Rozdział 47

630 63 51
                                    



 Gwardia Dumbledore'a, bo tak nazwali grupę ludzi spotkających się z nimi w Pokoju Życzeń. Ich spotkania  były czymś interesującym dla niemalże każdego. Nie na co co widuje się tak zjednoczoną grupę czarodziejów z różnych domów. Nikt nie spodziewał się takiej jedności

 Nawet Artemida, którą wszyscy inni poza Percym znali jako Raven, brała udział na spotkaniach, mimo tego że syn Posejdona był pewny, że te wszystkie lekcje były jej niezbyt potrzebne. Widząc ją w obecności śmiertelników z takim szczęściem, Percy zastanawiał się nad tym, czy Zeus w ogóle wie o tym, że ona tutaj jest. To było w zasadzie całkiem dobre pytanie. 

— Zabierzesz tutaj Draco potem, tak? — spytał się Percy Nico, kiedy zobaczył że ten odszedł na chwilę. 

— Tak. — odrzekł od razu bez chwili zastanowienia. — Jak się nie zgodzi po dobroci, to siłą go tu wezmę. 

— Zależy ci na nim, prawda? — syn Posejdona spojrzał na niego z krótkim zastanowieniem. 

 Spojrzenie jakie posłał mu Nico z pewnością mogło wsadzić do grobu większość ludzi, lecz z powodu, że Percy nie znał syna Hadesa od dziś - w bardzo prosty sposób wytrzymał to spojrzenie. 

— Polubiłem go. — odparł po chwili, wahając się. — Przez chwilę może byłbym w stanie nazwać go przyjacielem, ale tak....

 W porę Nico przypomniał sobie o tym, że Percy nie znał dokładnego powodu jego przeniesienia do Slytherinu. Tę wiedzę posiadał tylko on, Dumbledore oraz Will, wobec którego nie potrafił być nie szczery. 

— Ale? — Percy był dociekliwy. 

— To nieistotne. — mruknął, nie chcąc kłamać. — Ja już chyba pójdę. 

 Nico odszedł, pozostawiając Jacksona samego. 

  Niespodziewanie poczuł się niesamowicie dziwnie - było to dotychczas zupełnie mu nieznane uczucie.  Chciał się ruszyć, lecz nie mógł przestać opierać się o ścianę. Po prostu nie mógł się ruszyć. 

 Rozejrzał się po sali i zobaczył ten wzrok. 

 Ron Weasley po raz pierwszy od początku ich znajomości miał teraz przewagę. 


***


 Starannie obserwował go od piętnastu minut, czekając na moment, aż w końcu będzie sam. Jak na razie o ironio rozmawiał non stop z Crabbem i Goylem, na których tak bardzo mu narzekał. Chciał podejść do niego, kiedy nie będzie przy nim nikogo, dlatego cierpliwie czekał na odpowiedni moment. Może dla niektórych może być to interpretowane jako znak tchórzostwa, ale Nico miał plan. Miał plan, który miał nadzieję, że nie zawiedzie. 

 Nie rozmawiał z Malfoyem odkąd ten dowiedział się o jego tożsamości. Dał mu przestrzeń, o którą prosił, lecz upłynęły dwa tygodnie. Już minęło wystarczająco czasu. Nie miał zamiaru czekać dłużej. 

— Nico? Co tutaj robisz? — ślizgon nieświadomie cofnął się o parę kroków na sam widok swojego jeszcze nie tak dawno przyjaciela. — Mógłbym przysiąc, że jeszcze przed chwilą cię tu nie było. 

 I była to prawda.

 Po prostu podróżował cieniem, bo tak było mu najwygodniej, ale za nic nie miał zamiaru tego teraz powiedzieć. Nie chciał go przestraszyć lub coś w tym deseń. 

— Musimy porozmawiać. — powiedział, ignorując ostatnie zdanie syna  śmierciożercy. — Teraz.


***


_ Muszę przyznać, że zdziwiłeś mnie, Ron. — powiedział Percy. — Nie sądziłem, że jesteś aż takim idiotą.

 Wszyscy opuścili już Pokój Życzeń, więc byli tylko oni. Ich dwójka - nikt więcej. 

— Wielki Percy Jackson nie może się ruszyć, bo marny czarodziej rzucił w niego zaklęciem, którego użył chyba po raz drugi w życiu. — Weasley zaśmiał się. — Jesteś naprawdę żałosny. 

— I kto to mówi? — prychnął syn Posejdona, mając gdzieś kompletnie swoje obecne położenie. — Rzuciłeś na mnie z zaskoczenia jakimś zaklęciem. Myślisz teraz, że jesteś jakiś niesamowity, bo zmarnujesz kilka godzin mojego życia? 

— Moje życie stało się o wiele gorsze odkąd cię poznałem. — Ron usiadł przed nim na krześle, nie ukrywając tego, że rozkoszuje się brakiem możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu przez swojego wroga. — To wszystko twoja wina. 

— Prędzej się utopię niż przyznam ci rację. — Percy uśmiechnął się ironicznie z tym niebezpiecznym błyskiem w oczach, który wyraźnie sygnalizował czarodziejowi, że najlepszym rozwiązaniem jest uwolnienie go. Siłą starał się nie wzdrygnąć. — Wypuść mnie, a może zachowasz jakieś resztki godności. 

 Ten wyraźny jad w jego głosie był jasną informacją, że zaklęcie ma zostać z niego zdjęte. Nawet przez parę sekund rudowłosy rozważał to, ponieważ nawet całkowicie obezwładniony pozostawał przerażający. 

 Musiał się jednak wziąć w garść i nie pozwolić na niepowodzenie jego planu. Już tak daleko zaszedł. 

— Nie wypuszczę cię tak szybko. — podszedł do niego, łamiąc i jego, i własną strefę komfortu. Chciał pokazać, że jest odważny i go się nie boi, mimo tego że jego rozsądek wołał, że to co robi jest bardziej niż szalone. — Musisz zrozumieć, że to twoja wina. 

 Percy zacisnął wyraźnie zęby, a Ron z zadowoleniem dostrzegł rosnącą z każdą chwilą wściekłość na jego twarzy. 

— Najwięcej straciłem z was wszystkich, Ron. — warknął, patrząc prosto w jego oczy. — Ty nic o mnie nie wiesz. 

— Chcesz mi wmówić, że te dwa lata były dla ciebie karą? — patrzył na niego i ku jego złości zobaczył, że syn Posejdona uspokajał się. Jego wściekłość nie wiadomo jakim cudem zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. — Co takiego niby straciłeś?

 Jego oczy były teraz bez żadnych uczuć.

— Annabeth. 



__________________________________________________________


Dawno nie bylo rozdzialu, wiem przepraszam, ale jakos tak wyszlo i no wciagnelam sie w pamietniki wampirow bardzo polecam jestem na 6 sezonie i za niedlugo pojawi sie krotka ksiazka z reszta zwiazana z nimi jak jak do konca napisze, ktos bedzie czytal?

jak wam sie podoba ten rozdzial? Pisalam go w calosci na elekcjach hahhaha 

pamietajcie o pozostawieniu gwiazdki oraz komentarza, poniewaz daje to duzo do motywacji

jak myslicie co sie teraz wydarzy? jestem otwarta na wasze teorie

zapraszam na mojego instagrama, gdzie jestem bardziej aktywna, czyli olliwvia

do zobaczenia, kocham was <3









𝐌𝐈𝐒𝐉𝐀 𝐇𝐎𝐆𝐖𝐀𝐑𝐓 [2] ● Percy Jackson, Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz