12. we have to destroy the crystal

43 9 5
                                    

Dzień 17.

Obchodząc drzewo dookoła, szukałam sposobu, by się na nie wdrapać. Ostatnim razem robiłam podobne rzeczy w dzieciństwie. Już nie byłam tak sprawna, jak wtedy. Mimo wszystko, starałam się. Skoczyłam, by dosięgnąć najniższej gałęzi. Nogami wdrapałam się po korze i tym sposobem udało mi się zawisnąć nad ziemią. Następnie użyłam siły moich wszystkich mięśni, by się podciągnąć i usiąść na gałęzi. Zmęczyłam się przy tym niemiłosiernie.

- Dyskretności ci nie brak - skomentował nieznajomy. - Na litość boską, zwracasz na siebie za dużo uwagi.

Starając się uspokoić oddech, rzuciłam mężczyźnie poirytowane spojrzenie. Siedział jeszcze trochę wyżej, przez co moje zmagania musiały być kontynuowane. Stanęłam na nogach, myśląc tylko o tym, by utrzymać równowagę i nie spaść. Nie znajdowałam się bardzo wysoko, więc raczej nic poważnego by mi się nie stało. Aczkolwiek nie uśmiechało mi się twarde lądowanie.

Spojrzałam na odległość między gałęzią, na której stałam, a tą, na której siedział nieznajomy. Mogłam na spokojnie tam doskoczyć. Instynkt przetrwania jednak mnie przed tym powstrzymywał. Wzięłam więc głęboki oddech, by uspokoić szybkie bicie serca. Następnie zrobiłam wielki krok, dosięgając gałęzi, na której znajdował się mężczyzna. Na tym jednak mój plan się kończył. Nie miałam za co chwycić, żeby się podciągnąć, przez co utknęłam w rozkroku. Popatrzyłam na nieznajomego błagalnym wzrokiem. Ten westchnął ciężko, obserwując moje zmagania.

- Zanim coś powiesz, przypominam, że mogłeś wybrać każde inne miejsce - rzuciłam pretensjonalnie.

- Nie wiedziałem, że jesteś tak pokraczna.

Wyciągnęłam ku mężczyźnie rękę, prosząc o pomoc. On mocno złapał mnie za przedramię, po czym przyciągnął do siebie. Tak udało mi się w końcu znaleźć na tej samej, potężnej gałęzi. Od razu kucnęłam, by nie stracić równowagi. Następnie usiadłam obok nieznajomego. Oczywiście, zachowując bezpieczną odległość. Dalej nie wiedziałam, czy mogłam mu zaufać.

- Dlaczego akurat drzewo? - spytałam z wyrzutem, spoglądając na mężczyznę. 

- Liście zasłaniają widoczność. Nikt nie może wiedzieć, że jestem w Kwaterze. Nie skomentuję twojego widowiskowego wspinania się na górę...

- To wyjaśnia, dlaczego się tak zasłaniasz. Zbroja, maska... Co zrobiłeś, że musisz się ukrywać?

- Czemu zakładasz, że coś zrobiłem?

Zmarszczyłam brwi na jego pytanie. Wydawało mi się to logiczne, skoro nie pokazywał twarzy, chował się na drzewie i wysyłał wiadomości przez samotnie spacerujące niedźwiadki.

- Dobrze, to inaczej. Po co się ukrywasz? - Poprawiłam się.

Mężczyzna zwrócił głowę w moją stronę. Liczyłam na to, że w końcu zdejmie swoją maskę - tak rozmawiałoby się przyjemniej i na pewno miałabym wobec niego większe zaufanie. On jednak nie wydawał się rozważać tego pomysłu.

- Byłem w podobnej sytuacji do twojej - zaczął nieznajomy. - Trafiłem tu z Ziemi, ale niewiele pamiętam. Wydaje mi się, że zostałem otruty. Kiedy się obudziłem, byłem już w Eldaryi.

- Otruty? - powtórzyłam zaskoczona. - Dlaczego ktoś miałby cię otruć?

- Nie o tym teraz mieliśmy rozmawiać - rzucił.

- Nie wiem, o czym mieliśmy rozmawiać. Napisałeś tylko, żebyśmy się spotkali w ogrodzie. Nie wiedziałam nawet, że to ty wysłałeś ten liścik.

Coma || EldaryaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz