*Jak w filmie*

418 21 126
                                    

rozdział dedykowany @Nagmerries - całujcie ją po rękach, bo to dzięki niej ta książka w ogóle istnieje

Na darmo przekonywałem Hermionę, żeby nie skracała ostatnich wakacji swojego życia, wysyłając CV i wyniki egzaminów do pana Grebblina chwilę po ich otrzymaniu. Jedynym, co odwiodło ją od napisania do niego jeszcze z Rumunii, była troska o biedną sowę, której nie chciała skazywać na tak długi lot. Kiedy jednak wróciliśmy do Nory w poniedziałkowe popołudnie, od razu pożyczyła Artemidę (skazując mnie na wysłuchiwanie pohukiwań niepocieszonej Świstoświnki) i prawie natychmiast otrzymała odpowiedź: Grebblin zapraszał ją na rozmowę kwalifikacyjną już za dwa dni.

Cały wieczór spędziliśmy więc na świętowaniu: i sukcesu Hermiony, i przyjęcia Ginny do Harpii z Holyhead. Harry, który wygrzebał z kufra pelerynę niewidkę, przemknął się na trybuny i śledził cały ich trening.

- Ginny była po prostu niesamowita! - opowiadał. - Trafiała tyle razy, że ich obrońca osłupiał z wrażenia! Jejku, stary, gdybyś ich widział! To prawie jak Mistrzostwa Świata! Przy tym nasza szkolna drużyna to raczkujące dzieci!

A Ginny w odpowiedzi chowała się za szklanką z sokiem dyniowym i, zarumieniona, uśmiechała.

W środę Hermiona wstała skoro świt i bardzo niedyskretnie spacerowała w te i wewte przed moimi drzwiami, tupiąc przy tym jak troll. Gdy, zażenowany, bo tak brutalnie przerwano mi sen, otworzyłem drzwi i spojrzałem na nią spode łba, wdzięcznie wyszczerzyła zęby:

- O, Ron, jak dobrze że już nie śpisz! - i mijając mnie, weszła do sypialni.

W zwyczajnych okolicznościach bardzo zawstydziłbym się z powodu nieporządku, jaki tu panował: nie zdążyłem, a raczej jeszcze nie chciało mi się rozpakować plecaka, z którego otwartej kieszeni wysypywały się pomięte ubrania, a po podłodze walały stare podręczniki i połamane pióra zrzucone wieczorem przez Świstoświnkę. Teraz jednak machnąłem na to ręką i usiadłem na łóżku, z łokciami opartymi o kolana i twarzą schowaną w dłoniach.

- Jest czwarta, Hermiono - wymamrotałem, próbując zebrać myśli, błądzące między realnością o meczem quidditcha na testralach, który rozgrywał się w moim śnie.

- Wspaniała godzina, by zacząć dzień! - zakrzyknęła entuzjastycznie.

- To jeszcze noc.

- Kto rano wstaje, temu Merlin...

- Ten nie skupi się w pracy i Tremmle go wywali- ziewnąłem.

- Przepraszam - westchnęła. - Nie mogłam spać. Denerwuję się.

- Posłuchaj - przetarłem oczy, by choć trochę się rozbudzić. - Skoro ja dostałem się do Biura Aurorów, to ciebie tym bardziej przyjmą do Wydziału Istot. Wszystko będzie w porządku, Hermiono.

- Boję się, że wypadnę koszmarnie... Czuję się taka nieprzygotowana!

- Nieprzygotowana? - uniosłem brwi. Odkąd dostała wyniki owutemów, nie robiła nic poza czytaniem i dopracowywaniem swojego życiorysu. Napisała nawet długą na cztery stopy pergaminu listę pytań, które mógłby zadać jej szef i kazała przepytywać się z każdego z nich. Westchnąłem bezsilnie. - Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?

- Możesz mnie pocałować - zaproponowała z figlarnym błyskiem w oku.

- Nie zdążyłem umyć zębów - uprzedziłem - bo ktoś przed chwilą wyrwał mnie z łóżka.

- Trudno - zachichotała i rzuciła się na mnie, przewracając na na stertę pościeli.

- Dla czegoś takiego mogę się budzić o czwartej - zaśmiałem się.

Wszystko w porządku, Hermiono | RomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz