Epilog: Trumna jesionowa

101 9 33
                                    


Promienie słońca westchnęły na oszklonych gablotkach, dawno niedotykanych przez nic prócz kurzu, a rozległe zasłony, w których mole wygryzły już dziury, poruszyły się bezwiednie. Gdyby mogły, teraz pewno zaburczałyby w oburzeniu na to, że nawet wiatr przeszkadzał im w ich długim śnie. Jakby nie wystarczała ta wścibska dziewucha i jej fretka.

— Pośpiesz się — szepnęła Rozella, poganiając Kapitana. — No dajesz.

Tego dnia odbywał się pogrzeb Cedrika Diggory'ego. „Prorok Codzienny" wciąż milczał o jego śmierci, ale nie istniała taka siła, która mogłaby powstrzymać ludzi od szeptania po kątach i podawania wszystkiego z ust do ust. Rozella była więc pewna, że na ceremonii — oprócz całej rodziny Diggorych oraz przyjaciół Cedrika — pojawią się także wścibscy gapie. Możliwe, że będzie ich nawet więcej niż osób, którym naprawdę zależało na tym chłopaku. Będą stać tam nad trumną z jesionu — z tego samego drewna, z którego powstała różdżka zmarłego — składać fałszywe kondolencje i płakać sztucznymi łzami. A gdy tylko pogrzeb się zakończy, oni pobiegną do domów znajomych, aby opowiedzieć wszystko, czego udało im się dowiedzieć o tajemniczej śmierci reprezentanta Hogwartu.

Rozella nie miała zamiaru brać udziału w tej farsie. Nie zawahała się powiedzieć o tym rodzicom, gdy zapytali ją, czy chciałaby iść na cmentarz razem z nimi.

Nie znała Cedrika Diggory'ego. Serce zaciskało jej się z żalu na samą myśl o jego śmierci, ale dlatego, że symbolizowała coś o wiele większego od niej samej. Coś, z czym ona, głupia czternastolatka, nie była w stanie sobie poradzić i zwyczajnie ją to przerażało. Ta śmierć oznaczała koniec pokoju oraz powrót sił Ciemności. Ale gdyby na miejscu Cedrika pojawił się jakikolwiek inny nieznajomy — Rozella wiedziała, że to wstrętne, ale tak właśnie było — nie odczułaby wcale żadnej różnicy. Dlatego nie chciała zjawiać się na jego pogrzebie. To powinien być dzień zarezerwowany dla bliskich, chcących pożegnać Cedrika, oraz dla ludzi pragnących wesprzeć ich w tej trudnej chwili. Zjawienie się tam, aby egoistycznie opłakiwać nad jego trumną własne zmartwienia, byłoby zwyczajnie obraźliwe.

— Długo jeszcze?

— Chwila.

Byli w domu Eleonory Walsh. Na dole siedzieli Aaron i, mieszkający tu razem z babką, Nathaniel. Wcześniej Aaron próbował namówić kuzyna do zagrania w gargulki, więc Rozella spodziewała się, że teraz albo chłopcy grali, albo, co było bardziej prawdopodobne, Nathaniel spławił jedenastolatka i dzieciak wrócił do kontemplowania sufitu.

Rozella o wiele bardziej wolałaby zostać w Dziupli. Sądziła, że jest już na tyle dojrzała, by móc przez kilka godzin zająć się domem i młodszym bratem, ale rodzice nawet nie chcieli o tym słyszeć. Ich zdaniem byłoby niebywałą głupotą zostawić samym sobie dwójkę niepełnoletnich dzieci, gdy wokół działo się tyle złego. Nie zadziałały też błagania młodych Dowellów, by mogli po prostu spędzić ten czas w Norze z Weasleyami. „Ciocia Molly ma teraz dużo na głowie", odpowiedziano im.

Rozella nie lubiła tego miejsca, co było o tyle rozczarowujące, że okolica wcale nie należała do najgorszych. Dom Eleonory stał na obrzeżach Walii, w miejscu, które można by określić mianem kompletnego odludzia, ponieważ najbliższa wioska oddalona była o kilka godzin stąd. Budynek ginął więc pośród ciszy, piachu i kamieni. Jeśli zaś przeszło się kawałek, na spotkanie wychodził morski brzeg.

Niestety, dom zamieszkany był przez tę opętaną upiorzycę, co całkowicie odbierało temu miejscu jakikolwiek urok. Kobieta potrafiła przyczepić się nawet do krzywo postawionego kubka, a większość pomieszczeń stała tu zamknięta na wszystkie spusty. Samo kręcenie się pod ich drzwiami groziło godzinnymi wrzaskami Eleonory. Nie było tu kompletnie nic do roboty.

Sztorm w butelce: Opowieść Szaradzisty • HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz