Rozdział 20

2.3K 156 74
                                    

- Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam... – wyszeptałam zdruzgotana.

- Jeśli choć trochę ci na mnie zależy, po prostu zostaw mnie w spokoju. Nie zniosę więcej. – Głos mu się załamał i Mike natychmiast opuścił wzrok.

Serce pękło mi na drobne kawałeczki. Zrobiłam coś tak strasznego, niewybaczalnego. I chociaż już ostatnia rozmowa uzmysłowiła mi, że wyrządziłam mu okropną krzywdę, to dopiero teraz w pełni pojęłam, jak głęboką ranę zadałam.

Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wydawały się odpowiednie. Byłam załamana, ale chyba nie tak bardzo, jak Mike. Ja zasłużyłam na cierpienie, on nie. Okazałam się egoistką i tchórzem.

W milczeniu odwróciłam się i chwyciłam za klamkę. Z trudem zachowałam powierzchowny spokój. Gdy znalazłam się na korytarzu, Amelia posłała mi odrobinę wystraszone spojrzenie. Nie miałam siły, by spróbować się uśmiechnąć.

- Czy mój ojciec jest u siebie? – odezwałam się.

- Tak.

- Dziękuję. – Skierowałam kroki do drugiego gabinetu.

- Karen? – Tata podniósł głowę, kiedy usłyszał, że weszłam. – Co za miła niespodzianka. – Radosny uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Cześć – przywitałam się, lecz głos mi zadrżał.

- Źle się czujesz? – Uśmiech zniknął, a pojawił się strach. Tom pospiesznie obszedł biurko, aby do mnie dopaść i objął mnie ramionami.

- Nie, wszystko w porządku – skłamałam, unikając jego wzroku. – Wpadłam, żeby zobaczyć, jak się miewasz.

- Karen, byłaś u Mike'a? – padło bezpośrednie pytanie.

Za dobrze mnie znał. Nie widziałam najmniejszego sensu, żeby go okłamywać. Skinęłam głową.

- Usiądź – poprosił, podchodząc ze mną do jednego z dwóch foteli dla gości. Posadził mnie na nim, a sam zajął drugi i zamknął moje dłonie w swoich.

- Nigdy na niego nie zasługiwałam – wyszeptałam zduszonym głosem.

O dziwo, nawet nie miałam sił, aby płakać.

- Zawsze uważałem cię za kogoś, kto nie boi się sięgnąć po to, czego pragnie. Wielokrotnie mi to udowadniałaś. Chciałaś założyć firmę, więc ją założyłaś. Chciałaś wyjechać na studia do Europy, podróżować, więc to robiłaś. A teraz tęsknisz za Mike'em u swego boku, ale boisz się o niego zawalczyć. Nie kłam, Karen. Znam cię i widzę, że tęsknota zżera cię każdego dnia. Kochasz go, lecz ubzdurałaś sobie, że przez twoją chorobę nie dasz mu tego, czego pragnie. A przecież on już to dostał – ciebie. Ty byłaś dla niego wszystkim, całym jego światem.

- Chciałam tylko, żeby tak nie cierpiał, jeśli coś by mi się stało. Byłam pewna, że za kilka lat Mike zacznie mieć do mnie pretensje, że zatrzymałam go przy sobie.

- Jesteś inteligentną kobietą, a pleciesz takie bzdury. Przestań się nad sobą użalać i podejmij walkę o szczęście, tak jak podjęłaś ją o swoje życie. Dlaczego, jeśli o nie chodziło, zachowałaś się jak prawdziwa wojowniczka, ale kiedy mówimy o miłości twojego życia, nie potrafisz wziąć się w garść?

- Masz rację – przyznałam, spoglądając mu w oczy. – Muszę wziąć się w garść, a nie motać się i przysparzać Mike'owi więcej cierpienia – dodałam.

- Walcz o niego, Karen! – Tata przytulił mnie do siebie, jak to robił, gdy byłam małą dziewczynką. – Nie pozwól, by niepewność zagościła w twoim sercu. Nie traćcie więcej czasu, bo żadne z was nie wie, ile go pozostało.

Jesteś wszystkim, czego potrzebuję (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz