Hermiona Granger przemierzała korytarze Hogwartu, kierując się w stronę biblioteki. Była ona taką oazą spokoju dla gryfonki, miejscem odpoczynku i relaksu. W pewniej chwili usłyszała ciche łkanie dobiegające z jednej z opuszczonych sal i postanowiła skierować się właśnie w tę stronę. Lekko odchyliła drzwi, a na zakurzonym parapecie znajdowała się postać dziewczyny z czarnymi włosami, która płakała. Postanowiła podejść do niej i ją przytulić. Po paru krokach zorientowała się, że jest to Pansy Parkinson - ślizgonka z tego samego roku. Ta informacja jednak nie zatrzymała Hermiony przed chęcią przytulenia i pocieszenia jej. Gdy znajdowała się parę kroków od Pansy, dziewczyna obróciła się w stronę Granger i ja zobaczyła. Zamiast jednak nawrzeszczeć na nią i przeklnąć jakimś silnym zaklęciem po prostu podeszła do gryfonki i przytuliła się do niej. Hermiona z początku stała i nic nie robiła, jednak po chwili oddała przytulasa i zaczęła uspokajająco głaskać czarnowłosą po plecach. Nie wymagała od niej, by powiedziała co jej leży na sercu, gdyż wiedziała, że czasami najlepsza jest zwykła obecność innego człowieka. Znajdowały się w takiej pozycji przez paręnaście minut, a Hermiona zaproponowała ziołową herbatę prosto od przemiłych skrzatów, które pracowały na kuchni w zamku. Ślizgonka zgodziła się i udała razem z Hermioną po ciepły napój. Ostatecznie spędziły naprawdę miły wieczór w swoim towarzystwie, popijając ziołową herbatę oraz rozmawiając na najróżniejsze tematy. Właśnie wtedy mur między dziewczynami zaczął się zawalać, a tuż za nim znajdowała się szczera przyjaźń albo prawdziwa miłość, a droga, którą podążą zależała tylko od nich.
CZYTASZ
❜❜ advent calendar - harry potter ❜❜
Fanfictionświąteczne one - shoty, każdy jeden dla jednego dnia grudnia