Przemierzając bezkres oceanu nieznanych dotąd uczuć... Zmieniając co rusz kierunek ich gnania. Na niestabilnej łodzi zdrowego rozsądku, miota mną na lewo i prawo bez stabilnego opamiętania. Tonąc ostatecznie w otchłani niezbadanej, której wyjścia na ślepo można szukać. Jak przepadniesz tak zostaniesz, nie cofniesz się, nawet dzięki przemierzającej za tobą śmierci. Bo nawet jeśli ciało twe się straci... Tak dusza zostaje zespolona z miejscem w sercu twojego kochanka. Bo jest nieprzemijalna, kompletnie niezniszczalna.
«*×*×*×*×*×*×»
Pogoda dzisiejszego dnia nie dopisywała. Hardy wiatr rwał się we wszystkie strony, a ciemne chmury kojąco wyciskały z siebie srebrzyste grube łzy. Liście drzew trzepiotały rwiście, tańcując we wszystkie strony w takt muzyki samej natury. A słońce dyskretnie łypało swym wzrokiem na biedne smutne obłoki.
Uśmiechnąłem się ledwo widocznie obserwując dwie małe kropelki, które spływały jedna po drugiej po mokrej szybie, zakładając, która dotrze do punktu kulminacyjnego jako pierwsza. Ta jedna mniejsza po lewej, była moją wybraną. Tak maleńka, drobna, która przy najmniejszej okazji mogłaby się rozpaść, rozpłynąć rozdrabniając na jeszcze mniejsze brylanciki. Mimo tego była silna, dzielna i ruchliwa by brnąć do przodu niczym torpeda nie zważając na nic tym samym, zostawiając za sobą tę zdecydowanie potężniejszą. Podziwiałem ją niesamowicie, samemu będąc zbyt strachliwym i pesymistycznym, by choćby spróbować zawalczyć. Ostatecznie ten emocjonujący wyścig wygrała moja kropla, która bezceremonialnie zmiotła silniejszą od siebie uczestniczkę.
-Dobra robota.
Wyszeptałem leniwie, nadal nie odrywając wzroku od rzeki która rozlewała się po szpitalnym oknie. Miałem ochotę prychnąć z powodu własnej głupoty i infantylności, której za dzieciństwa zdecydowanie mi brakowało. Zachowywałem się właśnie jak mały, beztroski dzieciak, gdy tylko został uspokojony i nagrodzony wymarzonym prezentem. Gdyż w sumie tak było. Ułożyłem dłonie na zimnym parapecie nieco znudzony, by już po chwili poczuć przeszywające uczucie znanego chłodu, który przetoczył się kolejno przez żyły do samego ramienia. Nieśmiały uśmiech wykwitł na mej twarzy, gdy tylko do mych myśli przypłynęła wizja wczorajszej spędzonej w objęciach nocy.
Każde miejsce dotknięte przez srebrnowłosego mężczyznę, odznaczało się piętnem przyjemnego mrowienia, które tak bezceremonialnie rozlało się na mej poszarzałej skórze. Dziwny nie opanowany dreszcz wstrząsnął mym chudym ciałem, na samą myśl o tym kojącym dotyku najlepszego przyjaciela, który rano bez zapowiedzi zniknął zostawiając mały liścik z wyjaśnieniami jego nagłego zniknięcia.
___________________________________
Dzień dobry Jeonggukie ;)
Dobrze się spało? Mam nadzieję że tak i należycie wypocząłeś.
Niestety nie mogę dziś towarzyszyć twojemu przebudzeniu się tego ponurego poranka. Na pewno twój widok rozpogodziłoby mi ten dzisiejszy dzień do samego końca, za sprawą twych lśniących zaspanych oczu i nikłego wykrzywienia ust w lekkim uśmiechu.
Owszem! Dobrze przeczytałeś- Uśmiechu, nie wmówisz mi nic innego słońce!
Wrócę przed 12:00, więc nie tęsknij za mną za bardzo...
Albo w sumie, to tęsknij. Daj mi się pocieszyć chociaż tym faktem :D
Do zobaczenia za niedługo~ Taehyung
___________________________________
CZYTASZ
Symphony of love «~TAEKOOK~»
Fanfiction•Bo Taehyung myślał o wszystkim tylko nie o sobie, a Jeongguk nie potrafił się uśmiechać• WAŻNE INFO: •angst;fluff;disease;hospital;love;• ✓ZACZĘTE~ 02.03.18 ZAKOŃCZENIE~...