Stała na balkonie tyłem do wyjścia, oparta o barierkę. Chłopak znikąd pojawił się obok niej. Nie zwracając na niego uwagi dalej patrzała w jeden punkt.
-Rozumiem cie.-powiedział po chwili.
-Myśle, że nie..-odparła beznamiętnie.
-Słuchaj , dobrze mu tak, nie powinien cie obrażać. To dlatego płaczesz?
-Nie zrozumiesz tego, ale i tak nie płacze przez niego.
-Możesz mi powiedzieć, nie umiem pocieszać, ale chociaż się wygadasz.
-Nie.
-A powiesz mi kim był ten Marcel?-zapytał tym razem patrząc na nią.
-Koniec tej rozmowy.-oznajmiła i z powrotem weszła do swojego pokoju.
No cóż , kiedyś się dowiem.- pomyślał.
~•~
Następny dzień był pochmurny i deszczowy. Praktycznie cały dzień Sophia spędziła samotnie w pokoju. Jej wuja nie było cały dzień, a Tom siedział w bibliotece.
Chłopak był strasznie zły, że blondynka znowu cały dzień nic nie jadła.
O 16 wyszedł z biblioteki i postanowił udać się do jej pokoju. Dziewczyna nie wpuściła go więc wszedł sam.
-O co ci chodzi?-zapytała siedząc tyłem do niego.
-O co mi chodzi? To ty siedzisz sama cały dzień w pokoju i nic nie jesz!-krzyknął.
-Nie jestem sama jestem z Fomi'm.-popatrzała na niego jak na idiote.
-Co się dzieje?-zapytał siadając obok niej.
-Nic.
-No więc posiedzę z tobą.
~•~
O dwudziestej drugiej Sophia zaczynała się szykować.
Równo o dwudziestej trzeciej dziewczyna wyszła z pokoju ubrana w czarną, długą szatę z ogromnym kapturem. Zgarnęła jeszcze z komody dwie czarne maski zsałaniające pół twarzy dla siebie i Toma.
Gdy zeszła na duł przy drzwiach czekali już Tom i wuj dziewczyny. Blondynka podała chłopakowi maskę i wyszli na zewnątrz.
Po upływie kilku minut zjawili się też pozostali. Grindelwald powiedział gdzie tym razem zaatakują i że gdy tylko się zjawią aurorzy natychmiast wszyscy się deportują pod ich dom.
Tak jak wcześniej ustalili z czarnoksiężnikiem, po dotarciu na miejsce wszyscy się rozeszli, a Tom i Sophia poszli razem z męszczyzną do jednego z domów. W chacie było 6 osób. Wszyscy zerwali się z krzeseł, gdy do domu weszła trójka czarodziei.
-Avada kedavra-wypowiedziała jasnooka w tym samym czasie co brunet, a na podłogę upadły dwa martwe ciała kobiety i mężczyzny.
Tym razem Gellert odpuścił sobie przyjomność zabicia kogokolwiek i opierając się o futrynę oglądał jak jego siostrzenica torturuje jedną z kobiet, która już po chwili była martwa tak jak pozostali w tym domu.
Gdy wyszli na ulicę do ich uszu od razu doszedł dźwięk głośnych krzyków przerażenia oraz bólu. Można było też dostrzec gdzieniegdzie strumienie jaskrawozielonego lub ognistego, czerwonego światła. Gdy wszyscy troje zmierzali do następnego domu na ulicy znaleźli się aurorzy. Wszyscy z popleczników Grindelwolda byli już na ulicy, a gdy zobaczyli aurorów połowa z nich się deportowała do wyznaczonego miejsca, a druga połowa razem z Sophią , Tomem i Gellartem walczyli z aurorami. Dziewczyna na chwilę zniknęła z oczu mężczyzny.
Sophia walczyła z jedną z aurorek, a raczej z łatwością odbijała zaklęcia rzucane przez kobietę. Gdy chciała rzucić na kobietę klątwę ktoś z tyłu prubował odciągnąć ją do tyłu, przez co zanim zdążyła rzucić zaklęcie upadła na ziemięa, rzucone przez aurorkę zaklęcie trafiło ją. Dalej widziała tylko kobietę, także upadającą na mokrą od deszczu ziemię i ciemność.
~•~
Obudziła się przemoknięta na kanapie w salonie wuja. Obok niej siedział Tom I Gellert.
-Riddle do holery mogłeś mnie nie ruszać.- warknęła patrząc na niego wzrokiem bazyliszka.
-Czyli nic jej nie jest. - rzekł uradowany mężczyzna po czym klasnął w dłonie.
-Ale powiedzcie mi chociaż, że coś się stało tej kobiecie-powiedziała z nadzieją siadając.
-Tak jak zwykle twoje klątwy okazały się niezawodne-rzekł sarkastycznie ciemnooki.
●●●●●●●●
Za błędy przepraszam🖤
CZYTASZ
I promise to change | Tom Marvolo Riddle | 18+
Fiksi Penggemar"Podobno czas leczy rany, lecz ja uważam inaczej. Ponieważ czas nie leczy ran, a jedynie pozwala oswoić się z bólem." Książka jest moim pierwszym opowiadaniem, zawiera wiele nieścisłości, niedomówień oraz błędów zarówno interpunkcyjnych jak i ortogr...