Dni miały szybko, ku zdziwieniu Sophi jej wuj przez cały czas był w domu. Dzisiejszego dnia była wigilia, skrzaty krzątały się po domu piekąc pierniczki i dekorując dom.
Tym czasem blondynka spała w najlepsze. O godzinie 10 Tom postanowił obudzić ją na śniadanie.
-Wstawaj!-krzyknął uderzając w drzwi.
Gdy nie otrzymał odpowiedzi, otworzył drzwi zaklęciem i wszedł do pokoju.
-Wstawaj, śniadanie na ciebie czeka.-rozkazał lecz dziewczyna tylko mruczała coś pod nosem.- Jak nie wstaniesz sama będę zmuszony użyć siły. To co wybierasz?-szepnął jej do ucha.
-Nic, ja chce spać miej litość człowieku.- mruknęła w poduszkę.
-Czyli nie pozostawiasz mi wyboru.-stwierdził.
Po chwili złapał Sophie za kostki i wyszarpał z łóżka jednak to też nie podziałało. Jasnowłosa zwinęła się w kulkę i przykryła po uszy kołdrą.
Jako, że chłopak miał jeszcze jeden pomysł zabrał jej kołdrę i wyciągnął ródżkę.
-Wstajesz czy nie?-zapytał celując w nią.
-Nic mi nie zrobisz, nie możesz zapomniałeś?-zapytała leżąc na podłodze w satynowych, czarnych spodenkach i szarej za dużej koszulce.
-Ah tak masz rację.-przyznał odchodząc w stronę drzwi.-Ale zawszę mogę zrobić to Aguamenti- wypowiedział zaklęcie a w blondynkę poleciał strumień zimnej wody.
-Riddle zabije cię!-krzyknęła wybiegając za nim z pomieszczenia.
W całym domu można było usłyszeć groźby wypowiadane w stronę Toma i jego wredny śmiech.
-Aguamenti!-krzyknęła po raz kolejny nie trafiając w bruneta.
W końcu obydwoje zdyszani dobiegli do jadalni w której siedział Gellert czytając gazetę.
-Aguamenti !-krzyknęła po raz kolejny.
-Aguamenti!-wypowiedział tym razem Tom.
-Zabije cię!-wrzasnęła po raz kolejny, cała przemoczona.
Grindelwald spojrzał na nią spod gazety.
-Słońce, a jak ty chcesz go zabić Aguamenti?- zapytał.
-Aguamenti!-tym razem trafiła-Ha trafił..- niedokończyła ponieważ znów została zmoczona.-A idź do diabła Riddle.-rzuciła ruszając w stronę schodów.
-Cały czas idę-odpowiedział z uśmiechem -A do kąd myślisz, że idziesz?
-Przebrać się geniuszu.
-Masz zjeść śniadanie.
-Nie jestem głodna.
Tom wysuszył ją zaklęciem i również przy użyciu magi posadził na krześle.
~•~
Po śniadaniu Sophia oznajmiła, że upiecze szarlotkę.
Przebrała się z piżamy w normalne ubrania i zeszła na dół. W kuchni nałożyła fartuszek i zabrała się do pieczenia.
-Pomóc w czymś panience?-zapytał skrzat, zdziwiony pobytem dziewczyny w kuchni.
-Byłabym ci wdzięczna gdybyś przyniósł mi kilka jabłek.
-Oczywiście pani.-oznajmił i już po chwili zniknął.
W tym czasie dziewczyna krzątała się po kuchni. Kiedy już miała wszystkie składniki obok siebie zabrała się za robienie ciasta.
- Robisz z przepisu Margaret?-zapytał wuj dziewczyny stając w progu.
- Tak-odpowiedziała spoglądając na niego.
- Lekko mi ją przypominasz, jak była w twoim wieku zawsze krzątała się po kuchni. No i oczywiście piekła pyszne ciasta.
-Zgadzam się z tym.
-Tylko masz zupełnie inny harakter, Margaret była miłą Puchonką choć była w Slytherinie. Nigdy by nikogo nie skrzywdziła.
-No cóż najwidoczniej wdałam się w ciebie.-mruknęła krojąc margarynę w mniejsze kostki.-A gdzie Riddle?
-W bibliotece.-odpowiedział przyglądając się blondynce.-Zauważyłem, że wasza relacja jest dziwna.
-Oj nawet nie wiesz jak bardzo.-stwierdziła dodając cukier.
-Ale wy się przyjaźnicie czy co?-zapytał z czystą ciekawością.
-W sumie sama nie wiem, ciężko to opisać.
-No ale ważne, że masz kogoś kto cię wspiera, naprawdę warto mieć takiego człowiek.- powiedział i trochę posmutniał.
Yhm wspiera, całuję po rękach , pomaga we wszystkim i komplementuje.-pomyślała
-A ty kogoś takiego masz?-zapytała przenosząc wzrok na niego.
-Miałem...
-Co się z nim stało, umarł?
-Nie, nie podzielał moich poglądów...
-Mam jabłka o które pani prosiła.-powiedział skrzat i podał jej kilka pięknych czerwonych jabłek.
-Dziękuję Ottis, na razie możesz iść.-oznajmiła i zabrała owoce od skrzata.
Po chwili skrzat zniknął, a dziewczyna została sama z wujem. Umyła jabłka i powróciła do miejsca w którym przed chwilą stała.
Mężczyzna usiadł na kanapie w salonie obok kuchni i wczytał się w proroka codziennego. Sophia właśnie włożyła blaszkę z ciastem do piekarnika i zabrała się za obieranie jabłek.
-Co robisz?-usłyszała męski głos za plecami.
-Gdyby nie to, że cię wyczuwam pomyślałabym, że kiedyś dostanę zawału-oznajmiła dalej krojąc owoce.
-Mam nadzieje, że będzie dobre.-rzucił przyglądając się poczynaniom dziewczyny.
~•~
I tak oto nastała pierwsza wigilijna kolacja bez mamy i taty dziewczyny. Dziewczyna nadal czuła żal lecz starała się o tym nie myśleć.
O siedemnastej Sophia rozpuścila swoję piękny długię blond włosy, ubrała czerwoną sukienkę przed kolana z dekoltem w kształcie litery v oraz zrobiła lekki makijaż, który dopełniła czerwoną szminką.
Wiedziała, że na kolacji ma być ona, Tom, jej wuj i o zgrozo jej dziadek i babcia. Nie mogła uwierzyć , że ta kobieta ich odwiedzi, a raczej nawiedzi. Uważała swoją babcie za nad wyraz kłótliwą. Uwielbiała krytykować innych za wszystko. Była strasznie kapryśna i bardzo skrytykowała jej sukienkę ponieważ miała nieparzystą liczbę guzików. Perfekcjonalistka tak jak Riddle. Jak nic się dogadają. Strasznie ciężko było jej dogodzić. Coraz bardziej widziała podobieństwo harakterów Toma i babki. A dziadek był jej przeciwieństwem spokojny i wyrozumiały z zamiłowaniem do eliksirów i czarnej magi. W przeciwieństwie do babci nawet go lubiła.
Całą stylizację dopełniła czarnymi butami na obcasie i wyszła z pokoju.
CZYTASZ
I promise to change | Tom Marvolo Riddle | 18+
Fanfiction"Podobno czas leczy rany, lecz ja uważam inaczej. Ponieważ czas nie leczy ran, a jedynie pozwala oswoić się z bólem." Książka jest moim pierwszym opowiadaniem, zawiera wiele nieścisłości, niedomówień oraz błędów zarówno interpunkcyjnych jak i ortogr...