Zadzwoniła kolejny raz, ale sygnał się urwał. Niepokój wzrastał, ale była już blisko jego domu, został jej do przejścia raptem kilometr. Przyspieszyła kroku, prawie biegła. Intuicja podpowiadała jej, że stało się coś złego. Podpowiadała to od kilku dni, a niepokój nasilił się gdy Feliksa nie było na spotkaniu państw europejskich. Gdy to się skończyło starała się wypytać Torysa, czy wie cokolwiek. Obaj spędzili razem weekend przed zebraniem. A wiedziała o tym, bo napruty Feliks dzwonił do niej, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami odnośnie... no właśnie, mówił zbyt niewyraźnie by dało się go zrozumieć. Wtedy jego głos nie wskazywałby, że stało się coś złego. Ale co było potem nie wiedziała, chłopak już później do niej nie dzwonił. Gdy zaś pytała Torysa - milczał. Zmieniał temat, był wyraźnie zdenerwowany, plątał się i gubił. Ostatecznie nic z niego nie wyciągnęła i zrezygnowała.
Erzaveta stała już pod drzwiami, próbując się znowu dodzwonić. Zmartwiona dzwoniła i pukała do drzwi, ale nie było żadnej reakcji. Zauważył ją sąsiad Feliksa i przywitał się. Na pytanie czy go ostatnio widział pokiwał przecząco głową.
-Żeby wychodził to nie, ale dzisiaj słyszałem strzał. - powiedział sąsiad podchodząc do płotu.
-Strzał? - spytała zdziwiona.
-Ano, bo on czasem sobie z wiatrówki strzela. Myśmy tu wszyscy przywykli. Z resztą chłopak zna się na rzeczy. Jak raz widziałem jego tarczę... święci pańscy, ależ ma cela. Ale dzisiaj wietrznie, to pewnie zrezygnował. No, ja się muszę zwijać. - Pożegnał się i odszedł, Erzaveta mu nie odpowiedziała. Odprowadziła go wzrokiem i niezrezygnowana obeszła dom.
Przez okno z tyłu posesji dostrzegła wnętrze salonu, a tam ciemne ślady na podłodze. Nie widziała wyraźnie, ale miała najgorsze obawy. Postąpiła kilka kroków dostrzegając uchylone okno. Kilka lat temu Felek pokazywał jej jak otworzyć drugie z okien za pomocą różnych rzeczy. Najlepiej sprawdzał się klucz płaski, ale w najgorszym wypadku sprawdzi się też nie za gruby patyk. Znalazła takowy kilka metrów dalej pod starą jabłonią. Podparła się rękami i podniosła, wchodząc na parapet. Zadanie nie było tak proste, jak się z początku wydawało. Klamka drgnęła po kilku minutach męczenia się z nią. Wtedy przystała. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że właśnie włamuje się do domu swojego przyjaciela.
To głupie, pomyślała, przypominając sobie o podejrzanych śladach.
Klamka w końcu się ruszyła i okno dało się otworzyć na oścież. Odsunęła firankę i ostrożnie weszła do środka. Na podłodze salonu znajdowała się niemała plama ciemnoczerwonej i lepkiej cieczy. Pojedyncze kropelki tworzyły ślad, ciągnący się przez salon do korytarza. Urywał się przed jednymi drzwiami.
Łazienka.
Jej dłoń trzęsąc się opadła na klamkę. Wyobrażała sobie najgorsze. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła.
Przez kilka sekund stała w bezruchu, jakby nie mogąc zrozumieć na co właśnie patrzy. Otrząsnęła się szybko i nie zważając na leżące wszędzie szkło podbiegła do wanny. Potrząsnęła delikatnie jego ramionami, ale bez większych rezultatów. Feliks nie był całkowicie nieprzytomny, ale nie było z nim kontaktu, on sam też próbował coś powiedzieć, ale żaden dźwięk ostatecznie nie wydobył się z jego ust.
Erzaveta pochyliła się nad nim i chwyciła pod ramiona, starając się wyciągnąć go z wanny. Nie było to łatwe, nawet zważywszy na fakt ile ostatnio schudł. Butem odgarnęła szkło wokół nich. Starała się delikatnie ułożyć go na ziemi, gdy to zrobiła ciałem chłopaka wstrząsnęły torsje.
Otworzył oczy, widział przed sobą niewyraźne plamy krwi i nadtrawionych tabletek. Erzaveta próbowała jeszcze coś do niego powiedzieć, wypytać, ale świadomość opuściła go szybko.
***** ***
Obudził się w łóżku. Miał inne, suche ubrania, a ręka została dokładnie zabandażowana, chociaż rana niewątpliwie wymagała szycia. Erzaveta, która siedziała na krześle obok łóżka, widząc to, dała mu chwilę na pozbieranie się, po czym zaczęła:
-Wiesz, że nie możesz tak robić. Jesteś słaby... Chcesz... czego właściwie chcesz? Jeszcze bardziej sobie dokopać? - Feliks jej nie słuchał, nie wszystkiego. Odbiegał myślami licząc, że ta w końcu przestanie i da mu spokój. W głowie słyszał szum, dzwonił nieprzerwanie od momentu strzału. Przecież wie, że nie umrze. Po co ten dramat.
-Feliks? - spojrzał na nią. Chyba o coś pyta, pomyślał. Podniósł się powoli i z trudem na rękach, i oparł plecami o ścianę. - Pytałam... Czy może chcesz coś zjeść? I porozmawiać przy okazji.
Otworzył usta, by powiedzieć "nie", ale coś go powstrzymało. Patrzył ślepo przed siebie wspominając jeden wieczór. Nie zważając na jego wyraźną niechęć, dziewczyna nie odpuszczała.
-Widziałam siniaki... Czy wszystko...
-Rozebrałaś mnie. - przerwał jej. Dopiero teraz zauważył, że nosi inną koszulkę. Bokserki pewnie też. Erzaveta początkowo się zmieszała, zaskoczyło ją to pytanie. Szybko się otrząsnęła i odpowiedziała:
-No...ja... miałeś całe mokre ubra...
-Nie miałaś prawa. - powiedział niemal szeptem opuszczając wzrok.
-Ale... przecież chciałam...
-Nie miałaś prawa! - powiedział głośniej, na tyle ile starczyło mu sił.
-Ale Feliks....przecież ja bym nigdy... miałam położyć cię do łóżka mokrego?
-Tak! Właśnie tak powinnaś zrobić! a najlepiej w ogóle się nie wpieprzać w nie swoje sprawy! - mówił, nie patrząc jej w oczy.
Zapanowała chwila milczenia. Feliks wzdrygnął się i położył, plecami do Erzavety. Siedziała w milczeniu, próbując zrozumieć jego zachowanie, zanim zdążyła coś powiedzieć, usłyszała:
-Powinnaś już iść. - Wstała z krzesła. Westchnęła cicho i odeszła w stronę drzwi. Zanim wyszła odwróciła się i po chwili namysłu stwierdziła:
-Rozumiem, że chcesz pobyć sam. Nie wiem co się stało i dlaczego nie chcesz pomocy, ale... gdy zmienisz zdanie... Wokół ciebie są ludzie, dla których naprawdę wiele znaczysz. Pamiętaj o tym. Jeśli tylko zdecydujesz się poprosić o pomoc... Przyjdę za kilka dni. Może... może wtedy się namyślisz.
Z małej wiklinowej miski na szafce w ganku wyciągnęła zapasowy klucz. Wychodząc zamknęła nim drzwi i schowała go pod wycieraczkę. Rozmyślania o zaistniałej sytuacji pochłonęły ją na tyle, że nawet nie zauważyła męskiej sylwetki, skrytej w cieniu drzew i czekającej pod płotem. Mężczyzna stał nieruchomo, przyglądając się jej od samego początku i odprowadzając wzrokiem. Cierpliwie czekał aż ta zniknie mu całkowicie z oczu, a nawet poczekał jeszcze trochę dłużej.
Omiótł wzrokiem okolicę, widząc, że nikt nie kręci się w pobliżu domu zamaszystym krokiem podszedł do drzwi. Wyciągnął schowany pod wycieraczką klucz i otworzył zamek.
Wchodząc do środka zamknął za sobą drzwi, a klucz pozostawił w zamku. Miał powolne, kobiece ruchy. Nie było potrzeby, by się spieszyć. Płaszcz, który nosił mimo ciepłego letniego dnia, ściągnął i zawiesił na wieszaku, razem z czapką. Była stara, przetarta w kilku miejscach, na przedzie miała emblemat z białym orłem. Bez korony. Chodząc rozglądał się po pomieszczeniach. Miarowy chód wojskowych butów roznosił się po pustym domu, lecz dźwięk ten był subtelny, mimo panującej pustki niemal niesłyszalny. Postać wkroczyła do salonu, uważnie badając wnętrze. Węgierka posprzątała i łazienkę i salon, jednak tylko z grubsza. Przy stoliku, na którym nadal leżała broń, widniała słabo starta plama krwi. Człowiek uśmiechnął się pod nosem, lecz wyraz ten był tak subtelny, że niemal niezauważalny.
Wiedział co się stało i kierował swoje kroki do sypialni. Otworzył drzwi, które lekko zaskrzypiały i nie mówiąc nic podszedł do krzesła i usiadł na nim. W oczekiwaniu założył jedną nogę na drugą, tak, że prawa kostka spoczęła na lewym udzie, a splecione dłonie oparł na brzuchu.
Feliks czuł na sobie wzrok nieznajomego. Zdenerwowany podniósł się, i błędnie myśląc, że to Erzaveta, rzekł, odwracając się do postaci:
-Mówiłem, że masz sobie... iść... - patrzył w dobrze mu znane szarobłękitne oczy.
-Hmm? Nie przypominam sobie.
CZYTASZ
APH/Dwoistość
FanfictionZnikąd pomocy, za to mnożą się problemy, krzywdy i blizny. Nie mogąc znaleźć innego wyjścia Łukasiewicz decyduje się sprawdzić, czy śmierć wreszcie zechce go do siebie przyjąć. Odrzucony nawet przez nią, odnajduje wsparcie nie u przyjaciół, a dawne...