Gorycz i tęsknota

184 5 59
                                    

3 miesiące później

Chase zamieszkał w Mglistej Osadzie w jakimś ciemnym zaułku. Stał się nigdy nie uśmiechającym kamieniem w którego złamanym sercu nie było już nic, uczuć ani współczucia tylko rozpacz i gorycz. Nie obchodziło go co myślą lub czują inni. Nie rozmawiał z nikim a nawet na nikogo nie zwracał uwagi. Zaczął już wątpić w to co walczył jako policjant i agent, w dobro i sprawiedliwość. Jadł tylko to co znalazł, pił wodę z kałuży, stał się brudny i wychudzony. Nieraz jego przyjaciele go szukali i widział jadące ulicą ich pojazdy ale wtedy chował się zawsze by nikt go nie znalazł. Nie chciał mieć z nikim do czynienia. Wiecznie myślał o czasie spedzonym ze Sky i to jej poświęcał w głowie cały swój czas. Żył w ten sposób dziczejąc coraz bardziej najnieszczęśliwszy na świecie. Nieraz zaczął warczeć gdy czasem ktoś chciał do niego podejść.

Była już zima i śnieg spadł jakiś czas wcześniej ale on dalej mieszkał na ulicy i w ten sam sposób spędzał każdy dzień. Pogrążając się w smutku. Zimno nie wpływało na niego w żaden sposób. I postanowił że tak wyglądać bedzie jego życie już do końca, bo cała jego radość przepadła. Momentami chciał skończyć ze sobą lecz wiecznie miał w głowie ostatnie słowa Sky które go podtrzymywały na duchu jeśli można tak powiedzieć. Wszystkie jego wyglądały identycznie. Pewnej nocy coś obudziło go. W jego zaułku było coś lub ktoś. Dźwięk chodzenia po śniegu słyszał aż za dobrze ale nie bał się, nie bał ani nic ponieważ był już na wpół kamieniem, na wpół zdziczałym psem. To coś było coraz bliżej aż w pewnym momencie zobaczył parę żółtych, elipsowatych oczu wpatrzonych w niego. Znaczął warczeć a na to dwa ślepia zaczęły się powoli cofać. Nie wiele myśląc i nie mając nic do stracenia zasnął z powrotem, taki zostostał, obojętny na wszystko.

Chase

Obudziłem się na co jak zwykle nie miałem ochoty. Znów mi się śniła. To chyba jedyne co mi sprawia przyjemność, sen, bo tylko wtedy mogę ją zobaczyć... chociaż też to jest okropne, widzę ją a gdy się budzę jestem w pełni świadomy że to był tylko sen, marzenie, i ta świadomość jest najgorsza.

Wczoraj coś tu się przypałętało ale mało mnie to obchodzi. Jeśli to coś pewnej nocy zabije mnie w śnie, będę temu wdzięczny.

Znów zacząłem o niej myśleć. Spędziłem już tak całe tygodnie mimo iż mówiłem sobie że to tylko pogarsza sprawę. Nie mogę przestać... to cierpienie pozostało mi do końca dni i nic nie zapowiada by to się zmieniło. Nienawidzę swojego życia. Gdyby nie to co powiedziała mi w naszej ostatniej rozmowie dawno bym je zakończył. To wszystko nie ma sensu, nie ma barwy i radości całym moim szczęściem była ona... teraz unikam nawet jej imienia by choć trochę złagodzić gorycz co jest daremne.

Niewiem czemu ale pójdę chyba na spacer, może znajduje coś do jedzenia.

Wyszedłem powoli z zaułka patrząc w ziemię. Niektórzy omijali mnie na chodniku szerokim łukiem, inni patrzyli z politowaniem. A niech się patrzą, wszystko mi jedno. Przede mną pojawiła się obszerna kałuża. Nie za bardzo mnie to obchodziło więc przeszedłem środkiem rozchlapując brudną wodę na boki. Tępym wzrokiem patrzyłem na omijanie cegły chodnikowe które dla innych niezauważalne zdawały się swym chłodem i szarością podzielać mój nieskończony smutek. Nagle kątem oka coś dostrzegłem. Podniosłem szybko łeb i zobaczyłem unoszący się nad tym szarym i smutnym miastem kontrastujący z nim różowy balon który wzbijał się w powietrze. Od razu przyszła Ona przyszła mi na myśl. To nie mógł być przypadek, taki wesoły różowy balonik mógłby być w tym mieście jeden, jedyny. Pomyślałem że to jej duch chce żebym był świadomy Jej obecności. Nie płakałem od czasu gdy Ją widziałem ostatni raz ale teraz oczy zaczęły mi się szklić. Po chwili zawróciłem w stronę zaułka idąc coraz szybciej aż w końcu biegnąć. W końcu dotarłem na miejsce szybko wbiegając między kamienice.

Schowałem się cały w moim legowisku zrobionym z różnych kartonów i zacząłem teraz płakać z pompą. Tak bardzo mi Jej brakowało, tak bardzo chciałem Ją objąć, przytulić. Myślałem że na prawdę zaraz walnę łbem w ścianę by zakończyć to wszystko. Ale od razu pomyślałem o tym różowym baloniku. Jeśli Ona mnie widzi to nie mogę tego zrobić z uwagi na to co powiedziała mi podczas naszego ostatniego spotkania, myślałem. Przypomniałem sobie w jakim stanie wtedy była i moje złamane serce mi się ścisnęło na samą myśl, to wszystko musiało Ją tak boleć... i pomyśleć że to moja wina. Wtedy, moment przed wypadkiem, przytuliłbym Ją i nic by Jej się nie stało... jesteś potworem Chase, jesteś potworem, doprowadziłeś do jej śmierci a teraz się nad sobą jeszcze użalasz, przecież nie mogę być zły na deszcz... bo niby jak? Och czemu, czemu, czemu?!

Dalsze myślenie przerwał mi dźwięk, kroków jak mi się zdawało. Zapłakany szybko się odwróciłem i zobaczyłem... rysia, miał te same oczy które widziałem zeszłej nocy. Był mniej więcej mojej wielkości. Zacząłem warczeć ale on widząc moje spuchnięte od łez oczy uśmiechnął się tylko podejżanie i szybko zawrócił by pobiec w stronę przeciwną od wejścia do zaułka, nie wiedziałem co tam jest bo nigdy tam nie chodziłem, a z resztą to po co?

Nagle zaczęło mi się zdawzwać że w głowie słyszę jak znowu Ona mnie woła, znowu... nigdy, przez te wszystkie lata spędzone w psim patrolu nie myślałem nawet że tak ciężko będzie mi bez niej żyć... a w sadzie to nie bbedzie się chciało żyć.

____________________________________
(:( ) X 1000 nawet 0 dialogów

Przypominam że będę wdzięczny za wskazywanie literówek

Chase I SkyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz