R-11: Powrót na zgliszcza

37 4 3
                                    

          - Daleko jeszcze?

          Wysłuchujący serii podobnych pytań już od dobrych dwudziestu minut Leonardo westchnął ciężko z irytacją. Nie miał już siły ni ochoty po raz kolejny udzielać tej samej odpowiedzi, więc ściągnął usta w wąską kreskę i milczał, co tylko sprowokowało najmłodszego z żółwich braci do dalszego marudzenia.

          - Halo, słyszysz mnie? - Błękitnooki mutant oparł się na tyle fotela kierowcy, po czym zajrzał bratu przez ramię na przednią szybę. Ponownie nie otrzymawszy odpowiedzi, nadął policzki, niezadowolony. - Leooooooo!

          - Tak, Mikey, DALEKO! - warknął wreszcie zdenerwowany Raphael, nie mogąc już słuchać nieustannego smęcenia rodzeństwa. 

          - Dobra, dobra. - Michelangelo uniósł ręce w obronnym geście. - Po co tak agresywnie? Jeju. 

          Mamrocząc coś pod nosem, żółw w pomarańczowym usiadł sobie w końcu w jednym miejscu i zajął swoją komórką. Kierowca pojazdu finalnie mógł odetchnąć z ulgą. W każdym razie przynajmniej na chwilę. 

          Jeśli jednak miał być szczery, to cisza, która zapadła po utemperowaniu najmłodszego, również nie do końca mu odpowiadała. Zdawała się jakaś dziwnie posępna, pozbawiona wigoru, niewygodna. Aczkolwiek Leo nie mógł niczego na to poradzić - jedyna osoba, z którą naprawdę chętnie by teraz porozmawiał, Nysa, siedziała tym razem gdzieś z tyłu zamiast przy nim, pilnując na wpół przytomnej ze zmęczenia koleżanki. Już od czasu nieudanego kempingu niewiele ze sobą przebywali, każde z nich miało ciągle coś do roboty w związku z zaistniałą na farmie sytuacją. Podczas gdy on wraz z braćmi całodobowo strzegł posiadłości, hybryda starała się zająć podupadającą na zdrowiu (nie tylko fizycznym) Jinx, której to wywołane przeklętym artefaktem paranoje nie dawały spokoju. Przez nawał zajęć nie zdołał nawet wyjaśnić z nią zajścia, które tak perfidnie zniszczył mu telefon od Donniego...

          Na rozwiązanie tej sprawy lider klanu Hamato będzie musiał jednak jeszcze zaczekać. Jego przemyślenia przerwał widok, który ukazał się na horyzoncie - pierwsze zarysy nowojorskich budynków. Aczkolwiek to nie one przykuły jego uwagę, a unoszący się z nich ciemnymi serpentynami dym. Tamtejsze fabryki nigdy nie dbały najlepiej o oczyszczanie powietrza uchodzącego z kominów, ale wydawało mu się, iż wydzielanych przez nie smug nigdy nie było aż tak wiele, zwłaszcza w takim rozmiarze.

          Z każdym kolejnym metrem przybliżającym ich do celu podróży, żółw był coraz bardziej pewny - coś nie grało. Dym nie pochodził z fabryk. Nowy Jork płonął.

          Nie minęła chwila, a pozostali pasażerowie także to zauważyli. W pojeździe na kilka chwil zapanowała grobowa, przepełniona napięciem cisza. Nie na taki widok liczyli. Po przejściach na farmie wszyscy pragnęli powrotu do swojego bezpiecznego kąta, jakim do niedawna były nowojorskie kanały. Chcieli wrócić do domu. Nie na jego zgliszcza.

          Na wszelki wypadek spowolniwszy jazdę, Skorupogromca wtoczył się na jedną z miejskich ulic. Zdawała się ona miejscem zupełnie innym niż zazwyczaj - naturalny dla tego miasta, gwarny tłum przechodniów zastąpił oblepiony kurzem gruz i dogorywające, zwęglone, bezkształtne materie,  których funkcji za czasów świetności nie sposób było odgadnąć. Ludzie (żywi, gdyż kilku poległych grupa miała wątpliwą przyjemność zauważyć) jak gdyby kompletnie wyparowali. Nawet jeśli wciąż gdzieś byli, musieli naprawdę dobrze się ukrywać. 

          Starając się nie zważać na nieprzyjazne otoczenie, Leonardo pokierował pojazdem w stronę wjazdu do kryjówki. Cały czas odnosił jednak niejasne wrażenie, że ktoś bądź coś nie spuszcza z nich oka ani na moment. Okolica zdawała się całkowicie opustoszała, więc żółw doszedł do wniosku, iż tylko mu się zdaje, aczkolwiek szybko okazało się, że, na ich nieszczęście, intuicja go nie zawiodła. Niemalże na ostatniej prostej przed celem ich podróży na dość szeroką jednię tuż przed pojazdem bezszelestnie spłynął wielki, czarny obłok mgły. Gdy tylko w całości znalazł się na ziemi, natychmiast zbił się w gęsty kłąb i przetransformował w tę jedną istotę, której mutanci naprawdę mieli nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć - bestię z leśnej chaty. 

Demony Lasu || TMNT 2012Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz