X - Auror Weasley

339 19 19
                                    


- Na pewno niczego nie zapomniałaś? - zapytałem, przekrzykując tłum i hałas lokomotywy Hogwart Express. - Jeśli tak, to przyślę ci sową...

- Mam wszystko, jestem pewna. - Uśmiechnęła się i nerwowo rozejrzała dookoła. Wśród stojących na peronie czarodziejów rozpoznałem wielu dawnych znajomych: Lunę ściskającą ojca, Zachariasza Smitha z czarnowłosą czarownicą, chyba jego matką i Dennisa Creeveya żegnającego się z rodzicami. Pomachał do nas niemrawo, a cała jego postać zdawała się jakby zrobiona z delikatnego szkła, które za chwile miało się rozbić. Pociąg zagwizdał, dając znak rychłego odjazdu. Spojrzałem smutno na Hermionę.

- Trzymaj się - powiedziałem. Hermiona posępnie kiwnęła głową. Odważyłem się wziąć ją w ramiona i mocno przytulić. - Będę tęsknić.

- Widzimy się w Hogsmeade w październiku - rzekła, odsuwając się ode mnie i zwracając się do Harry'ego. - Powodzenia, Harry. Nie dajcie się zabić. Ani poważnie zranić. - Jego też uścisnęła, a ja stanąłem oko w oko z Ginny.

- Wygrajcie Puchar Quidditcha, błagam. Dokop Ślizgonom - poprosiłem. Ginny została w tym roku kapitanem drużyny  i wraz z Harrym przeczuwaliśmy, że z nią na czele sezon okaże się dla Gryfonów szczęśliwy. Niepewnie przytuliłem siostrę, która ostentacyjnie prychnęła, lecz odwzajemniła uścisk.

- Chodźmy, Hermiono - zarządziła i pociągnęła ją za łokieć w stronę wagonów. Hermiona patrzyła na mnie, a jej wzrok zdawał się przesiąknięty żalem. Kiedy postawiła stopę w wagonie, a pociąg gwizdnął ponownie, nagle zbiegła po schodach i rzucając mi się w ramiona, bardzo niezgrabnie pocałowała. Rozległ się trzeci, ostatni gwizd. 

- Leć już - poprosiłem i pomogłem jej wsiąść do pociągu. Wróciłem do Harry'ego, który z kpiącym uśmiechem zerkał na mnie z ukosa. Odpowiedziałem równie wymownym spojrzeniem, jednak naszą uwagę przyciągnął odjeżdżający Express Hogwart i zarumienione twarze naszych dziewczyn energicznie machających do nas przez okno.

Westchnęliśmy z Harrym jednocześnie i ruszyliśmy do wyjścia. W głębi serca czułem lekki żal, że nie wracam do szkoły. Jak wspaniale byłoby przeżyć choć jeden rok zupełnie spokojnie i błogo, martwiąc się jedynie o końcowe egzaminy. Czułem jednak, że Hogwart nie byłby już tym samym miejscem, jakim zastałem go  siedem lat temu. Zbyt wiele wydarzyło się w jego murach, zbyt wiele wśród nich straciłem. 

***

Pierwszy dzień w nowej pracy przypominał skok do lodowatej wody. Samemu przejściu przez hol ministerstwa towarzyszyło dziwne uczucie podniecenia i dumy. Kiedy staliśmy w windzie, nerwowo zerknąłem na Harry'ego. Kąciki jego ust drgały, unosząc się do góry, a dłonie przygładzały szatę. Poprzedniego wieczoru wyobrażaliśmy sobie, jak niesamowite rzeczy będziemy robić, marzyliśmy o przygodach, niebezpieczeństwie i szaleńczych pościgach za czarnoksiężnikami, widząc siebie w roli bohaterów. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te plany w momencie przekroczenia progu Departamentu Aurorów. Przywitaliśmy się ze wszystkimi, pozwalając zaprowadzić się do boksów, które miały teraz służyć za nasze biura (na szczęście, Harry był tuż za półścianką, także wstając, mogliśmy swobodnie ze sobą rozmawiać) i usiedliśmy na krzesłach. Zupełnie nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić.

Tak rysowało się kilka najbliższych dni. Poplecznicy Voldemorta, zbyt dumni ze swoich dokonań, by uciec, gnili w Azkabanie od tygodni. Pozostali poukrywali się po całym świecie, a tropienie ich było pracą żmudną i długotrwałą. Kiedy tylko dotarła do nas pogłoska, gdzie jeden z nich mógł przebywać, kilkuosobowy patrol wyruszał, by odszukać śladów, najczęściej wracając jednak z pustymi rękami. Byli śmierciożercy mieli głowę na karku i nie chcieli łatwo oddać się w nasze ręce. Po którymś z kolei takim wypadzie, gdzie zastawiono na nas zręczną pułapkę z wykorzystaniem naprawdę dobrych zaklęć antywłamaniowych, obolali (bo, gdy tylko przekroczyliśmy próg podejrzanego domu, rzuciły się na nas wszystkie meble), ale szczęśliwi wróciliśmy do Biura z drobną, choć istotną poszlaką. Ostatecznie uznaliśmy więc tydzień za udany.

Wszystko w porządku, Hermiono | RomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz