❝ epilog - ostatni prezent ❞

33 2 0
                                    

Hary obudził się, na białej, pustej posadzce. Rozejrzał się dookoła. Nie wiedział, gdzie był. Miejsce to wyglądało trochę jak...? King Cross? Faktycznie, ławki i wznoszące się w górę filary, znacząco przypomniały mu dworzec, z którego od wieków odjeżdżał Hogwart Express. Chyba... Chyba umarł. Zrozumiał niewypowiedziane nigdy przy nim słowa Dumbledore'a. Jego plan wychodził daleko za dzień jego śmierci, choć Harry nigdy tego nie dostrzegał.

Pod ławką, obok której wybraniec się obudził, leżało małe, ohydne ciałko. Potter spojrzał na nie z odrazą, nie wiedząc jeszcze, czym dokładnie było.

— Dla niego, nie ma już ratunku — powiedział ktoś, za jego plecami. Znał ten głos. Chłopiec, który jeszcze niedawno, mógł tylko prosić by go znów usłyszeć, teraz wyraźnie słyszał i widział postać staruszka stojącego przed nim w srebrzystej szacie. Albus Dumbledore był martwy, a jednak stał przed nim w pełni zdrów, jak gdyby dzień w którym zginął, nigdy się nie wydarzył.

Harry na chwilę zamilkł, wpatrując się w niego uważnie. — Pan... czy ja... gdzie my jesteśmy? — zapytał, ponownie rozglądając się wokół.

— A jak ci się zdaje? — zapytał dawny dyrektor Hogwartu, również obrzucając krótkim spojrzeniem przestrzeń wokół nich. Chłopak zamyślił się na chwilę.

— Wygląda trochę jak dworzec Kings Cross — stwierdził Harry, jednak dosyć niepewnym tonem. Na chwilę, znowu spojrzał w oczy Albusa, który uśmiechał się do niego spod długiej, srebrnej brody.

— Kings Cross? — zapytał zaciekawiony, na co Potter przytaknął skinieniem głowy. Dumbledore, poraz kolejny rozejrzał się, patrzeć to na tory, to na wysokie i grube filary. Wydawało się jednak, że widzi coś zupełnie innego.

— Ale, to nie jest Kings Cross... Jest tu tak... Czysto? Niby tak samo, ale jednak... inaczej — odparł na zapytanie dyrektora. Dumbledore uśmiechnął się pogodnie, zmierzając powolnym krokiem w stronę — jak zdawało się Harry'emu — końca dworca, gdyż dalej, cały obraz owego miejsca, spowijała gęsta biel.

— Panie profesorze... — zaczął ponownie Harry, lekko zamyślonym tonem. — Czy to dzieje się naprawdę, czy tylko w mojej głowie? — na te słowa, Albus, który zaczął już powoli wyprzedzać Harry'ego krokiem, odwrócił się do niego.

— Ależ oczywiście to dzieje się w twojej głowie, Harry, tylko skąd, u licha wniosek, że wobec tego nie dzieje się to naprawdę? — odpowiedział Dumbledore, wciąż z tym samym uśmiechem, wymalowanym na twarzy. Chłopiec, który przeżył spojrzał ze zdziwieniem, w oczy dyrektora, jednak ten obrócił się i ruszył dalej.

— Bo widzisz Harry, jeśli jest to dla ciebie dworzec, teoretycznie mógłbyś stąd odjechać pociągiem — powiedział, co mogło wprawić Harry'ego w jeszcze większe omotanie... chociaż wcale tak nie było. Harry zadał tylko kolejne pytanie, chcąc trochę bardziej rozjaśnić sobie sytuację;
— A gdzie zabrałby mnie ten pociąg?

Albus uśmiechnął się szeroko, można by się nawet zastanowić, czy nie szerzej niż przed chwilą.
— Dalej — odparł, po czym znów ruszył w stronę tej gęstej niczym mleko nicości.

— Panie profesorze, niech pan zaczeka! — podniósł głos, zatrzymując się nagle. Ku jego uciesze, dawny dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa, zatrzymał się i obrócił na pięcie w stronę Pottera.

— Tak, Harry? — zapytał Dumbledore, wpatrując się przenikliwe w jego zielone oczy. Harry poszedł do niego i wyciągnął dłoń przed siebie, podając mu niewielką i niepozorną kopertę. Albus wziął ją od niego i przyjrzał się jej z zainteresowaniem. — A cóż to?

— Niech pan otworzy, kiedy będzie... dalej — powiedział Harry Potter z delikatnym uśmiechem na twarzy. Dumbledore, również posłał w jego stronę, niewielki, acz wymowny uśmiech, po czym ruszył dalej, po chwili, już kompletnie znikając za piękną, tajemniczą, białą ścianą.

Marzenie Harry'ego, jednak się spełniło. Zadał Dumbledore'owi, jeszcze jedno pytanie.

kalendarz adwentowy Harry'ego Pottera ─── Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz