Nawet nie zorientowałem się, gdy wpadłem w szalony wir obowiązków. Rano kurs aurorski, potem praca w sklepie i wieczorna nauka - choć każdy dzień wyglądał podobnie, rutyna mnie nie nużyła. Przeciwnie, w końcu skutecznie garnąłem się do pracy, wypełniając nią każdą chwilę. Wbrew przepowiedniom Hermiony, naprawdę się przyłożyłem. I naprawdę systematycznie uczyłem, czego efekty widać było jak na dłoni - nigdy nie zdobywałem tak dobrych stopni bez niczyjej pomocy.
Niestety, nawet nie miałem jak się jej tym pochwalić. Krótkie listy wymieniane raz na tydzień nie wystarczały; momentami cieszyłem się z nawału obowiązków - nie miałem czasu myśleć i tęsknić, a ból w sercu był ostatnim, czego potrzebowałem. Ukryłem więc Hermionę za zasłoną podświadomości, ale i tak czułem rosnący żal i chęć spotkania z nią, uściśnięcia jej dłoni i pocałunku...
Sklep zamknęliśmy piętnaście minut wcześniej. Wczytany w wypracowanie o zaklęciach maskujących, z którego w poniedziałek mieliśmy pisać test, leniwie machałem różdżką i wprawiałem w ruch miotłę, zamiatając podłogę. Gdy ciszę przerwał słodki dźwięk dzwoneczka przytwierdzonego do drzwi, nawet nie odrywając wzroku od zapisanego ściśniętym pismem pergaminu, oznajmiłem:
- Przepraszamy, już zamknięte...
- Cześć, Ron.
Delikatny głos Hermiony zahuczał mi w głowie jak echo bijącego zegara. Dłoń zadrżała mi tak, że upuściłem różdżkę, a miotła upadła z hukiem. Hermiona... Powtarzałem w myślach jej imię, delektując się jego słodyczą. Zmusiłem się, by podnieść głowę. Stała tam, naprawdę tam stała: z głosami spiętymi w kucyk, w ślicznej, różowej, kwiecistej sukience, której jeszcze nigdy nie widziałem, z torbą na ramieniu, nieśmiałym uśmiechem na zarumienionej twarzy i iskrzącymi się w przygaszonym świetle lamp oczami ukrytymi pod wachlarzem ciemnych rzęs. Tygodnie rozłąki zatarły w mojej pamięci prawdziwy obraz Hermiony (bo żadne, nawet magiczne zdjęcia go nie oddadzą), który w tej chwili uderzył mnie z zadziwiającą siłą. Przekląłem moje nogi, które zapomniały, jak się chodzi; jedynym, na co potrafiłem się zdobyć, było wpatrywanie się w nią, jej piękne włosy, piękną sukienkę i piękną, olśniewającą twarz z rozdziawioną buzią.
- Ron? - powiedziała ze śmiechem. - Dobrze się czujesz?
- Co? O tak, jasne, wszystko w porządku - dość niezdarnie wstałem. - Co... Co ty tu robisz?
- Chciałam tylko... Och, czy przeszkadzam? Przepraszam, myślałam, że w sobotę nie masz wiele pracy...
- Nie, nie, właśnie skończyłem, zostań - złapałem ją za nadgarstek, a przez ramię przebiegł mi dreszcz. - Cześć, Hermiono - uśmiechnąłem się. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, by potem w jednej chwili wpaść sobie w ramiona. Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy, znowu na nią spojrzałem i jęknąłem - Na brodę Merlina, Hermiono... Wyglądasz... Wyglądasz cudownie.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i chwyciła moje dłonie. Przy niej - w starej, wytartej bluzie i jeansach, z włosami od dawna domagającymi się fryzjera, wyglądałem jak, jak... Na myśl przychodziło mi ze sto porównań, a każde okropniejsze od poprzedniego. Brązowe oczy Hermiony, przeszywające mnie na wylot, roześmiane, radosne i pełne wdzięczności zdradzały jednak uwielbienie i zachwyt równe mojemu.
- Co cię tu sprowadza? - powtórzyłem pytanie. - Może wejdziesz na chwilę? Nie ma Harry'ego, dziś zajmuje się Teddym Lupinem... Zaparzę herbatę i...
- Dziękuję bardzo, ale muszę wracać do domu...
- Och, szkoda - zasmuciłem się.
- Właściwie to... Rodzice zapraszają cię na obiad na jutro. Chcą cię bliżej poznać i... Jeśli tylko masz jutro wolne, to byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś przyszedł.
CZYTASZ
Wszystko w porządku, Hermiono | Romione
Fiksi Penggemar~ Delikatny głos Hermiony zahuczał mi w głowie jak echo bijącego zegara. Dłoń zadrżała tak, że upuściłem różdżkę, a miotła upadła z hukiem. Hermiona... Powtarzałem w myślach jej imię, delektując się jego słodyczą. Zmusiłem się, by podnieść głowę. St...