Wciąż nie potrafię zrozumieć, jak szybko zmieniła się nasza rzeczywistość. Nie było już Voldemorta, z którego powodu ani jeden rok naszej nauki w Hogwarcie nie upłynął w spokoju i beztrosce. Nie było śmierciożerców, większość z nich czekała w Azkabanie na proces w Ministerstwie. Nie było wrogów, nie było zła. Po raz pierwszy od lat czuliśmy się bezpiecznie. Z tego powodu nie do końca wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Całe dnie spędzaliśmy na rozmowach, spacerach, i, co było pomysłem Hermiony, czytaniu książek. Nie pozostaliśmy jej jednak dłużni i uczyliśmy jej gry w quidditcha, co szło jej, lekko mówiąc, niezbyt dobrze. Ginny też nam towarzyszyła, Mcgonagall zakończyła rok szkolny dwa miesiące wcześniej. Dosyć często jednak rozchwytywali nas, a szczególnie Harry'ego, dziennikarze Proroka i innych magicznych czasopism. Udzielaliśmy wywiadów, pozowaliśmy do zdjęć, do momentu, gdy zdenerwowany tym wszystkim Harry nie trzasnął im drzwiami przed nosem.
Związek z Hermioną okazał się dla mnie czymś zupełnie nowym i zupełnie cudownym. Prawdę mówiąc, niewiele się między nami zmieniło, wciąż śmialiśmy się, żartowaliśmy, dokuczaliśmy sobie wzajemnie; każdy jednak z tych momentów kończył się delikatnym rumieńcem na policzku, głębokim spojrzeniem w oczy lub muśnięciem dłoni. Czułbym się dosyć niezręcznie, dając wyraz uczuciom w towarzystwie Harry'ego, gdyby nie fakt, że równie żywo interesował się on moją siostrą.
Pewnego lipcowego poranka, gdy jedliśmy śniadanie, w kuchenne okno zastukała wielka, biała sowa. Zobaczyłem w oczach Harry'ego cień bólu po stracie Hedwigi, którą ów sowa przypominała. Wstał szybko i do niej podszedł. Wpatrzony w list, wrócił do stołu. Zauważyłem pieczęć Ministerstwa Magii.
- Harry? Co to jest? - zapytała Hermiona.
- Ron, pamiętasz, jak w zeszłym roku rozmawialiśmy o kursie aurorskim? - zwrócił się do mnie Harry.
- Jasne, a co? - nie do końca rozumiałem, o co chodzi.
- Napisałem do Biura Aurorów z pytaniem, czy z racji naszego wkładu w pokonanie Voldemorta pozwolą nam zacząć kurs bez zdanych owutemów... - oznajmił Harry i zaczął otwierać kopertę.
- I jak? - zapytała Hermiona, szeroko otwierając oczy. Również nie mogłem uwierzyć w słowa Harry'ego. Do tej pory nie zastanawiałem się poważnie nad zawodem aurora, zazwyczaj były to tylko nocne pogawędki z chłopakami. Kiedy jednak pomysł ten stał się bardziej realny, zacząłem się trochę obawiać. Przecież przyjmują tylko najlepszych. Poza tym, bycie aurorem jest okropnie niebezpieczne.
- Zgodzili się. Kingsley pozwolił w tym roku przyjmować uczestników bitwy, którzy nie zdali owutemów. Dostaliśmy się, Ron - uśmiechnął się szeroko. - Napisali tylko, że przez wakacje musimy nadrobić Eliksiry. Ale przecież damy radę, nie?
- Szkoda że pozbyłeś się podręcznika Snape'a z szóstego roku - mruknąłem i po chwili zapytałem: - A ty, Hermiono, na jakie kursy chcesz złożyć papiery?
-Właściwie to... - odłożyła sztućce i krańcem serwetki otarła usta. - Wracam do Hogwartu. Razem z Ginny - spojrzała porozumiewawczo w jej stronę. - Chcę skończyć siódmy rok i zdać owutemy, zależy mi na pracy w ministerstwie...
Słowa Hermiony wryły mnie w krzesło. Wraca do Hogwartu. Dopiero zaczęliśmy się do siebie zbliżać, cieszyć się z siebie, wolności i bezpieczeństwa, a teraz znów mamy się rozstać. Na całe dziesięć miesięcy. Nigdy nie spędziliśmy bez siebie tyle czasu. Jasne, będę mógł ją odwiedzać, gdy dostanie pozwolenie na na wyjście do Hogsmead, wróci też na święta, ale... To zupełnie co innego.
Nie odezwałem się więc słowem. Dokończyliśmy śniadanie, Harry i Ginny żartowali między sobą, Hermiona rozmawiała z mamą, George wrócił już do swojego mieszkania na Pokątnej, a ja w milczeniu wpatrywałem się w swój talerz. Miałem sobie za złe, że znów tak bardzo przejmuję się takimi sprawami. Wmawiałem sobie, że przecież Hermiona nie znika na zawsze, że wciąż będzie blisko, zaczniemy wymieniać listy, lecz mimo to nie mogłem pozbyć się ogromnej guli w gardle, śladu łez z oczu. Gdy więc tylko posprzątaliśmy po posiłku, a wszyscy udali się do swoich spraw, ruszyłem za Hermioną do jej pokoju.
Właściwie, był to dawny pokój Percy'ego. Pełen starych, zakurzonych książek najbardziej przypadł do gustu Hermionie, która właściwie już u nas mieszkała. Urządziła go po swojemu, gruntownie wysprzątała, wypełniła wolne miejsca na regałach ulubionymi lekturami, zmieniła pościel na taką w drobny, kwiatowy wzorek. Pokój przesiąknął Hermioną. Wydawać by się mogło, że mieszkała tu od zawsze.
Stała tyłem do drzwi. Porządkowała papiery rozłożone na biurku. Usłyszawszy moje kroki, odwróciła się:
- Ron - jej twarz lekko się rozjaśniła, lecz chwilę później odmalował się na niej cień smutku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytałem smutno.
- Przepraszam, bałam się jak zareagujesz. Nie chcę cię zostawiać, Ron - podeszła do mnie i spuściła głowę. - Sam wiesz jednak jakie to dla mnie ważne. Kocham magię, Hogwart, cały ten świat. Chcę, żeby ostatnie wspomnienie ze szkoły nie było związane z Voldemortem...
Spojrzałem w jej oczy, a promienie słońca, które wpadały do pokoju, rozświetliły je i uczyniły złocistymi; włosy przybrały rudawy odcień. Jej wzrok przesiąknięty był żalem i tęsknotą, choć może tylko mi się wydawało. Wyglądała tak pięknie, tak cudnie i słodko. Zbliżyłem się do niej i objąłem mocno ramionami. Nachyliłem się i ją pocałowałem, stopniowo wkładając w to coraz więcej odwagi i czułości. Gdy w końcu oparliśmy o siebie swoje czoła, powiedziałem tylko: Wszystko w porządku i z całych sił ją przytuliłem.
- Czy jest jeszcze coś, czego do tej pory mi nie powiedziałaś? - zapytałem, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Szukam rodziców. Trafiłam na ich ślad w Australii, ale nie odnajdę ich przez internet i rozmowy telefoniczne... - powiedziała. - Och, internet to taki mugolski wynalazek, nawet nie wiem, jak ci to wyjaśnić... - dodała, widząc moją zdziwioną minę. - Muszę tam pojechać. I jeśli tylko chcesz, możesz mi towarzyszyć...
- O, genialny pomysł, zapytam Harry'ego, może też będzie...
- Ron, miałam na myśli wyjazd tylko z tobą...
- Ach, że tak... Ja... Oczywiście, że z tobą pojadę. Nie puściłbym cię samej. Nigdy w życiu - niepewnie ująłem jej dłoń i przyłożyłem do ust, delikatnie całując.
CZYTASZ
Wszystko w porządku, Hermiono | Romione
Fanfic~ Delikatny głos Hermiony zahuczał mi w głowie jak echo bijącego zegara. Dłoń zadrżała tak, że upuściłem różdżkę, a miotła upadła z hukiem. Hermiona... Powtarzałem w myślach jej imię, delektując się jego słodyczą. Zmusiłem się, by podnieść głowę. St...