Torys skierował się prosto do kuchni, zamykając za sobą drzwi. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Ludwiga. Minął trzeci, czwarty sygnał... Wcześniej się dobijał, a teraz oczywiście nie odbiera. Schował więc komórkę i dokończył obiad.
W pokoju gościnnym zawczasu pościelił puste łóżko i opróżnił samotną szufladę, w której znalazł kilka starych banknotów. Otworzył tam również okno, bo wyczuć można było lekki zapach stęchlizny. Odpowiedzialne za to były zwłoki dwóch myszy, które prawdopodobnie kilka lat leżały pod łóżkiem. Z obrzydzeniem wziął je w papierowy ręcznik i wywalił przez okno, jak najdalej.
Powrócił do pokoju po chwili, i choć nadal wyczuć można było nieprzyjemny zapach, uznał że chwilowo wystarczy wietrzenia. Skoro Feliks i tak nie ma węchu... Torys przede wszystkim nie chciał by w pomieszczeniu było zbyt zimno, zamknął więc okno, by temperatura zdążyła się nieco podnieść.
Wychodząc z pokoju usłyszał cichy kaszel i prędko skierował się w stronę łazienki. Zaniepokojony wszedł do środka. Feliks stał już ubrany nad zlewem. Podtrzymywał się rękami i kasłał, zapluwając się krwią.
-Zaraz... posprzątam, tylko... - próbował usprawiedliwić niewielki bałagan w łazience, ale nawet nie mógł dokończyć zdania. Torys nie przejął się tym jednak i podszedł do niego. Kaszel nie ustawał, a Feliksowi powoli zaczęło ciemnieć w oczach i poczuł się słabo. Osunąłby się na ziemię, lecz Torys szybko dostrzegł co się dzieje i złapał go, nim upadł. Podtrzymywał go od tyłu, a widząc, że Feliks, mimo prób nie jest w stanie sam się podnieść, postanowił mu pomóc.
Jedną ręką chwycił go mocniej pod ramię, a drugą pod kolanami i jednym żwawym ruchem uniósł w górę.
-Dałbym radę... - wydusił Feliks.
-Gadaj zdrów. Jesteś jeszcze lżejszy niż normalnie... to dopiero chore. - Bez słowa przeszli do pokoju, gdzie Torys położył Feliksa na łóżku i przykrył kocem. Ten całkowicie stracił siły. Obrócił jeszcze głowę na wychodzącego z pokoju Torysa i cicho wyszeptał:
-Dzięki i... przepraszam. - Torys, który stał w futrynie, popatrzył na niego chwilę, i bez słowa, lekko się uśmiechając skinął głową. Zaraz po tym Feliks zamknął oczy i prędko zasnął, a Torys powrócił do kuchni.
Nałożył obiad na talerz i zaczął jeść, zastanawiając się przy okazji co robić. Stan Feliksa okazał się być gorszy niż początkowo myślał. Odpuści mu kilka dni, żeby nabrał nieco sił i odpoczął, po tym całym szwędaniu się po ulicach. Wyciągnął telefon chcąc szukać informacji, ale w tym samym momencie zadzwonił do niego Ludwig. Torys pomyślał chwilkę i w końcu odebrał.
-Odzwaniałeś, wiesz coś może? Czy tylko chciałeś powiedzieć, że nadal nic?
-Ja... właściwie... Bo w przyszłym tygodniu jest spotkanie. Nie mogę przyjść. Chciałem oddzwonić i przy okazji uprzedzić, bo nie... Nie wiem co z Feliksem i raczej powinieneś o to spytać Erzavetę.
- Pytałem. Ale trudno, kiedyś w końcu się znajdzie.
Po krótkiej wymianie zdań bezdomny zaproponował Feliksowi, by poszedł z nim do jego "domu". Budynek był w połowie zburzony i stał na opuszczonej od wielu lat działce. Nikt się o nią nie upominał, ani nie zapuszczali się tam inni bezdomni czy gówniarze. Miał małą kuchenkę gazową, dostęp do czystej wody - na podwórzu znajdowała się studnia - i sporo zgromadzonym przez lata ciepłych ubrań i koców.
Zaprosił Feliksa do środka i usadowił go przy niskim stoliku. Zabrał od niego swoją kurtkę i dał mu inną, potem podszedł do kuchenki. Wlał do garnka wodę z wiadra i włączył ogień. Miał swoje sposoby na zdobywanie zarówno gazu, jak i jedzenia i innych koniecznych rzeczy. Na pytanie Feliksa, dlaczego nie znajdzie jakiejś pracy, skoro ma sposobność, a w konsekwencji nie wynajmie pokoju, później mieszkania et cetera, mężczyzna przyznał, że za bardzo przyzwyczaił się do takiego sposobu bycia. Na ulicy spędził wiele lat, wiele się nauczył.
Gdy stracił pracę zostawiła go żona, później okazało się że i tak go zdradzała od kilku miesięcy. Załamany zacząć pić, tracąc resztę pieniędzy i lądując na ulicy.
Obecnie dostawał kilka stów od gminy, za drobne prace, jak zbieranie śmieci z ulic raz w tygodniu czy grabienie liści w parku.
W trakcie jego opowieści zagotowała się woda. Do miski wrzucił pokruszony makaron i przyprawę z zupki chińskiej. Postawił ją na stoliku a następnie zalał wodą. Wtedy zorientował się, że nie zabrał łyżki. Wrócił po nią, a gdy makaron pod wpływem wrzątku rozmiękał, mężczyzna opowiedział kolejną historię. Tym razem o tym jak przechodząc obok placu zabaw dostrzegł psa, który podbiegł do bawiących się dzieci i je zaatakował. Bezdomny bez wahania odciągnął zwierzę, które jak się później okazało, cierpiało na wściekliznę.
Dzieci nie zostały pogryzione, a mężczyznę w szpitalu zaszczepiono. Wójt gminy pogratulował mu męstwa i obywatelskiej postawy. To wydarzenie po części odmieniło jego życie. Zdecydował jednak, że nie wróci do dawnych nawyków. Zamiast postarać się o pracę i mieszkanie postanowił zamieszkać na ulicy i całymi dniami "stróżować" po mieście.
-Może to głupie. Rezygnować z wszystkich wygód i szukać ludzi w potrzebie. Ale to mi sprawia radość. To właściwie jedyny cel jaki mi został.
Feliks powoli zaczął jeść, a przynajmniej próbował. Mężczyzna w tym czasie okrył go jeszcze kocem.
-Pomożesz mi jutro. Idę zbierać śmieci z ulic.
![](https://img.wattpad.com/cover/246243744-288-k222147.jpg)
CZYTASZ
APH/Dwoistość
FanficTen fanfik został napisany spory czas temu. Mam świadomość, że nie wszystko zostało w nim opisane tak jak powinno i gdy tylko znajdę więcej czasu przysiądę do niego porządnie Znikąd pomocy, za to mnożą się problemy, krzywdy i blizny. Nie mogąc znal...