Rozdział 4: Oszustwa Ludo Bagmana

230 23 83
                                    


Najwcześniej do sali Kettleburna przybyli Fred, George i Ron — o świcie zanieśli tam spetryfikowanego dirikraka. Pół godziny spędzili na przeszukiwaniu książek emerytowanego nauczyciela, by odszukać zaklęcie, jakiego użył niegdyś, by uniemożliwić ptakowi ucieczkę z klatki.

Dopiero kiedy przybyły tam Valerie, Hermiona i Astoria, udało im się uporać z ich małym problemem upstrzonym o niebiesko-różowe pióra. Podczas gdy Valerie i Ron mocowali się z niuchaczem, próbując odebrać mu obślinioną do granic możliwości gałkoklamkę — a Astoria zwabiła do specjalnej skrzyni bahanki (złapane uprzednio do niebieskiego pudełka po cukierkach) — Fred, George i Hermiona nałożyli odpowiednie uroki na klatkę dirikraka, dzięki czemu mogli ze spokojem go odpetryfikować i wrócić do dormitoriów.

Kwadrans po tym, jak szóstka nastolatków opuściła pomieszczenie (uprzednio Fred i George spetryfikowali i wcisnęli do kieszeni kilka bahanek, by pozyskać i użyć ich jadu do swoich eksperymentów), do sali weszli Ginny i Harry. Ostrożnie wyjęli nieśmiałki, umieszczając je na gałęziach czegoś, co przypominało miniaturowe drzewko, wyrastające z doniczki. Odstawili też do średniego akwarium z małą wysepką coś, co zdawało im się, że było szczuroszczetem — w prawdzie był to zwykły szczur. Szybko wyszli z klasy i Harry przez chwilę miał wrażenie, że krążą wokół nich niebiesko-różowe pióra (i wcale się nie pomylił — zaklęcia znalezione przez Hermionę i bliźniaków Weasley nie były tak skuteczne, jak mogło im się zdawać i dirikrak znalazł łatwy sposób, by móc teleportować się prosto na błonia).

W tym czasie Rozella razem z wozakiem (który uparcie nakazywał nazywać się Kapitanem) zmierzali do kuchni po jego, jak to ujmował, kamratów — Gryzię i Wścieka. Znaleźli ich pływających w ogromnej misie z budyniem. Rozella zakodowała w głowie, by nie tykać budyniów, jogurtów i innych słodko-maziowatych wytworów do końca miesiąca w obawie, że może w nich znaleźć futro i pazury wozaków.

Lee i Julian, cały ten czas kiedy ich koledzy i koleżanki chodzili po całym Hogwarcie — umieszczając zwierzęta w klatkach i samym wracając do ciepłych łóżek — spędzili w biurze woźnego. Argus Filch zachował się dokładnie tak samo, jak mogliby Minerwa McGonagall i Severus Snape, jeśli wiedzieliby, że wychowankowie ich domów krążyli po szkole w środku nocy — nie okazał krztyny litości i po długich minutach (które dłużyły się jak godziny) przydzielił Jordana i Khana do sprzątania w różnych miejscach szkoły. Opuścili jego gabinet niedługo przed świtem, przekonani, że gorzej być nie mogło — a jak się wkrótce okaże; mogło.

Przekonają się o tym, kiedy po śniadaniu Argus Filch zajdzie do schowka na miotły i znajdzie tam związanych Treacy i Colina z twarzami, na których jaskrawymi kolorami namalowano olbrzymie fallusy.

Oczywistym było, że to poltergeist Irytek skrępował ich i oszpecił twarze wulgarnymi rysunkami, jednak Filch, nie zważając na tłumaczenia dwójki Gryfonów, uzna to za powód nocnych wędrówek Jordana i Khana — tym samym dodając im kolejne dni kary. Z uciechą przydzieli ich do czyszczenia toalet i sali profesora Snape'a; miejsc, których sam najbardziej nienawidził porządkować.

~^~

Kiedy Rozella wstała tego ranka, była niemalże pewna, że umarła, bo po wakacyjnym wstawaniu o „czternastej nad ranem", zaliczenie jedynie godziny snu i budzenie się z myślą o nadchodzących lekcjach brzmiało jak nieśmieszny żart — albo i gorzej!, jak katorga wymyślona przez samego diabła!

Rozella była skora do odpuszczenia śniadania, byleby przespać się chociaż kilka minut dłużej — to też właśnie powiedziała Hermionie, która krzątała się po całym dormitorium, panikując ze względu na Treacy, ponieważ ta nadal nie wróciła do pokoju oraz na fakt, że z pewnością spóźnią się na lekcje. Lavender Brown i Parvati Patil wyszły już godzinę temu.

Sztorm w butelce: Opowieść Szaradzisty • HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz