Leo wiedział, że ma przechlapane.
O ile wyjaśnienie Deanowi sytuacji było trudne, to zaprowadzenie do skrzydła Seamusa było nie lada wyczynem, a tego właśnie musieli się podjąć.
Syn Hefajstosa próbował zachęcić Percy'ego by ten udał się razem z nimi opatrzyć nos oraz lewą skroń, ale ten na tą propozycję mruknął coś, że sam sobie poradzi. Leo nie chciał wyjść na nachalnego, więc odpuścił, chociaż czuł złość na syna Posejdona. Twierdził, że powinien się jakoś opanować i nie rzucać się na Seamusa, wtedy nie byłoby też całej akcji i planowania coraz to głupszych planów.
Dean rozejrzał się po pokoju koło północy i z ulgą stwierdził, że wszyscy poszli już spać.
— Chodźcie! — dał im znak.
Harry wyszedł z ich dormitorium, delikatnie prowadząc różdżką lewitującego Irlandczyka. Zanim szedł Leo, nadzorujący wszystko od tyłu.
— Wciąż nie wiem skąd znasz takie pożytecznie zaklęcie. — odparł Dean.
Okularnik uśmiechnął się sztucznie, wspominając widok nieświadomego Snape unoszącego się w powietrzu.
— Hermiona kiedyś mi je pokazała. — skłamał.
Zeszli po schodach i następnie z pokoju wspólnego.
Leo czuł się jak na jakiejś misji, jak rok temu. Może to zabrzmieć dziwnie, ale podobało mu się to. Dawno nie miał w swoim życiu takich przygód, a tutaj miał przynajmniej pewność, że na pewno nie skończy się to jego śmiercią.
Pomógł Harry'emu przejść pod obrazem i sam wyszedł jako ostatni, zamykając wejście do pokoju wspólnego.
— O tej porze, włóczenie się po zamku... — zaczęła donośnym głosem Gruba Dama.
— Cicho! Ciiii... — uciszył ją Leo.
Portret wymamrotał pod nosem kilka niecenzuralnych słów, po czym umilkł.
Syn Hefajstosa podobnie jak reszta odetchnęła z ulgą i poszła dalej korytarzem. Valdez nawet wolał nie myśleć o tym, na co się chodząc w czwórkę po ciszy nocnej się narażał. Co prawda on miał najbardziej z całej czwórki gdzieś spotkanie któregoś z nauczycieli. Szczerze to zdziwiłby się gdyby cała droga poszła im bez żadnych przeszkód.
— Czy to pani Norris? — spytał cicho nieco przerażony Dean.
— Είμαι γαμημένο*... — wyrwało się Leo.
Harry rozejrzał się na boki i nim ktokolwiek coś mógł powiedzieć popchnął Valdeza oraz Deana do jednych drzwi, wcześniej je otwierając. Sam wszedł tam ostatni trzymając wciąż różdżkę wycelowaną w lewitującego Seamusa.
Zamknął drzwi i obrócił się na chłopaków.
— Lumos. — szepnął Dean, machnąwszy swoją różdżką.
Na jej koniuszku pojawiło się bladoniebieskie światło, które oświetliło połowę pokoju.
Znajdowali się w jakiejś pewnie nieużywanej sali lekcyjnej. Od razu zauważyli zakurzone ławki oraz biurko, na którym leżał sto s również pokrytych kurzem książek. Na szafkach były słoiki z różnymi magicznymi przedmiotami, których raczej żaden z nich nie chciał oglądać. Podłoga zdawała się być zjedzona przez nieznany im grzyb, podobnie jak dywan, z którego już praktycznie nic nie zostało.
— Ta szkoła się robi coraz to bardziej gorsza niż... — zaczął Leo.
— Błagam nie kończ. — przerwał mu Harry. — Mamy teraz inne rzeczy do roboty.
Syn Hefajstosa spojrzał na lewitującego Irlandczyka i potem ponownie na okularnika.
— Rozumiem, że inne rzeczy to właśnie...
Dean uciszył go jednym krótkim ruchem lewej ręki.
— Cicho... — mruknął. — Ktoś idzie.
Wyszeptał od razu po tym zaklęcie i zgasił różdżkę.
Usłyszeli wyraźne kroki. Wstrzymali oddech. Całkiem tęga oraz wysoka postać zatrzymała się przez chwilę, po czym poszła dalej.
Wypuścili powietrze z ust.
— Było blisko. — rzucił od niechcenia Leo.
Harry przewrócił oczami.
— Byłoby jeszcze bliżej gdybyś nie zamknął swojej...
Dean spojrzał na nich oboje głośno wzdychając.
— Dacie sobie już spokój? — spytał z wyczuwalną pretensją w głosie. — Poza tym, możemy już iść.
Syn Hefajstosa wymienił krótkie spojrzenie z okularnikiem, po czym wyszedł na korytarz za Deanem.
Ostatni wyszedł Potter, dalej prowadząc różdżką lewitującego Seamusa. Poszli dalej, idąc w kierunku skrzydła szpitalnego, tak naprawdę bez żadnego planu tego, co powiedzą jak tam już dojdą.
Każdy z nich modlił się w duchu by nie spotkać jakiegokolwiek nauczyciela, a w szczególności Snape czy McGonagall. Nie chcieli stracić punktów dla swojego domu już na samym starcie, byłoby to dla Krukonów, Puchonów i z pewnością Ślizgonów bardzo śmieszne.
Minęli kolejny zakręt, coraz to bardziej zbliżając się do celu. Cieszyli się zewnętrznie z tego, że poszło w miarę łatwo jak na takie długodystansowe wycieczki po ciszy nocnej.
Kiedy byli już przed wejściem, nacisnęli na klamkę, kompletnie zapominając o pukaniu.
To kogo zobaczyli zamiast pani Pomfery przyprawiło ich o prawie zawał serca, a już szczególniej Leo.
Spodziewali się dosłownie każdego widoku o tej godzinie w skrzydle szpitalnym, ale z pewnością nie ten.
*Ja pierdole
_________________________________________
Napisałam ten rozdział 1,5h przez żądania pizdokleszcz_forever Gerethon i Klaudix4, przy okazji wbijać do nich.
Pewnie rozdziału by nie było jakiś tydzień, ale wyszło że dwa dni z rzędu rozdział jest, więc ciekawie.
Ten rozdział zdaje mi się mniej chaotyczny od zeszłego, ale ocenę pozostawiam wam.
Pamiętać o zostawieniu śladu w postaci komentarza oraz gwiazdki!
Ave czytelnicy heh XD
CZYTASZ
𝐌𝐈𝐒𝐉𝐀 𝐇𝐎𝐆𝐖𝐀𝐑𝐓 [2] ● Percy Jackson, Harry Potter
FanficKolejny rok, kolejne przygody - lecz oczywiście nie wszystko może iść po myśli Percy'ego, a tajemnicze zniknięcie kogoś dla niego ważnego - z pewnością nie jest niczym czego pragnął. Kontynuacja "Misji Hogwart"