał, wskazując kociołek z przezroczystą cieczą, która wyglądała jak zwykła, gotująca się woda.
Hermiona podniosła dobrze już swoją wyćwiczoną rękę. - To veritaserum, bezbarwny, pozbawiony zapachu eliksir. Ten, kto go wypije, musi mówić prawdę.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze! - ucieszył się Slughorn. - A ten? - wskazał na kociołek z bulgoczącą leniwie, gęstą substancje.
- To wielosokowy, panie profesorze. - odpowiedziała Hermiona znowu najszybsza.
- Znakomicie, znakomicie! A teraz ten tutaj... Tak, moja droga? - zapytał, teraz już lekko speszony, patrząc na uniesioną rękę Hermiony.
- To amortencja! - odpowiedziała podekscytowana.
- Tak jest rzeczywiście. Wydaje się niemal głupio pytać - powiedział Slughorn, który był potężnie pod wrażeniem - ale zakładam, że wiesz co to robi?

CZYTASZ
true friends ━ hinny ✓ ( w trakcie korekty!!!)
Fanfiction━━ nie potrafili być tylko przyjaciółmi. Czasami ciężko pozostać najlepszymi przyjaciółmi, gdy uczucia z czasem zaczynają przeradzać się w coś głębszego niż zwykłe zauroczenie. Ranili siebie nawzajem, nie zdając sobie sprawy z uczuć drugiego, łama...