Zdołałem zignorować okropny kolor swetra (mama doskonale wiedziała, że nienawidzę kasztanowego, a i tak za każdym razem go wybierała), i założyłem go, cicho wzdychając. Hermiona zrobiła to samo, tyle że jej kolorem przypominał błękitne niebo, a nie kupę zgniłych, jesiennych liści.
- Uwielbiam swetry od twojej mamy - powiedziała. - Ciekawe, że dała je nam już teraz...
- Chyba chce zająć czymś umysł i dłonie, żeby... Nie wspominać - odparłem i na chwilę pogrążyłem się w myślach. Wciąż trudno było pogodzić się ze śmiercią Freda, jednak czułem, że rana powoli się zabliźnia. - Tęsknię za nim, choć bratem był okropnym - zaśmiałem się ponuro, dalej wpatrzony w nierzeczywisty punkt za oknem. - Pamiętasz tę historię? Jak zamienił mojego misia w pająka? Fuj. Ale przynajmniej było wesoło... Chyba nie było dnia, kiedy się nie śmiałem. - Hermiona przysunęła się do mnie i z lekkim wahaniem oparła głowę o moje ramię. - Teraz to i tak bez znaczenia. Czasem, gdy smutek się nasila, zaczynam obwiniać się o to wszystko. Gdybym was wtedy nie zostawił, gdybym był z wami, może szybciej odnaleźlibyśmy resztę horkruksów i do żadnej bitwy by nie doszło...
- Nie mów tak... - powiedziała cicho i chwyciła moją dłoń. Chyba sama nie wiedziała, co więcej może powiedzieć. Sumienie równie mocno wyrzucało jej każde zaniedbanie, każdą chwilę zwłoki.
- Przepraszam - zwróciłem się do niej. - Nie chciałem znów poruszać tego tematu.
- W porządku - odpowiedziała. - Brakowało mi ciebie, gdy zniknąłeś. Dlatego tak wybuchłam po twoim powrocie - usłyszałem cichy chichot. Podniosłem się lekko i odwróciłem do niej, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Opowiedz mi o twoich rodzicach - poprosiłem.
- Są dentystami. Poznali się chyba na studiach, pobrali się i prowadzą razem gabinet. No, prowadzili... Mama uwielbia czytać. W naszym domu stoi ogromna biblioteczka. Kiedy byłam mała, układałam wielkie konstrukcje z krzeseł i stołów, żeby dostać się na wyższe półki. Tata za to świetnie gotuje. Codziennie siadaliśmy razem do kolacji, którą przygotował. Bardzo zaskoczyło ich przyjęcie mnie do Hogwartu, mama znała czarodziejów tylko z mugolskich bajek, ale byli ze mnie dumni. Kupili mi wszystko, czego tylko mogłam potrzebować, tak bardzo starali... Chociaż czuli, że powoli się od nich oddalam. Z momentem wyjazdu do szkoły bezpowrotnie opuściłam ich świat. Dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Jestem im winna przeprosiny. I wiele godzin wspólnie spędzonego czasu.
Milczałem, wsłuchując się w jej cichy, łagodny, przesiąknięty narastającym żalem głos. By zająć czymś dłonie, zacząłem nawijać na palec niesforny kędzior, który sterczał wśród kłębowiska loków koloru pitego przez Hermionę kakao, nawet lekko jak ono pachnących.
- Nie tęsknisz za światem mugoli? - zapytałem, ciągle bawiąc się jej włosami. - Z opowieści taty wynika, że jest strasznie ciekawy.
- Czasem tak. Szczególnie za moimi szkolnymi koleżankami. A dokładniej koleżanką - westchnęła. - Podobnie jak w Hogwarcie, na początku okropnie się wymądrzałam, mało kto chciał się ze mną przyjaźnić. Oprócz Lilibeth. Mugole zaczynają naukę w wieku pięciu lat; zauważyłyśmy się już w pierwszej klasie, kiedy obie, równie przerażone, w czasie przerw chowałyśmy się w toalecie, by czytać książki. Siedziałyśmy razem w ławce, chodziłyśmy do biblioteki... A potem zaczęły się te wszystkie magiczne wypadki. Raz na stołówce pokłóciłyśmy się o to, która z sióstr March jest najlepsza (Och, Ron, dlaczego ty niczego nie wiesz, chodzi o książkę!) - ja wolałam Jo, a Lilibeth, pewnie ze względu na swoje imię, Beth. Tak się zdenerwowałam, że spaghetti wystrzeliło w jej twarz! - roześmiała się głośno, choć z lekką melancholią. - Niedługo później się pokłóciłyśmy: śmiertelnie poważnie, tak, jak tylko mogą dziewięciolatki. Przez cały rok nie odzywałyśmy się do siebie słowem. Na szczęście, w ostatniej klasie zdołałyśmy nawiązać nić porozumienia, lecz potem dostałam list i wszystko ucichło... Mam tylko nadzieję, że wszystko u niej w porządku - westchnęła i poczułem, że lekko zadrżała. Mocniej wcisnęła się w moje ramię i biorąc w ręce moją dłoń, zapytała: - A jak to było u ciebie?
- Właściwie to... Ty i Harry byliście pierwszymi moimi przyjaciółmi. Całe dzieciństwo spędziłem w Norze, bawiąc się na przemian z Ginny, Fredem, Percym i Georgem. Czasem odwiedzaliśmy kuzynów. Nie powiem, że czułem się nieszczęśliwy, ale... Wszystkie te lata sprowadzały się do czekania na Hogwart. Gdy bracia po kolei wyjeżdżali do szkoły i zostaliśmy z Ginny sami, odliczaliśmy dni, aż i my do niej pójdziemy - kładąc ręce na ramionach Hermiony, pomogłem jej lekko się ponieść, i gdy spojrzała na mnie, powiedziałem najbardziej romantycznym głosem, na jaki mnie było stać, który oczywiście zabrzmiał dość koszmarnie: - Ale warto było tyle czekać - po czym bardzo ostrożnie ją pocałowałem.
Rozmawialiśmy jeszcze długie godziny. Kakao już dawno się skończyło, sączyliśmy więc kremowe piwo ze szklanych butelek, również ukrytych na dnie torebki Hermiony i zajadaliśmy się czekoladowymi żabami, które osłodziły nam obrzydliwy smak niektórych Fasolek Wszystkich Smaków. Czuliśmy się tak dobrze, ciepło i beztrosko, jak nigdy od momentu, gdy Harry został wylosowany przez Czarę Ognia. Chichotaliśmy z najbardziej żałosnych żartów, wspominaliśmy szkolne kawały moich braci, nieudane próby rzucania zaklęć i warzenia eliksirów Seamusa, naszą początkową niechęć do siebie nawzajem i wszystkie wspólnie przeżyte przygody. W tamtym momencie, wśród wielu głębokich spojrzeń w oczy, przerywających wybuchy śmiechu, wśród zupełnie naturalnych, niekontrolowanych ściśnięć dłoni i coraz swobodniejszych pocałunków, myśl ta uderzyła mnie jak umiejętnie rzucone Expulso, a mimo tego byłem jej absolutnie pewien. Zanim zdążyłem uświadomić sobie, co robię, krzyknąłem:
- Na Merlina, kocham cię.
Pewnie zapadłbym się pod ziemię ze wstydu, gdyby nie miękki i słodki jak mleczna czekolada z Miodowego Królestwa głos, który po chwili wahania zabrzmiał cudownym: Ja ciebie też, Ron.
***
Gdy się obudziłem, z początku w ogóle nie rozumiałem, gdzie jestem. Poranne, choć i tak niesamowicie ciepłe i jasne promienie słońca przedzierały się przez poszarzałe firanki, odbijając na ścianach długimi refleksami. Spojrzałem w prawo. Łóżko obok było zasłane i puste, nie licząc kilku pudełek po czekoladowych żabach i kartach, na których wielcy czarodzieje smacznie chrapali oparci o ramki obrazka. Widocznie zasnęliśmy w trakcie nocnych rozmów i nie zdążyłem przenieść się na drugie łóżko; przeklinając sam siebie i wzywając imienia Merlina, zarumieniłem się z zakłopotania. Po chwili zlokalizowałem sprawcę mojej wczesnej pobudki: Hermiona niespokojnie mruczała i wierciła się przez sen, boleśnie wbijając łokieć w moje żebra. Nerwowo pocierała swój nadgarstek - lewy, ten na którym kilka miesięcy temu, w Dworze Malfoy'ów, Bellatrix wycięła napis Szlama.
Najlepszym, sprawdzonym sposobem na koszmary jest szybka pobudka; lekko potrząsnąłem więc ramionami Hermiony i położyłem jej dłoń na policzku. Gwałtownie otworzyła oczy i podniosła głowę
- Wszystko w porządku - powiedziałem spokojnie. - To tylko sen.
Oddychała ciężko, jednak powoli się uspokajała.
- Chodź, może uda ci się zasnąć jeszcze na chwilę - wstałem, zgarniając z łóżka butelki i foliowe opakowania, by zrobić jej miejsce.
- Nie, nie, i tak musimy się już zbierać - oznajmiła i zebrała z ziemi biało-czerwone pudełko. - Merlinie, zjedliśmy całe Fasolki - beztroskim tonem próbowała ukryć drżenie głosu. Po tylu latach z nią spędzonych bezbłędnie potrafiłem rozpoznać jednak, że coś jest nie tak. Wręcz słyszałem łzy spływające po jej policzku.
- Hermiono, to tylko sen - powtórzyłem. - Już nikt cię tak nie skrzywdzi, nie pozwolę na to - słowa te zabrzmiały niezwykle trywialnie, jak pusta, nic nie znacząca obietnica, którą przecież były. Ostatnio nie zdołałem jej obronić i pewnie kłujące wyrzuty będą nawiedzać moje sumienie do końca życia.
Hermiona otarła dłonią ostatnie łzy i obróciła się w moją stronę:
- Zbierajmy się, Ron.
Z pewnością nic już nie będzie jak dawniej.
~~~Hej! Bardzo dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, dają mi niezwykłą energię i mocno inspirują <3. W końcu wstawiam nowy rozdział i mam nadzieję, że wam się spodoba i do zobaczenia już niebawem!
CZYTASZ
Wszystko w porządku, Hermiono | Romione
Fanfiction~ Delikatny głos Hermiony zahuczał mi w głowie jak echo bijącego zegara. Dłoń zadrżała tak, że upuściłem różdżkę, a miotła upadła z hukiem. Hermiona... Powtarzałem w myślach jej imię, delektując się jego słodyczą. Zmusiłem się, by podnieść głowę. St...