Harry wrócił wieczorem, kiedy ja już od godziny wierciłem się w łóżku, pod pozorem snu chcąc uniknąć jakiejkolwiek rozmowy. Miałem odwiedzić dziś mamę, lecz wymówiłem się złym samopoczuciem: cały dzień spędziłem więc na taplaniu się w kałuży apatii, zły nastrój zagryzając czekoladkami.
Harry, gdy zobaczył, że śpię, z taktowną ciszą krążył jeszcze chwilę po kuchni, by potem zniknąć w swoim pokoju. Po raz kolejny zostałem sam. Kręciłem się z boku na bok, z całej siły próbując wyrzucić z głowy echa już wielokrotnie analizowanej kłótni, aż wreszcie zmorzył mnie upragniony sen.
Następnego dnia obudziłem się otępiały i jakby zmęczony. Marzyłem, by przespać cały ten dzień, i jeszcze kolejny i kolejny, ale obiecałem rodzicom, że wpadniemy z Harrym na obiad. Choć spotkanie z mamą i braćmi było ostatnim, czego potrzebowałem, punktualnie o jedenastej stawiliśmy się w Norze. Mama wyszła nam na spotkanie i ucałowawszy w oba policzki, usadowiła w kuchni. Machnęła różdżką, a ku nam przyleciały dwa kubki gorącej herbaty i wielkie kawałki biszkoptu z bitą śmietaną.
- Ron, czujesz się już lepiej? - zwróciła się mnie. Mruknąłem coś w odpowiedzi, a mama zapytała: - Co słychać w Ministerstwie?
- Po staremu. Zasypują nas ciągle papierkową robotą... - odparł Harry, którego głos stawał się coraz mniej wyraźny, gdy zagłębiałem się w swoich myślach.
Każdy cal Nory - wytarta kanapa w salonie, kuchenny stół, nawet kubek, który trzymałem w dłoniach, przypominał mi o Hermionie i czasie, gdy tu mieszkała: na tym krześle lubiła siadać wcześnie rano, w to okno wpatrywała się w chwilach zadumy, tym kocem okrywała nogi w czasie czytania. Herbata powoli stygła, a ciasta nawet nie skosztowałem, dłubiąc w nim widelcem.
- Ron? Ron! - powtórzyła mama w akompaniamencie szczęku noży.
- Hm? - mruknąłem, zerkając na nią.
- Pytałam, co u Hermiony. Pewnie, biedactwo, od rana do wieczora siedzi z książkami...
Nie tylko z książkami, warknąłem w myślach.
- Hermiona? - odchrząknąłem. - Chyba wszystko u niej w porządku.
Mama zmierzyła mnie wzrokiem, ale wzruszyła ramionami, kontynuując swoje trajkotanie i wypytując Harry'ego o Teddy'ego Lupina.
Później dołączyli do nas jeszcze George i Percy. Gdy tylko zasiedliśmy do stołu, cały pokój wypełnił się głośnymi rozmowami: tata omawiał z Percym jakiś niezwykle ważny problem Ministerstwa, George opowiadał mamie o interesie, a Harry śledził ich z zainteresowaniem; jedynie ja nie podnosiłem głowy znad talerza i słyszałem ich wszystkich jak przez mgłę. Harry zerkał na mnie z ukosa, lecz nie powiedział ani słowa, aż do momentu, gdy wróciliśmy do domu.
- No więc? - zagadnął, opierając się o stół.
- Co? - zapytałem, unikając jego wzroku.
- O co chodzi? Od wczoraj jesteś jakiś dziwny...
Odważyłem się wreszcie spojrzeć mu w oczu. Wyzierała z nich ciekawość i upór, a wrażenie to wzmagały lśniące szkła okularów. W końcu uległem:
- Wczoraj... pokłóciliśmy się z Hermioną, nic takiego...
- Jak to pokłóciliście się? Przecież nie spotkaliście się w Hogsmeade.
- No właśnie, nie do końca... - po krótce opisałem, co dokładnie się wydarzyło. Umilkłem, a w pokoju rozległa się denerwująca cisza. Harry zmarszczył brwi.
CZYTASZ
Wszystko w porządku, Hermiono | Romione
Fanfiction~ Delikatny głos Hermiony zahuczał mi w głowie jak echo bijącego zegara. Dłoń zadrżała tak, że upuściłem różdżkę, a miotła upadła z hukiem. Hermiona... Powtarzałem w myślach jej imię, delektując się jego słodyczą. Zmusiłem się, by podnieść głowę. St...