❝ rozdział dwudziesty pierwszy - okienko dwudzieste pierwsze ❞

28 9 2
                                    

Harry, nadal wpatrując się w wizytówkę Regulusa, pchnął drzwi, by je otworzyć — były zamknięte. A więc Harry'emu, została tylko jedna metoda, którą średnio opanował.
Alohomora.

O dziwo, zamek kliknął i drzwi samr się otworzyły. Przeszedł przez próg, rozglądając się po pokoju. Sypialnia Regulusa, była nieco mniejsza od sypialni Syriusza, choć i tutaj było widać ślady dawnej świetności. Podczas gdy Syriusz starał się podkreślić swój dystans do reszty rodziny, Regulus podkreślał swoją do niej przynależność. Pokój był urządzony w barwach Slytherinu — szmaragdowych i srebrnych — na łóżku, ścianach jak i w oknach. Nad łożem panoszył się wymalowany z nawet najmniejszymi szczegółami herb rodu Black'ów z mottem „Toujours Pur“, a pod nim przybito do ściany pożółkłe wycinki z gazet — jak Harry zauważył, wszystkie były o Vokfemorcie; musiał być jego fanem za nim przyłączył się do śmierciożerców, pomyślał Harry, siadając na boku łóżka, co spowodowało, że wielki obłok kurzu, uniósł się ku górze.

Chwilę później, wzrok Harry'ego powędrował do jeszcze jednej fotografii: szkolnej drużyny quidditcha. Podszedł bliżej niej i zobaczył srebrne węże, zdobiące szaty zarodników — znak Slytherinu. W siedzącym w środku pierwszego rzędu chłopcu natychmiast rozpoznał Regulusa: też miał czarne włosy i podobnie jak jego brat, wyniosłą minę, chociaż był od niego zdecydowanie smuklejszy i niższy.

— Grał na pozycji szukającego — powiedział sam do siebie. Harry rozpoznał to po tym, że Regulus, siedział w środku pierwszego rzędu, czyli tam, gdzie szukający. Harry rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu prawdopodobnuych skrytek i podszedł do biurka. Zwartość szuflad, ktoś bez wątpienia nie dawno przestrząsał, czym naruszył grubą warstwę kurzu, ale w każdym razie, nie było tam niczego wartościowego: stare pióra, nieaktualne podręczniki i rozbita butelka atramentu, który rozlał się po innych przedmiotach. Miał nadzieję, że gdzieś w tym pokoju, może znaleźć medalion.

Przez całą godzinę przeczesywał pokój cal po calu, aż w końcu musieli dojść do wniosku, że medalionu nie ma. Harry wciąż miał jednak nadzieję, że może gdzieś w tym domu, uda mu się go znaleźć, co jednak było mało prawdopodobne.

A przynajmniej, do momentu, w którym Harry sobie o czymś przypomniał... Przecież ten medalion, był w sekretarzyku, w salonie. Miał ten medalion w ręku, wszyscy go mieli i próbowali go otworzyć... A potem wrzucili go do worka ze śmieciami.

Jedyną nadzieją dla Harry'ego, było obecnie to, by okazało się, że jedną z rzeczy, które Stworek wziął do swojej skrytki, był właśnie ten medalion.

— Stworek! — zawołał Harry, zbiegając na dół. Nawet nie zareagował, kiedy obudził Panią Black, a ta zaczęła wydzierać się na cały głos:
— Szumowiny! Męty! Szlamy...!

Podbiegł do komórki Stworka, otwierając ją. Był tam stos starych i brudnych kocy, z których kiedyś skrzet zrobił sobie legowisko, ale w kącie nie widział on żadnych, ukrytych tam przez Stworka skarbów. Leżała tam tylko jakaś stara księga. — Stworek! — powtórzył się, mając nadzieję, że chociaż będzie coś o medalionie wiedział.

— Tak panie? — zaskrzeczał, pojawiając się nagle przy Harry'm i kłaniając mu się nisko.

— Dwa lata temu — powiedział, a serce pulsowało mu coraz szybciej —w salonie na górze był duży złoty medalion. Wyrzuciliśmy go. Przywłaszczyłeś go sobie?

— Tak — bąknął Stworek, po dłuższej chwili milczenia, trochę zmieszawszy.

— Gdzie jest teraz? — zapytał, z trudem skrywając swój coraz lepszy nastrój.

Stworek milczał jeszcze przez chwilę, po czym zamknął mocno powieki.
— Przepadł.
— Przepadł? — powtórzył Harry, czując, że jego radość ustępuje miejsca goryczy rozczarowania.
— Co masz na myśli?

Skrzat wzdrygnał się i zakołysał.

— Stworku — powiedział ostro Harry — rozkazuje ci...

— To Mumdungus Fletcher — zakrakał skrzat, nadal nie otwierając oczu. — Mundungus Fletcher podkradł wszystko: fotografie panny Belli i panny Cyzi, rękawiczki mojej psni, Order Merlina pierwszej klasy, puchary z rodowym herbem i... i...

Stworek z trudem łapał powietrze, wklęsła pierś szybko wzdymała się i opadała, aż w końcu otworzył oczy i wrzasnął dziko:
— ...i ten medalion, medalion pana Regulusa! Stworek zdobył źle, Stworek nie wypełnił rozkazów!

Kiedy Stworek rzucił się pogrzebacza, Harry rzucił się na niego, powalając go na podłogę.

— STWORKU, ROZKAZUJĘ CI LEŻEĆ SPOKOJNIE!

Poczuł, że skrzat znieruchomiał, więc pościł go. Stworek leżał  na zimnej, kamiennej posadzce, a łzy ciekły mu z oczu.

Kiedy Harry'emu, udało się w końcu Stworka uspokoić, oparł się o ścianę i nanyślony rzekł:
— A więc medalion, ma Mundungus Fletcher... — westchnął, co chwila spoglądając, czy Stworek nie zamierza znowu sięgać po pogrzebacz. — Czy jesteś w stanie go odszukać i przyprowadzić do mnie?

Stworek pokiwał głową, mówiąc, krótkie:
— Niedługo tu będzie, panie — i wtedy zniknął. Harry postanowił więc, zająć się pisaniem listu.

Ruszył więc ponownie do góry, a kiedy usiadł już przy stole, zamoczył pióro w atramencie i zastanowił się, do kogo teraz napisać. Ten problem jednak, rozwiązał się po dwóch minutach, wtedy to też, Harry zaczął pisać list.

❝ Profesorze Lupin!
Jak tam u ciebie? Mam nadzieję, że chociaż macie gdzie się ukryć.
Ten list, będzie czymś, w rodzaju podziękowań. Za co? Za wszystko, co dla mnie pan zrobił.

Mogę bezwstydnie powiedzieć, że był pan jedynym dobrym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Jednsjtod początku. Dziękuję panu, że wtedy w pociągu, uratował mnie pan przed dementorem. Kto wie, co by się stało, gdyby pana nie było.

Uczył nas pan tak, jak powinien porządny nauczyciel. Jednocześnie, umiał mi pan poświęcić czas. Opowiadał mi pan o rodzicach... Nauczyłeś mnie wyczarować patronusa, do tego stopnia, że teraz umiem wytworzyć go w cielesnej formie! Chociaż po roku szkolnym, musiały minąć dwa lata, żebyśmy się znów zobaczyli, przez ten cały czas, wciąż byłem panu wdzięczny.

Pomógł mi pan dolecieć bezpiecznie do Kwatery Głównej Zakonu, a potem, pod koniec roku, byłeś jednym z tych, którzy uratowali nas przed śmierciożercami w Departamencie Tajemnic.

A nie tak dawno temu, uczestniczyłeś w bitwue nad Whittle Whinging, pomagając mi tym samym, w całości znaleźć się w Norze. Choć nie wymieniłem tu wszystkiego, bo zdecydowanie jest tego za dużo, by wszystko wymienić, wiedz, że za tamte rzeczy, jestem ci tak samo wdzięczny.

Mam nadzieję, że jesteście tam, gdzie nic wam nie grozi i możecie chować się przed Voldemortem.
Do zobaczenia, byle jak najszybciej, profesorze.
Harry. ❞

Kiedy skończył pisać, zauważył, że jedynym źródłem światła, była w tej chwili lampka na stole, a za oknem, było już ciemno. Odłożył więc pióro na bok i zdejmując buty, rozłożył się na kanapie i zamknął oczy. Nie był pewny, czy przed domem, nadal ślęczy ktoś, kto go szuka. Więc nie był również pewny, czy może czuć się bezpieczny.

Harry Potter, w tej chwili, był jednak pewny jednej rzeczy. Ten dzień, był z całą pewnością, pełny wrażeń, chociaż spędził go tylko w tym jednym domu, na Grimmauld Place Dwanaście.

kalendarz adwentowy Harry'ego Pottera ─── Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz