XII - Mark Rogerson

346 17 71
                                    

Siedem dni między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem zawsze kojarzyło mi się z błogim spokojem, spaniem do późna i leniwym objadaniem się świątecznymi ciastami w rytm wygrywanych przez radio kolęd. Liczyłem, że wreszcie uda mi się spędzić trochę czasu z Hermioną i rodziną, bez pośpiechu i bez paraliżującej perspektywy porannego wstawania do pracy, lecz, choć formalnie dostaliśmy wolne, jak to się mówi, zło nigdy nie śpi i już drugiego dnia świąt, kiedy odsypiałem całonocne oglądanie filmów w domu Hermiony, zbudził mnie głośny pisk ręcznego zegarka i krzyk Euzebiusza wzywającego nas na akcję*. Jęcząc, zwlokłem się z łóżka, ubrałem pospiesznie i zbiegłem po schodach do kuchni, zgarniając po drodze Harry'ego, by powiedzieć mamie, że wychodzimy.

Ta cholerna akcja trwała prawie dwa dni, a zakończyła się niepowodzeniem, co zepsuło nam humor aż do końca grudnia. Nie pocieszyły nas nawet odwiedziny Hermiony (swoją drogą, bardzo miłe) i wypady na Pokątną, dlatego z ulgą powitaliśmy sylwestrowy wieczór. Mama od godziny goniła po całym domu w poszukiwaniu zagubionej tiary i paplała w kółko o boskiej Celestynie Warbeck, zaproszonej przez Ministerstwo do uświetnienia, czy, jak kpiliśmy z Ginny, pogrążenia dzisiejszego przyjęcia. Ja i Harry pozostawaliśmy obojętni na te gorączkowe przygotowania, objadając się czekoladowymi żabami (jak na razie znaleźliśmy jedynie kartę Harry'ego), odwlekając konieczność wyjścia z łóżek i zastąpienia wygodnej piżamy wyjściową szatą, gdy nagle drzwi do mojego pokoju otwarły się z hukiem i stanęła w nich Ginny w długiej, czerwonej sukni i kolorowych wałkach zwijających się na głowie.

- Wy jeszcze nie ubrani?! - wykrzyknęła, a wałki wystrzeliły w górę i uwolniły się z jej włosów. - Au! Cholera... Ron, Hermiona będzie tu za dziesięć minut, więc lepiej się pospiesz... Harry, ty też, bo zamknę cię w tym pokoju i pójdę sama - odwróciła się na pięcie i wyszła.

Spojrzeliśmy na siebie i zerwaliśmy się z miejsc, rozrzucając dookoła kolorowe papierki i kartoniki. W ciągu tych dziesięciu minut zdążyliśmy ubrać się i zbiec po schodach. Niepewnie balansując na jednej nodze, wkładałem odnalezionego przed chwilą buta, gdy drzwi otworzyły się, a z zawiei śniegu i mroźnego powietrza wyłoniła się otulona płaszczem Hermiona. Z gracją zsunęła go z siebie i rzuciła na wieszak.

- Wow! - Straciłem równowagę i ledwie uniknąłem upadku. Hermiona wyglądała cudownie w długiej, srebrnej, lśniącej sukni na cienkich ramiączkach. Włosy znad czoła i skroni spięła wielką spinką i pomalowała oczy. Jej wygląd wprawił mnie w takie osłupienie, że zapomniałem, jak wiąże się buty. - Wyglądasz super.

- I zawsze to zaskoczenie - zaśmiała się. - Gotowi? - zapytała, rozglądając się dookoła. Widząc jednak mnie, wciąż próbującego przypomnieć sobie, do czego służą sznurowadła, Ginny wrzeszczącą na Harry'ego, by zrobił coś z włosami, mamę wyśpiewującą największe przeboje Celestyny Warbeck w czasie prasowania szat i tatę, który bąkał coś do siebie i zapinał guziki wyświechtanej koszuli, uniosła brwi i pisnęła: - To ja może usiądę w kuchni.

Ministerstwo aż lśniło od srebrnych dekoracji - balonów i wstążek unoszących się nad głowami i suto zastawionych stołów. Jak dzieci rozglądaliśmy się dookoła, nie wiedząc, na czym zawiesić wzrok. Co chwilę podchodzili do nas znajomi czarodzieje, wymieniając uściski dłoni i wypytując o pracę. Hermiona stała tuż obok mnie, przyklejona do mojego ramienia, jakby bała się zgubić w tym tłumie i uśmiechała się, gdy przedstawiałem ją innym pracownikom Ministerstwa.

Przez tumult przedarł się wzmocniony zaklęciem, niski i spokojny głos Ministra Magii:

- Witajcie! - Spojrzeliśmy w stronę mównicy, na której, z różdżką przy krtani, stał Kingsley. - Ostatnie lata nie były dla nas łatwe... - Na ułamek sekundy na jego twarzy pojawiła się mglista melancholia. - ...Tym bardziej cieszmy się końcem tego roku i  początkiem nowego, który, jak wierzymy, okaże się początkiem wspaniałej ery w świecie czarodziejów. Nie będę jednak przynudzał; zaprośmy więc tę, na którą wszyscy czekamy - przed państwem, Celestyna Warbeck i jej szyszymory!

Wszystko w porządku, Hermiono | RomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz