Jasne tęczówki, skrawek twarzy przyciągający na siebie uwagę przez niechlujnie nałożoną protezę, cierpka skóra na strudzonych dłoniach próbujących odwinąć kawałek jego bluzki, dźwięk przesuwanej jeszcze bardziej na bok protezy, duszący truskawkowy zapach, dreszcze przechodzące wzdłuż jego kręgosłupa, wiele innych czynników które znowu sprawiły, że na chwilę Travis zapomniał jak utrzymać się na własnych nogach. Ciepłe, wyniszczone usta o nieregularnym kształcie przyległy do tych drugich, uporczywie drażniąc je swoimi zagłębieniami, w które te mogły się wpasować. Powolne poruszanie ustami, ocieranie się o ranę, subtelne całusy w kąciki ust, irytujący brak powietrza, stanowiący jedyną zachętę do ponownego rozdzielenia się. Z jednej strony był szczęśliwy, ale z drugiej coś ciągle kąsało dno jego duszy sprawiając, że nawet oddychanie wydawało mu się syzyfową pracą. Jakby cofał się w coraz głębsze szczeliny własnego umysłu, sprawiając, że krew w jego żyłach zaczynała niebezpiecznie wrzeć. Jakby zaraz miał poparzyć się samym sobą i tym razem Sal nie mógłby mu pomóc w żaden sposób.