Rozdział 2

2.4K 194 48
                                    

Dobrze, że nie miałem niczego w ustach, bo pewnie bym się udławił. Spojrzałem wymownie na córkę mojego wspólnika, która czekała na odpowiedź. A przecież mnie znała i dobrze wiedziała, że nic takiego nie planuję. Przynajmniej na razie.

- Karen, proszę cię. Jest mi dobrze bez małżeństwa. Nie znam Sandry aż tak długo, żeby wyskakiwać z pierścionkiem.

- Mam wrażenie, że żadnej kobiety nie zechcesz poznać na tyle dobrze, by zaproponować jej legalizację związku – rzuciła z charakterystycznym uśmiechem.

- Nieprawda – zaprzeczyłem gwałtownie.

Moja przyjaciółka spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi.

- Nie mów, że wreszcie zmieniłeś zdanie. – W ciemnobrązowych oczach dostrzegłem niekłamane zainteresowanie. – Mike, mów!

- Jeśli kiedyś spotkam odpowiednią kobietę, to być może założę rodzinę. Jeszcze tego nie poczułem. Sam w sumie nie wiem, czego tak naprawdę chcę. – Chrząknąłem, pragnąc pozbyć się chrypki w głosie.

Tylko przy Karen mogłem wyznać prawdę i otworzyć się przed nią. Co nie znaczyło, że nie odczuwałem skrępowania, gdy o tym mówiłem.

- Mike, tu się nie ma czego wstydzić. – Niespodziewanie dla mnie Karen położyła swoją drobną dłoń na moim ramieniu, jakby chciała przekazać tym gestem, że nie ma się czego obawiać. – Życzę ci, żebyś jak najszybciej spotkał kobietę, która stanie się dla ciebie tak ważna, że postanowisz się jej oświadczyć.

- Myślisz, że zaproszę cię na ślub? – spytałem, próbując żartem zamaskować prawdziwe uczucia.

- Jeśli tego nie zrobisz, to przerwę ceremonię i powiem, że to małżeństwo nie może dojść do skutku – odpowiedziała, śmiejąc się.

- Ciekawe, jaki podasz powód. – Uśmiechnąłem się, a moje ciało na powrót się rozluźniło.

- Coś wymyślę. Wątpisz we mnie? – Puściła mi oczko, ja zaś roześmiałem się na cały głos.

Karen potrafiła rozluźnić atmosferę. Za to ją uwielbiałem.

- Absolutnie nie.

- Nawet założę sukienkę i szpilki, ale musisz mnie zaprosić. – Dziewczyna ustawiła wszystko na stole, ja zaś zgasiłem palnik pod patelnią. Jedzenie było gotowe, mogliśmy zasiąść do konsumpcji.

- Poważnie? Uważaj, Walker, bo za chwilę pojadę po pierścionek i się oświadczę – palnąłem ze śmiechem.

- Uważaj, bo już wciągam szpilki i kieckę. Gratis dołożę pończochy samonośne – dodała takim tonem, że aż na nią spojrzałem.

- Żałuję, że tego nie nagrałem. Mógłbym odtwarzać sobie w biurze, bo jeszcze gotowym pomyśleć, że to mi się przyśniło.

- Czy to naprawdę aż takie ważne, Mike? – Karen spoważniała, patrząc na mnie pytająco.

Oboje usiedliśmy na swoich miejscach, a ja utkwiłem w niej wzrok.

- Dla nas, facetów? Nie odbierz mnie źle, ale owszem. Wiem, jak to brzmi, wiem, co o tym sądzisz. Jesteś piękną kobietą, jednak nie pojmuję, dlaczego ukrywasz się przed całym światem.

- Coś ty powiedział? – Karen zastygła z widelcem w dłoni, co wyglądało nieco komicznie. – Jestem piękna? Hej, Bennet, naprawdę wszystko w porządku? Zaczynam się o ciebie martwić – mruknęła żartobliwie.

Jesteś wszystkim, czego potrzebuję (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz