Rozdział 13: Zabawa na cztery fajerki

191 12 340
                                    


Dzień Bożego Narodzenia odwiecznie kojarzył się Rozelli z wesołym chaosem, a odczucie to jedynie wzrosło, odkąd zaczęła spędzać święta w Hogwarcie. Nieprzerwanie od czterech lat zawsze budziła się tego dnia skoro świt, wyrywana ze snu przez chichoty współlokatorek. I wyjątkowo nie powodowało to u niej chęci skoczenia z Wieży Astronomicznej.

Jak zresztą by mogło, skoro przed łóżkiem czekała już na nią sterta prezentów od rodziny i przyjaciół? Zawsze wiedziała, co dostanie, ponieważ jej przyjaciele byli bardzo przewidywalni, a z Aaronem łączyła ją pewna prezentowa umowa. Na kilka tygodni przed świętami pisali sobie, co chcieliby dostać i w następnych dniach podgadywali rodziców w imieniu tego drugiego. Dzięki temu ich rodzice wiedzieli, że Aaron mógłby chcieć figurki kilku swoich ulubionych superbohaterów, a Rozella mówiła coś kiedyś o nowej miotle, czy jakoś tak.

Z Fredem i George'em dawali sobie zwykle rzeczy z Zonka (w tym roku Rozella dorzuciła do tego również kilka materiałów, których bliźniacy potrzebowali do swoich wynalazków. Zdobycie niektórych z nich było tak trudne, że prawie niemożliwe. Chyba, że nazywało się Agrypina Dowell i miało się odpowiednie kontakty). Valerie, podobnie jak Ron, dawała Rozelli zazwyczaj pękatą torbę słodyczy, a Lee małe figurki magicznych zwierząt (w tym roku był to smok; zielony walijski, który właśnie zwinął się w kłębek na wydzierganym przez Treacy szaliku). Hermiona wyraźnie pomagała wybrać Ginny prezent, ponieważ Rozella dostała od Weasley mały zbiór mugolskich baśni, a od samej Granger książkę Jak wytresować wozaka. Rozella uśmiechnęła się znad ozdobnego papieru do Hermiony. Uznała, że resztę prezentów odpakuje po śniadaniu.

Rozella liczyła, że prezenty od niej również ucieszą ich adresatów. W te święta wysłała kilka paczek więcej niż rok temu. Kiedy zdobyła już prezenty dla rodziny i przyjaciół, postanowiła kupić Harry'emu nowy egzemplarz W powietrzu z Armatami; identyczny jak ten, który pożarł mu niedawno Wściek. Możliwe też, że wysłała babce Eleonorze bardzo realistyczną maskotkę czarnej sowy. Och, całkowicie zapomniała, jak bardzo te zwierzęta przerażały kobietę! No cóż, pomyślała, wypadki chodzą przecież po ludziach.

Później Rozella i jej przyjaciele — wszyscy ubrani w nowe swetry od cioci Molly — zbiegli na śniadanie i wmusili w siebie taką ilość cukru, że profesor McGonagall tylko popatrywała na nich ze zgrozą, obawiając się, do czego doprowadzi ten cukrowy zastrzyk energii.

Głowa Gryffindoru nie miała jednak się czego bać, ponieważ Gryfoni po południu poszli na zwykły spacer.

Błonia ginęły w bieli, pokryte grubą warstwą śniegu, ale uczniowie Beauxbatons i Durmstrangu przekopali w nim głębokie tunele prowadzące do zamku. Fred i George szybko znaleźli dla nich nowe zastosowanie i wszczęli wielką bitwę na śnieżki. Śnieżne tunele pomogły im najwyraźniej wymyślić jakąś skomplikowaną strategię, bo ciągle wyskakiwali w najmniej spodziewanych momentach i atakowali przeciwników, nacierając ich twarze śniegiem.

Rozella w ogóle nie rozumiała tej dziwacznej strategii, więc po prostu rzucała śnieżnymi kulami jak popadnie. Trzymała się Lee i Ginny, a za wszelką cenę unikała pocisków Valerie i bliźniaków. Potem dołączyli do nich również Harry i Ron. Weasley z tym swoim rozumem szachisty zdawał się rozumieć możliwości tuneli równie dobrze co Fred i George, więc Rozella zmieniła front. Została za to obrzucana śnieżkami przez Jordana i młodą Weasley, ale Harry — nie do końca dobrowolnie — posłużył jej jako tarcza obronna. Hermiona wolała przypatrywać się z boku ich walce, a o piątej oświadczyła, że idzie na górę, by przygotować się do balu.

— Co, potrzebujesz na to aż trzech godzin? — zdziwił się Ron, patrząc na nią z niedowierzaniem. Jego chwilowy brak koncentracji wykorzystał George, trafiając go wielką kulą śnieżną prosto w głowę.

Sztorm w butelce: Opowieść Szaradzisty • HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz