październik
Jesień tego roku była wyjątkowo ciepła i przyjemna, że grzechem było siedzieć po domach. Każdy kto tylko mógł wynosił się ze swoją pracą na zewnątrz. Tak samo Franciszek, po skoszeniu trawy, prawdopodobnie ostatni raz w tym roku, rozłożył leżak i siedząc w promieniach słonecznych czytał książkę. W cieniu robiło się powoli chłodno, ale na słońcu - było idealnie.
Kończył kolejny rozdział gdy poczuł wibrację telefonu w swojej kieszeni. Przeczytał stronę do końca, i wkładając zakładkę odłożył książkę na kolana. Wyciągnął telefon i sprawdził o co chodzi. Erzaveta wysłała SMSa, w którym pytała czy wszystko w porządku, że się niepokoi, że to milczenie trwa już tak długo.
Franciszek - w imieniu Feliksa rzecz jasna- zaczął pisać jej odpowiedź. Początkowo brzmiała "odpierdol się w końcu", ale szybko ją usunął. Zastanowił się chwilę w jaki lepszy sposób to rozegrać. Po chwili napisał "Potrzebuję odpoczynku. Nie pisz. Proszę".
Chcąc schować telefon do kieszeni zerknął na godzinę i datę. Minęły już cztery miesiące odkąd to wszystko zaczął. Nie spodziewał się, że aż tyle to potrwa. Miał nadzieję zakończyć to po miesiącu, ewentualnie dwóch. Najbardziej zdziwił go fakt, że nawet nikt od strony oficjalnej władzy nie zainteresował się nieobecnością reprezentanta narodu. Przez ten cały czas obawiał się wizyty policji, albo kogokolwiek. Tymczasem jedyną osobą, która faktycznie odwiedziła dom był sąsiad. Gdy jednak nie było żadnej odpowiedzi na pukanie szybko odszedł.
Uruchomił telefon i pousuwał wszystkie wiadomości, które dostał i wysłał przez ostatnie cztery miesiące. Schował go ponownie do kieszeni, zabrał książkę i leżak, wracając do domu.
Odłożywszy wszystko na swoje miejsce skierował się na dół. Wszedł do piwnicy; widok go nie zaskoczył. Felek siedział do niego tyłem, opierając czoło o ścianę i nie reagując na otoczenie. Woda którą dostał trzy dni temu stała nietknięta, tak samo jak leżące od miesiąca książki.
Początkowo czytanie podtrzymywało jego stan psychiczny w znośnym stanie. Jednak po trzech miesiącach miał już tego dość. Z dnia na dzień pogrążał się w bezsensowności.
-Jak się czujesz? - spytał Franciszek, zbierając z ziemi książki. Kartki, a nawet okładki były powyginane z powodu panującej w piwnicy wilgoci. Jedna z nich powoli zaczynała pokrywać się jakimś rodzajem pleśni, albo innego grzyba. Tym bardziej wiedział, że czas to zakończyć. Jeszcze bardziej utwierdziła go w tym odpowiedź Feliksa, na którą musiał chwilę czekać.
-Żyję... bo nie mogę umrzeć, Lebrosso... - mówił cały czas opierając głowę o ścianę. Nie wyglądało jakby kontaktował ze światem zewnętrznym.
Po chwili złapał go ostry atak kaszlu. Zaczęło się dwa tygodnie temu i każdy kolejny napad był gorszy. Czuł się dosłownie, jakby miał wykasłać płuca. Zdarł gardło, a ból w piersiach nie dawał mu czasami zasnąć, ale przynajmniej nie kaszlał krwią. Po wszystkim trochę go przyćmiło, więc wziął kilka głębszych wdechów. Rozejrzał się wokół, ale Franciszka już nie było, zostawił uchylone drzwi, więc pewnie planował niebawem wrócić.
Feliks uspokoiwszy się nieco usiadł normalnie, opierając się o ścianę plecami i przykrywając kocem. Położył rękę na klatce piersiowej - największy ból odczuwał po prawej stronie. Przymknął na chwilę oczy, ale szybko otworzył słysząc zbliżające się kroki.
Franciszek trzymał w prawej dłoni pistolet. Ten sam, z którego przed kilkoma miesiącami Feliks próbował się postrzelić. Poczekał chwilę, aż złapali kontakt wzrokowy. Nie przerywając go odbezpieczył broń. Jego twarz jak zwykle nie okazywała wielu emocji, choć zamiary wydawały się oczywiste.
-Wiesz co muszę zrobić - stwierdził monotonnym głosem. Feliks ciężko przełknął ślinę nie opuszczając wzroku z broni. Nie była w niego wycelowana, choć to zdawało się tylko kwestią czasu. Kolejny raz wspomniał wszystkie swoje złe decyzje, całą drogę która doprowadziła go w to miejsce.
Właściwie, dlaczego miałby być teraz przerażony, albo zły, czy smutny, skoro przed kilkoma miesiącami chciał się postrzelić, dlaczego miałby się sprzeciwiać gdy ktoś inny chce uczynić to samo, z tym że lepiej.
Opuścił głowę, oddychał spokojnie i głęboko. Zaakceptował swój los i w milczeniu oczekiwał. Franciszek stał w milczeniu, uniósł nieco broń, nie wymierzając jej jeszcze w nic.
Celowo przedłużał chwilę, sprawdzając, czy Feliks nie postanowi w końcu zachować się nieco inaczej. W końcu poddał się, chwycił mocno pistolet i biorąc głęboki oddech zabezpieczył broń. Schował ją do kieszeni i przykucnął.
-Gdzie twoja wola walki? - powiedział spokojnym głosem. Feliks niespiesznie podniósł wzrok, przypatrywał się chwilę i zrozumiawszy, że to nie koniec, odwrócił głowę. Nie miał ochoty go słuchać i chyba nawet wolałby, żeby ktoś mu wreszcie strzelił w łeb. Przynajmniej nie musiałby się niczym martwić. Chciał wrócić do tkwienia w nicości, ale Franciszek kontynuował. - Byłem tu, gdy się postrzeliłeś. Gdy leżałeś w kałuży krwi stałem nad tobą, chcąc cię dobić. Zrezygnowałem.. sam nie wiedziałem dlaczego. Zostawiłem sprawy własnemu biegowi. Czekałem w pobliżu.
Niewygodnie było mu kucać, więc przysiadł, po turecku, tak by nie siedzieć na gołej podłodze, a na butach.
-Teraz, gdy zorientowałem się nieco w twojej sytuacji, chcę ci pomóc. Nie ukrywam, że mam w tym swój interes. Chcę jedną małą rzecz, ale to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że siedzisz tu od czterech miesięcy. W zimnej piwnicy. Zapleśniałej... bez jedzenia. A siedzisz tu bo nikogo to nie obchodzi. Przez tak długi czas, nie tylko nikt z tak zwanych przyjaciół, czy rodziny się nie zainteresował. Nikt z rządu się nie przejął. Sam jestem ogromnie tym zaskoczony. Co więcej. Nie zamknąłem ani razu drzwi na klucz. I nic. Nawet sąsiad nie zapukał. Wiedząc to wszystko tym bardziej nie chcę być na twoim miejscu. Ale chcę ci pomóc. Ja się osunę na bok, zrobisz dla mnie jedną niewielką rzecz. Z resztą - sięgnął o kieszeni i wyciągnął z niej telefon. - Zobacz. Zobacz sam, że nikt nie pisał, nie dzwonił. - Feliks nieufnie sięgnął po urządzenie i sprawdzał przez kilka minut. Faktycznie, nie było nic. -Na prawdę chcesz tak żyć? Pamiętasz jak to jest? Jak to jest być szczęśliwym i respektowanym?
Miał dość. Siedzenia tu, tego, że wszyscy mieli go w dupie, że zawsze jak potrzebował pomocy to nikogo nie było, chociaż on pomagał wszystkim jak mógł. Może to prawda, że potrzebował zemsty? By inni zobaczyli jak się czuł przez te wszystkie lata. By poznali te wszystkie cierpienia. Fizyczne. Psychiczne.
Czy ma cokolwiek do stracenia? Nie ma już godności, nie ma nikogo. Czuł jakby nie miał nawet siebie. Zerknął w stronę Franciszka, który już kucał, trzymając w jego stronę wyciągniętą dłoń.
Wyraz jego twarzy, choć nie okazywał wiele jak zawsze, był nieco inny, wręcz przyjazny. Pierwszy raz w jego oczach można było dostrzec empatię.
Gorzej nie będzie.
Chwycił jego dłoń. Franciszek chwilę spoglądał w jego oczy, po czym gwałtownie pociągnął go w swoją stronę, przy okazji obracając do siebie plecami. Ramię oplótł wokół gardła i zacisnął mocno. Drugą dłonią zakrył mu usta i nos całkowicie odcinając dopływ tlenu. Chwilę to trwało. mimo wyczerpania Feliks dość mocno się szarpał. Franciszek pochylił się, zbliżając swoją twarz niewygodnie blisko.
-Cii... Musisz odpocząć. Wyspać się. Bo czeka cię trudne zadanie. - wyszeptał.
W końcu szarpanina się skończyła, a Franciszek mógł przystąpić do następnej części planu.

CZYTASZ
APH/Dwoistość
FanfictionTen fanfik został napisany spory czas temu. Mam świadomość, że nie wszystko zostało w nim opisane tak jak powinno i gdy tylko znajdę więcej czasu przysiądę do niego porządnie Znikąd pomocy, za to mnożą się problemy, krzywdy i blizny. Nie mogąc znal...